Home / MotoGP / Mija rok od śmierci Marco Simoncelliego

Mija rok od śmierci Marco Simoncelliego

W dni takie jak ten dzisiejszy, nie sposób oderwać się od wspomnień. Dokładnie rok temu, podczas wyścigu o Grand Prix Malezji na torze Sepang International Circuit, na skutek obrażeń odniesionych podczas wypadku, zmarł Marco Simoncelli.

Włoch zadebiutował w Motocyklowych Mistrzostwach Świata w 2002 roku w klasie 125cc. Wygrał w niej zaledwie dwa wyścigi i co ciekawe, oba na hiszpańskim torze w Jerez de la Frontera. W sezonie 2006 #58 zadebiutował w „ćwierćlitrówkach”, gdzie na najwyższym stopniu podium stawał łącznie dwunastokrotnie. Przełom jego formy nastąpił jednak w 2008 roku, kiedy to na Gilerze sięgnął po tytuł mistrzowski, chociaż na starcie sezonu nikt nie dawał mu na to żadnych szans. Korony w kolejnym cyklu zmagań, po części przez pecha, nie udało się obronić, ale w klasyfikacji generalnej był on trzeci.

W 2010 roku „SuperSic” zadebiutował w klasie królewskiej, gdzie w satelickim zespole San Carlo Honda Gresini od razu dostał do dyspozycji fabryczną Hondę RC 212V. Częste wywrotki przeplatane były z niezłymi wynikami, ale ani razu nie stanął on na podium, a w klasyfikacji generalnej zajął ostatecznie ósme miejsce. Mimo wszystko szef włoskiego zespołu, Fausto Gresini wierzył w jego potencjał…

Już w trakcie zimowych testów przed sezonem 2011 Simoncelli regularnie plasował się w ścisłej czołówce. Na początku minionego cyklu zmagań, pomimo zazwyczaj świetnej jazdy w treningach wolnych i kwalifikacjach (zdobył dwukrotnie Pole Position – w Katalonii i Holandii), w wyścigu nie miał tak dobrego tempa. Głośno było o nim także z powodu konfliktów z rywalami z toru – w trakcie kilku rund doszło do swego rodzaju małych „wojen” (jak to niektórzy nazywali) z Jorge Lorenzo, Danim Pedrosą i Casey’em Stonerem!

Ciężka praca jego i ekipy oraz wiara w możliwości #58 przyniosły efekt po letniej przerwie, przy okazji sierpniowego Grand Prix Czech. To tam sięgnął on po pierwsze w karierze zawodnika MotoGP podium i przyznamy szczerze, że z tej trzeciej pozycji cieszył się on jak dziecko. Kolejny raz na „pudle” stanął w Australii, gdzie na Phillip Island po ostrej walce z Andreą Dovizioso zajął drugie miejsce.

Zaledwie tydzień po tym świetnym występie na Antypodach, w wyścigu o Grand Prix Malezji kariera i życie tego młodego i niezwykle utalentowanego zawodnika zostały przerwane w brutalny sposób. Upadając na drugim okrążeniu, został on potrącony przez Valentino Rossiego oraz Colina Edwardsa i po trwającej trzy kwadranse reanimacji zmarł.

Nie skłamiemy, jeśli powiemy, że Włoch był zawodnikiem z krwi i kości, w dosłownym tego słowa znaczeniu. Szybki, odważny i pamiętliwy na torze, radosny i pełen życia poza nim. Znany ze swojej bujnej czupryny i bycia swoistym „gigantem”, jeśli porównać go z resztą stawki MotoGP.

Jego menadżer, wciąż obecny na paddocku Carlo Pernat powiedział swego czasu na temat #58, że ten jest jakby zawodnikiem z minionej epoki. 24’latek posiadał w sobie wiele takich cech, a za marzenia o realizacji swoich największych pragnień w świecie wyścigów motocyklowych zapłacił on najwyższą cenę.

Jedno spojrzenie na „SuperSica” wystarczyło, aby wiedzieć, że nie jest on taki, jak reszta kierowców. Pomimo ścigania się na najwyższym poziomie, miał on niesamowity kontakt z fanami na całym świecie… na przekór tym, którzy twierdzą, że wzrost popularności jest wprost proporcjonalny do wyników, jakie osiąga zawodnik. Bo choć Marco nie udało się wygrać w MotoGP ani jednego wyścigu, to znany był nie tylko z bycia jednym z najlepszych przyjaciół Valentino Rossiego, a do tego był on – nie skłamiemy gdy to powiemy – najpopularniejszym charakterem na paddocku, zwłaszcza gdy mocno poprawił swój angielski.

Na torze Simoncelli jeździł z zegarmistrzowską precyzją, ale czasami za często się wywracał. Wydawało się, że w każdy zakręt wjeżdża on jeszcze szybciej niż poprzednio i zaciekle walczył o każdą pozycję. Nigdy się nie poddawał i zawsze starał się wykorzystać daną mu szansę. #58 posiadał mentalność wojownika – mentalność, którą mają (a przynajmniej w to wierzą) wszyscy marzący o sukcesie w wyścigach motocyklowych.

Tym, co działało na niekorzyść 24’latka były zbyt częste wywrotki oraz kontrowersyjne manewry, jak ten z toru Le Mans z minionego sezonu. Po zderzeniu się z Danim Pedrosą i wywrotce Hiszpana, Włoch ukarany został wtedy karą przejazdu przez boksy, która zaprzepaściła jego szansę na pierwszy w karierze MotoGP finisz na podium. Jego fani wybaczyli mu tą kolizję jednak mając też w pamięci jego wypowiedź z toru Estoril, gdzie Marco na stwierdzenie Jorge Lorenzo, że jeździ on za ostro, odparł: „Cóż, najwyżej mnie aresztują!”

Niestety, nigdy nie dowiemy się, co jeszcze osiągnąłby 24’latek w klasie królewskiej. Mistrz Świata kategorii 500cc z 1993 roku, Kevin Schwantz (prywatnie przyjaciel Marco) uważał go za jedną z trzech wschodzących gwiazd Motocyklowych Mistrzostw Świata, obok Mavericka Vinalesa i Marca Marqueza.

Simoncelli miał już podpisany kontrakt na 2012 rok z zespołem San Carlo Honda Gresini. Trzeci sezon z rzędu miał on jeździć na fabrycznym motocyklu i tym razem walczyć już regularnie o podia. Kilka tygodni przed wypadkiem na Sepang testował on w Japonii swoją nową maszynę – Hondę RC 213V, którą był wręcz zachwycony. „To było 50 niesamowitych okrążeń, z mnóstwem adrenaliny w moim organizmie,” powiedział po testach na Motegi na temat motocykla z silnikiem o pojemności 1000cc.

W całej swojej karierze #58 wywalczył 14 zwycięstw, 31 finiszów na podium i jeden tytuł mistrzowski. To są gołe statystyki, na podstawie których oceniane są osiągnięcia (i umiejętności) zawodników. Ale Marco zostawił po sobie to „coś”… znacznie więcej niż kilka liczb w statystykach…

My „SuperSica” zapamiętamy jako niezwykłego wojownika na torze, który potrafił znaleźć miejsce do ataku tam, gdzie nikt inny nie odważyłby się na podobny manewr. Z drugiej strony w naszej pamięci Włoch utkwi jednak jako niezwykle sympatyczna osoba, fan Jimmy’ego Hendrixa i posiadacz najbardziej rozpoznawalnej na całym paddocku czupryny.


Ciao Marco!

AUTOR: nelka-23

Zainteresowana wszelkiego rodzaju sportami motorowymi, głównie MotoGP, WSBK oraz F1. Studentka Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej. Z portalem MOTOGP.PL związana od maja 2006 roku, od 2012 współpracująca z zespołem LCR Honda startującym w MotoGP.

komentarzy 19

  1. Motogp bardzo dużo straciło po jego śmierci…

  2. Wciąż trudno w to uwierzyć…

  3. Ehhh, chciałbym go zobaczyć na tym tysiącu…

  4. Taka jedna ciekawostka ode mnie http://www.youtube.com/watch?v=SwgeuL451AQ

    Może nie bezpośrednio związana z Simoncellim, ale zawsze coś. Filmik pokazuje 100 zwycięstw Rossiego, zobaczcie, jak wyglądał przy 58 :D

  5. takich zawodnikow jak MARCO juz niema!!!

  6. zawsze się zastanawiałem jak on tą czuprynę mieści pod kaskiem:). Ten rok szybko minął..

  7. [*]
    Czas zapierdala…. :(
    Twoje zdrowie Marco

  8. Co tu dużo mówić. Był moim ulubieńcem od czasów, kiedy walczył o tytuł w 250cc. Jego jazda zawsze mi się podobała, ale również zawsze bałem się o taki wypadek. Niestety…. ;/

  9. bez niego MotoGP to już nie to samo, dodawał świeżości do rywalizacji…

  10. drugi wyścig w sezonie którego nie mogłem zobaczyć i ten telefon od kolegi…SuperSic jestes wielki!!!

  11. To był jedyny koles w stawce, który jak był za plecami rywala, to rywal był zawsze zesrany ze strachu bo każdy wiedział, że zaraz będzie walka na łokcie nawet w miejscach gdzie nikt inny by sie nie odważył na wyprzedzanie, taka jest prawda o supersic. Dlatego tez Lorek tak na niego narzekał zawsze, bo się go poprostu na torze bał i to było piękne. Prawdziwy Wojownik!To była osoba według mnie godna następstwa Valego i nie chodzi tutaj tylko o sciganie ale o osobowosc. Teraz w motoGP to Vale już się przygasił (wiek tez zabiera pewną radosć w życiu) a reszta to ponure osoby, mało się usmiechające i tego osobiscie mi brakuje. ale i tak kocham ten sport!

    • Warto też dodać, że do samej śmierci był walczakiem. Pamiętacie jak zginął? Chciał utrzymać się na motocyklu, a mógł puścić i tragedii się nie wydarzyło, a tak potraciło go dwóch zawodników. Szkoda, że to się tak skończyło :(

  12. Co masz na myśli pisząc: teraz kolej na Marqueza??

  13. Ma zapewne to na myśli, że jak ktoś jeździ zbyt agresywnie to prędzej czy później coś się stanie…

  14. Bardzo go brakuje na torze,był super postacią,zawsze mówił wprost co myslał i za to mu chwała!!!

Dodaj komentarz

Twój adres email nie będzie opublikowany. Wymagane pola oznaczone są gwiazdką *

*

Niniejsza strona internetowa korzysta z plików cookie. Pozostając na tej stronie wyrażasz zgodę na korzystanie z plików cookie. Dowiedz się więcej w Polityce prywatności.
174 zapytań w 1,603 sek