Home / Inne / AMA Supercross FIM World Championships. Skrót rund 1-3.

AMA Supercross FIM World Championships. Skrót rund 1-3.

Styczeń stał się już przeszłością, jest więc to potwierdzeniem na to, że skończyły się przelewki i figle. Seria Supercross nabiera tempa i z tygodnia na tydzień wskaźnik poziomu emocji i oktanów napędzających silniki – rośnie. Wejście w drugi miesiąc roku uznałem więc za świetną okazję na podsumowanie tego co już było, ale i zapowiedź tego – co dopiero przed nami!

 

 

Po ekstremalnym powitaniu Nowego Roku na kolejną dawkę emocji nie musieliśmy szczególnie długo czekać. Pierwszym przystankiem w tegorocznej serii SX, było Angel Stadium w kalifornijskim Anaheim i nie jest to raczej dla nikogo żadnym zaskoczeniem. Pogoda na kilka dni przed tym wydarzeniem nie była zbyt sprzyjająca, jednak na dzień 7.stycznia i ona się zlitowała dzięki czemu na „anielskim stadione” zagościły w miarę pogodne warunki atmosferyczne. Kwalifikacje przebiegały spokojnie i wówczas swój zadziorny pazur pokazał James Stewart, który od samego początku chciał ruszyć ostro z kopyta. Wygrał kwalifikacje, a tuż za nim w stawce był zeszłoroczny Mistrz Serii – Ryan Villopoto na wiecznie zielonej Kawasaki. Ryan Dungey, który w tym roku ku zdziwieniu wielu kibiców, podjął walkę w raczej mało popularnym i cenionym zespole w supercrossowej serii – KTM-ie. No własnie, niestety czy też „stety”, pomarańczowa marka nie miała zbytnio siły przebicia i riderzy chętniej podpisywali umowy z japońskimi producentami. KTM jednak od kilku lat wdraża w życiu swój plan przejęcie inicjatywy na amerykańskim rynku. Po umocnieniu swojej pozycji w seriach enduro, czy też cross-country przyszła pora na podbicie serii MX/SX. A cóż może być lepszą recepturą na podniesienie swoich notowań, jak nabycie mistrza świata do swoich szeregów? Ryan Dungey ma pomóc marce w osiągnięciu kolejnego szczytu. Czy to się uda? Zobaczymy! Wiemy już jednak jedno – rozpoczęło się dobrze.

 

Ale nie nt. temat miałem się rozpisywać….

 

Starcia, w mniejsze klasie (tj. 250), rozpoczęła ekipa z Zachodniego Wybrzeża. Tutaj najszybszy w klasyfikacjach okazał się Ryan Sipes (Yamaha).

 

Gdy zegarki wybiły 19.30 (wg naszej kalkulacji czasu) warkot silników rozbrzmiał potężną arenę i był to bezpośredni sygnał do tego, że już za kilka chwil odbędzie się pierwszy wyścig sezonu, którego aktorami będą chłopcy z 250-tek. Wielu patrzy na ich zmagania z mniejszym entuzjazmem, a to błąd. Tacy kolesie jak wspomniany już Sipes, czy też Tyla Rattray albo Marvin Musquin – potrafią przyprawić o nagły wzrost ciśnienia. I w tym pierwszym wyścigu sezonu nie było inaczej – start był ostry i bez szczególnego „braterskiego miłowania”. Najbardziej spragniony pierwszego kornera był Tyla Rattray i to on był liderem w pierwszej fazie wyścigu. Jego apetyt chciał poskromić jednak Will Hahn – i tak też się stało! Will objął prowadzenie a Tyla mógł od tej pory wąchać jego spaliny. Sympatyczny Francuz, Marvin Musquin nie pozostał obojętny na te zagrywki na froncie i sam chciał brać w nich czynny udział. Efektem jego „chęci”, było trzecie miejsce, tuż za plecami Rattraya. Taki stan rzeczy utrzymywał się przez znaczną część wyścigu i z takim rezultatem został on też zakończony. Pierwszą piątkę dopełnili kolejno Seely oraz Baker.

 

Bieg drugiej grupy klasy 250, w której szeregach znajdowali się m.in.Nico Izzi i Zach Osborone, rozpoczął się chwilę później. Jego zwycięzcą został Martin Davalos dzieląc pierwsze trzy miejsca w tabeli z Deanem Wilsonem i Izzim.

 

Wyglądało zatem na to, że sprawy „formalne” klasy 250 mamy już za sobą. Trzeba było jeszcze rozstrzygnąć, kto spośród kilkudziesięciu riderów ekipy Supercross, pojedzie w biegu głównym…

 

I tak oto trybuny rozgrzane już przez „westowiczów” z 250, na ryk 450-tęk pobudziły się jeszcze bardziej. Nic bowiem dziwnego, skoro na linii startowej biegu grupy pierwszej, stanęli tacy wojownicy jak słynący ze swojego agresywnego stylu jazdy (oraz bycia) – Chad Reed oraz Mike Alessi, Ryan Morais czy też – Mr. Villopoto. Zwyciężyć ten bieg przypadło jednak temu pierwszemu z wymienionych, Reedowi, dosiadającemu motocykla Hondy.

Dobrym zwiastunem na późniejszą część eventu była wygrana najgroźniejszego rywala wspomnianego Chada Reeda – mianowicie wszystkim znanego, Jamesa Stewarta (Yamaha #7). Swoje trzy grosze do całego zamieszania dołożył Ryan Dungey i to on dojechał do mety na drugiej lokacie. Andrew Short zamknął z kolei pierwszą trójcę.

 

Anaheim I – 07.01.2012 – Main Event Klasa 250 (WEST):

Przed zawodnikami było do pokonania 15 “lapsów”. Zwycięzcy z biegów eliminacyjnych w końcu stanęli łokieć w łokieć, po to, by walczyć i rozstrzygnąć spór, kto jest najlepszy… Bynajmniej, kto w tym pierwszym biegu sezonu – będzie najlepszy. Bramki opadły i setki decybeli wypełniły „anielski stadion”. Najszybciej w całej sytuacji odnalazł się pochodzący z RPA, Tyla Rattray i to on był No.1 przez pierwsze okrążenia. Po piętach deptał mu zajadle Dean Wilson, któremu z kolei spokoju nie dawał – Cole Seely. Napięcie rosło i w końcu doszło do przetasowania między nimi. Seely wskoczył na drugą lokatę. Przed nim był już tylko Tyla. Taki stan rzeczy na czele stawki pozostawał niezmienny aż do wjazdu na piąte okrążenie. Apetyt Cole’a rósł, i rósł. Presja jaką wywierał na Rattray’u była ogromna. W końcu „góra uległa” i Cole objął prowadzenie w wyścigu. Tyla od tej pory musiał się zadowolić drugim miejscem w stawce. Dean Wilson był trzeci. Za jego plecami toczyła się jednak walka o miejsce czwarte. Uczestniczyli w niej broniący się – Wil Hahn oraz Ryan Sipes. Mistrz Motocrossowych Mistrzostw Świata MX2 sprzed dwóch laty – Marvin Musquin walczenie, aczkolwiek ostrożnie obsadzał szóste miejsce. W przedzie stawki było wciąż gorąco. Rattray naciskał…. jednak bezskutecznie! Cole był nie do zatrzymania i efekcie tego, to on jako pierwszy złożył swój podpis na linii mety! Rattray dojechał tuż za nim. Podium zamknął Eli Tomac, który zdołał przeskoczyć kilku riderów, by wbić się na pudło. Dalej byli Musquin, Sipes, a Dean Wilson – zamknął pierwszą szóstkę.

 

Anaheim I – 07.01.2012 – Main Event Klasa Supercross:

I w końcu przyszedł moment, na który wszyscy długo czekali – bieg główny mistrzowskiej klasy Supercross. Głównymi wojownikami w tym starciu było dwóch Ryanów (Ryan Villopoto, Ryan Dungey) oraz Chad Reed. Ale po kolei.

Gdy bramki opadły rozpoczęła się ekspansja na pierwszy korner. Pierwszym osobnikiem, który wbił tam swoją flagę był…Ryan Villopoto! Ivan Tedesco, Chad Reed dopełnili pierwszej trójki. Czwarty na ten moment wyścigu był Mike Alessi, który musiał ostro się pilnować, bo chrapkę na jego pozycję miał już Ryan Dungey. Przez pierwsze dwa okrążenia sytuacja we frontowej części stawki pozostawała bez zmian – prowadził Villopoto, gonili go Reed oraz Tedesco. Ryan Dungey dopiął swego i rozpoczął swoje natarcie. Alessi uległ i od tej pory był piąty. Musiał się jednak nieźle nagimnastykować, by owe miejsce utrzymać. Z tyłu bowiem gnał już James “Bubba” Stewart…

Kolejne dwa okrążenia później, Villopoto wciąż był na czele stawki umacniając tylko swoją pozycję lidera. Reed nie odpuszczał z rollera i utrzymywał drugą pozycję. Wspomniany powyżej Dungey jednak wciąż mknął i napierał. Tedesco był kolejnym, który dołączył do grona wyprzedzonych przez Dungey’a. Zatem Tedesco czwarty, ale tuż za nim był już – Stewart. Ten stan rzeczy nie trwał jednak zbyt długo, bo już na następnym okrążeniu Bubba wskoczył na czwarte miejsce. Wyścig juz na tym etapie wyglądał niezwykle ciekawie. Pierwsza czwórka nie była przypadkowa, tworzyli ją najlepsi.

Wyścig trwał, riderzy wjechali właśnie na ósme okrążenia, a Villopoto ciągle prowadził. Nic nie wskazywało na to, by miało się to szybko zmienić. I zgodnie z przewidywaniami wielu – tak też się stało. Ryan Villopoto utrzymał swoją pozycję do samego końca, wygrywając tym samym pierwsze w tym sezonie spotkanie ekipy Supercross. Podobną stabilnością wykazał się Reed oraz Dungey, bowiem w takiej właśnie kolejności dojechali do mety. Dalej byli Justin Bryton, który wykorzystał wszystkie okazje, jakie zesłał mu los. Efektem tego był awans na wysokie, czwarte miejsce. Jake Weimer również zdołał się przebić do pierwszej szóstki, obsadzając w niej piąte miejsce. Całości dopełnił Bubba, który po świetnej walce z Dungey’em o trzecie miejsce, w drugiej części wyścigu (zwycięskiej walce), niestety w pewnym momencie poległ, przez co do mety dojechał właśnie jako szósty… Tak zakończył się pierwszy event wielkiej serii AMA Supercross FIM WC.

 

Phoenix:

Druga runda tegorocznego cyklu odbyła się w Phoenix, na arenie Chase Field. 14 styczeń okazał się u naszych braci za Wielką Wodą naprawdę pogodny. Pogodny, a zarazem bardzo burzliwy. Ową “niepogodę” w Phoenix zgotowali nam sami zawodnicy. Sypały się iskry, a sielankową ciszę przeszywały grzmoty z czterosuwowych silników o pojemnościach 250 oraz 450 ccm. Biegi poprzedzające wyścig główny klasy 250 WEST zostały pochłonięte przede wszystkim przez dwóch riderów – Eli Tomac’a, który wygrał “Heat 1”, oraz Deana Wilsona z w “Heat 2”. Poza nimi do finału przeszli m.in. Tyla Rattray, Zach Osborne, ale i też Musquin, Jason Anderson oraz Cole Seely. Następnie odbyły się biegi eliminacyjne Supercrossowiczów, ale o tym za chwilę… Przejdźmy najpierw do biegu finałowego 250. Chłopcy z WEST Coast mieli do przebycia tradycyjnie 15 okrążeń. Holeshota na pierwszym z nich zdobył Dean Wilson, czyli nie byle kto – Dean jest bowiem Mistrzem serii 250 MX Lites National . Musquin wgryzł się tuż za Dean’a, ale obrona tej pozycji nie była łatwa, bo za sobą miał z kolei Tyla Rattray’a. Wyścig ten był emocjonujący, ale jeśli oczekiwaliście spektakularnych przetasowań na czele peletonu, to pewnie poczuliście się zawiedzeni. Pierwsza trójka tak dobrze czuła się na swoich pozycjach, że w takiej też kolejności (tej z pierwszego okrążenia) dojechała do mety. Nie lubię specjalnie tego typu oceniania, ale tym razem muszę przyznać, że bieg główny klasy SX okazał się o niebo ciekawszy niż ten, który zasurofowali nam panowie w klasie Lites 250.

Eliminacyjne biegi wygrali; James Stewart (Heat 1) oraz Jake Weimer (Heat 2). Do biegu głównego przeszedł również Ryan Dungey – który chyba zagwarantował nam najwięcej emocji tego wieczoru. I to od samego początku! Inicjatywę przejął już bowiem na samym starcie i z każdym metrem konsekwentnie ją powiększał. Pech jednak złapał w swe sidła zwycięzcę z poprzedniego eventu – Mr. Villopoto. Ryan zaliczył bowiem ostrą glebę, przez którą spadł na praktycznie ostatnią pozycję. Źle rozpoczął się dla niego ten wyścig, jednak jako iż jest to ambitny chłopak, nie poddał się i walczył do samego końca. Wyścig nabierał coraz to większego tempa, a jego rezultaty były widoczne choćby na 15 okrążeniu. A były one zaskakujące! Pomijam fakt, że Dungey i jego pomarańczowa strzała wciąż utrzymywali pozycję lidera wyścigu. Było to jednak naprawdę wydarzenie – może nie tyle dla Dungey’a, dla którego najwyższy stopień pudła nie jest wcale czymś nowym w serii AMA SX, ale dla zespołu KTM – który nigdy w historii nie postawił swojej pomarańczowej łapy na szczycie podium w owej serii (a dokładniej, to w jakimkolwiek wyścigu głównym klasy Supercross). Emocje były więc nie lada wysokie. W koncu za 5 okrążeń mieliśmy stać się świadkami historii. I nimi byliśmy! Nim się obejrzeliśmy, a Dungey, wraz z całym teamem już świętował. Jake Weimer był pierwszym, który mógł zobaczyć to wydarzenie już za linią mety – dojechał drugi. Trzeci, pokazując swoją wielką wolę walk i talent był.. Ryan Villopoto! Prawdziwy wirtuoz w walczeniu o swoje. Ryan przebył długą drogą – z końca stawki – konsekwentnie pnąc się coraz wyżej, by być 12, później 11…8….5 i by w końcu rzutem na taśmę chwycić się najniższego szczebla podium. Naprawdę, Ryan po raz kolejny pokazał, że jest Mistrzem. Że jest nim i szybko nie odda tego tytułu – w każdym bądź razie, nie odda go bez walki. Maksyma – nieważne jak zaczynasz, a jak kończysz w tym przypadku potwierdziła się w 101%. Wielkim przegranym natomiast okazał się James Stewart, który po wielu trudach zdołał wskoczyć do pierwszej 10 i zakończyć wyścig na 8 pozycji. Przed nim znaleźli się Trey Canard, Short, Chad Reed, który był piąty, oraz Kevin Windham (4. pozycja).

Bieg ten z pewnością jeszcze długo będzie rozpamiętywany. Efektem tych wielkich zmagań było awansowanie Ryana Dyngey’a na lidera serii (na równi z R. Villopoto) oraz zrównanie się wyniku Jake’a Weimera z Reedem (po 38 pkt. na koncie każdego z panów).

 

Los Angeles:

Areną, która jako trzecia gościła ekipy SX, była Dodger Stadium w Mieście Aniołów. Emocje zostały zagwarantowane już po drugiej rundzie, gdy w tabeli wyników klasy Supercross doszło do podwójnego zrównania punktów. Ten stan rzeczy nie mógł trwać zbyt długo – nikt bowiem nie lubi współdzielić z kimś czegoś, a już tym bardziej miejsca w klasyfikacji AMA Supercross.

 

Rezultatem rywalizacji w klasie 250 (WEST) było zwycięstwo Eli Tomaca, który wykazał się również wspaniałym refleksem w swoim biegu eliminacyjnym. Warto tu zaznaczyć, że zdobył holeshota, a na mecie był drugi – tuż za Martinem Davalosem (Heat 2). Drugi po biegu głównym był Dean Wilson, natomiast trzeci Zach Osborne. Do wielkich pechowców tego biegu można zaliczyć Marvina Musquina, który aż do 13. okrążenia jechał doskonale. Praktycznie nie spadał poniżej piątego miejsca. Jego pojedynki z Tyla Rattray’em mogły przyprawić o nagły dreszczyk na plecach. Okrążenie 13. okazało się dla niego jednak pechowe… Marvin zaliczył glebę i nie było już mowy nawet o pierwszej dziesiątce…

 

Wspominając o wydarzeniach na Dodger Stadium, warto wspomnieć również o pogodzie. Nie była ona już tak łaskawa, jak podczas poprzednich rund. Było bowiem deszczowo, co narobiło pewnego zamieszania w organizatorskich szeregach, ale na szczęście wszystko ułożyło się pomyślne. Tor został odpowiednio zabezpieczony i nie było większych problemów, by rozegrać zawody.

 

Dodger Stadium stało się również obiektem wspomnień Ryana Villopoto, który w sezonie 2011 wygrał ivent rozgrywany właśnie tam. Wspomnienia te automatycznie podniosły poprzeczkę riderowi Kawasaki, który – o czym nie powiedział oficjalnie – z pewnością chciał powtórzyć ten wyczyn. Czy się udało? No niestety nie. Tym razem Ryan musiał obejść się smakiem, smakiem nawet podium. Po długiej, 20 – okrążeniowej batalii na linii mety stawił się jako czwarty. Trzecie miejsce udało się wywalczyć Jamesowi Stewartowi, któremu – jak mówi już wielu – brakuje czegoś w tym sezonie. Swoistego rodzaju “wyrazistości”. Drugie miejsce zajął aż nader wyrazisty w tym sezonie – Ryan Dungey. Było to jego trzecie podium w tym sezonie. Na szczycie tym razem stanął australijski wojownik – Chad Reed, którego formie nie można na chwilę obecną nic zarzucić. Rundy trzeciej – finish.

 

Klasyfikacja generalna – Klasa 250 WEST (po 3 rundach):

1. Eli Tomac – 63 pkt.

2. Dean Wilson – 62 pkt.

3. Tyla Rattray – 60 pkt.

4. Cole Seely – 47 pkt.

5. Zach Osborne – 47 pkt.

 

Klasyfikacja generalna – Klasa Supercross (po 3 rundach):

1. Ryan Dungey – 67 pkt.

2. Chad Reed – 63 pkt.

3. Ryan Villopoto – 63 pkt.

4. James Stewart – 48 pkt.

5. Jake Weimer – 48 pkt.

 

Supercrossowe zamknięcie miesiąca miało miejsce w Oakland. Kto jednak wygrał i jak do tego doszło? Dowiecie się już za kilka dni, w podsumowaniu rundy 4 i 5 AMA FIM Supercross 2012. Bądźcie z nami!

AUTOR: Redakcja

Dodaj komentarz

Twój adres email nie będzie opublikowany. Wymagane pola oznaczone są gwiazdką *

*

Niniejsza strona internetowa korzysta z plików cookie. Pozostając na tej stronie wyrażasz zgodę na korzystanie z plików cookie. Dowiedz się więcej w Polityce prywatności.
128 zapytań w 1,413 sek