Valentino Rossi – chyba nikomu nie trzeba przedstawiać tej osoby. Wywalczone dziewięć tytułów mistrza świata, z tego aż siedem w królewskiej kategorii. Od kilku lat „The Doctor” ciężko pracuje, żeby pomimo swojego wieku, zdobyć upragniony, jubileuszowy dziesiąty tytuł. Niestety z roku na rok szansa na to jest coraz mniejsza, lecz Valentino nie schodzi jeszcze ze sceny. Ostatnie trzy sezony to hurtem zdobywane tytuły, ale „tylko” wicemistrza świata. Czego zatem brakuje, żeby wrócić na szczyt ?
Zacznijmy od banalnej sprawy, Valentino jest najstarszym zawodnikiem w stawce. Obecnie ma 37 lat, ostatni tytuł w 2009 roku zdobywał, gdy miał 30 „wiosen” na karku. Wiek jest bardzo ważnym czynnikiem. Oczywiście „The Doctor” jest w świetnej formie, ale nie ma już tyle wigoru w sobie co Marc Marquez. To może być powodem, dla którego czasami brakuje u Rossiego takiego polotu i finezji, jak za dawnych lat. Wciąż miewa przebłyski geniuszu, ale ogólnie i tak wyżej wspomniany Marquez znajdzie gdzieś ten ułamek sekundy na okrążeniu. Hiszpan jeździ bardzo podobnie do Włocha ze wczesnych lat w królewskiej kategorii, a to pokazuje, że jednak wiek robi swoje, a natury (niestety) nie da się oszukać.
Pewność siebie jest kolejnym czynnikiem, który ostatnio zawodzi u „Doctora”. Włoch stracił ją po przejściu na Ducati – wtedy już po pierwszych testach wiedział, że przesiadka była najgorszą decyzją w karierze. Obecnie o braku pewności u „Doctora” świadczą szczególnie deszczowe wyścigi. Tegoroczna runda w Niemczech pokazuje to najlepiej. Podczas, gdy koniecznie trzeba było zjechać po „slicki” Valentino tego nie robił. Uparcie jechał na deszczówkach, systematycznie tracąc przewagę nad Marquezem. Wówczas jadąc na pozycji dającej podium, spadł ostatecznie na ósme miejsce na mecie. Rossi nie był pewny warunków jakie panowały na torze, dlatego nie słuchał zespołu i nie zdecydował się na zmianę opon. Chciał za wszelką cenę nie dopuścić do sytuacji, które miała miejsce w poprzednim wyścigu w Assen, kiedy to podczas ulewy „stracił głowę”, nie utrzymał nerwów na wodzy i przewrócił się. Był to bardzo kosztowny błąd, ponieważ od tamtej pory to Marquez zaczął „odjeżdżać” w klasyfikacji. Wtedy już można było marzenia o kolejnym tytule odkładać na przyszły rok.
W kolejnych wicemistrzostwach Valentino sporą zasługę ma jego zespół – Yamaha. Błędne decyzje, nietrafione strategie, brak rozwoju motocykla w trakcie sezonu. Te czynniki miały duży wpływ na pozycje osiągane przez Rossiego. Paradoksalnie można powiedzieć, że Rossi stracił tytuł w sezonie 2015 w swoim domowym wyścigu o GP San Marino. To była szalona runda, kiedy to na przemian padał deszcz i wychodziło słońce. Rossi znowu uparcie przedłużał swój pobyt na torze, swoją uwagę skupiając na Jorge Lorenzo. Yamaha też sama nie wzywała „Doctora” do boksu. Opony wcześniej zmienił Marquez i to on wygrał wyścig. Lorenzo widowiskowo się przewrócił, więc Rossi mógł odrobić bardzo dużo punktów, lecz był tylko piąty. Przed nim na metę dojechali Bradley Smith, Scott Redding i Loris Baz, co bardzo źle świadczy o strategii zespołowej. Wtedy Rossiemu do tytułu zabrakło sześciu punktów, które zgubił właśnie u siebie w domu.
Pol Espargaro w tym roku mówił, że Yamaha nie rozwija motocykla w trakcie sezonu. Można się z tym zgadzać lub nie – w końcu Pol jeździł w satelickim zespole, ale na pewno Yamaha nie rozwinęła motocykla tak bardzo jak Honda. Ten sezon pokazał to znakomicie, jak bardzo zespół Marqueza tracił na początku sezonu szczególnie na przyspieszeniu, a pod koniec roku ta różnica była już niezauważalna.
Mówiąc o Rossim nie można nie wspominać o jego konfliktach z innymi zawodnikami. Sezon 2015 zakończył się ogromnymi kontrowersjami. Jak było naprawdę i czy faktycznie Marquez spowalniał Rossiego w Australii, tego się pewnie nigdy nie dowiemy. Prawda zapewne leży gdzieś po środku. Warto zauważyć, że Valentino w tej sytuacji był sam sobie winny. Zaprzątał sobie głowę sporem z rywalami, nie skupiał się na własnej jeździe. Dał się sprowokować Marquezowi w Malezji, a dalszą część historii dokładnie znamy. Tak doświadczony zawodnik nie powinien być tak podatny wszelkie prowokacje, w końcu to właśnie Valentino zawsze prowokował i zawsze wychodził z tego zwycięsko. Tym razem to się obróciło przeciwko niemu.
Podsumowując, Valentino będzie legendą wyścigów bez względu na to czy zdobędzie kolejny tytuł, czy nie. Świat MotoGP od dawna się dzieli ludzi kochających „Doctora” i ludzi, którzy go nienawidzą. Na wszystkie spory trzeba jednak spojrzeć obiektywnie i powiedzieć wprost, że każdy jest winny sytuacji z końca poprzedniego sezonu. Zarówno Marquez, jak i Rossi nie popisali się delikatnie mówiąc.
Żeby zdobyć dziesiąty tytuł „Vale” będzie potrzebował dużo szczęścia. Yamaha musi pracować nad motocyklem, Rossi musi skupić się na sobie i podejmować właściwe decyzje. Na pewno Włoch będzie faworytem, ale takich zawsze jest wielu na początku sezonu. Wszystkie spekulacje skończą się 26 marca i miejmy nadzieje, że rozpocznie się wtedy kolejny fenomenalny sezon.
Kiedy? Nigdy. Trzeba wiedzieć kiedy zejść ze sceny
Szkoda że Schumacherowi nikt tego nie powiedział.
Tak Gzehoo, ale Schumi się wyje*** już na nartach.
Z Mercem oczywiście popełnił przestępstwo, bo po Ferrarce nikt go już nie widział w innej marce, ale kilka solidnych wyników zaliczył i wiele pokonywał Rosberga w bezpośredniej walce.
Dlaczego ma schodzić ze sceny jak jest konkurencyjny? Dovi i Pedrosa powinni zakończyć kariery a nie on :)
Przecież Dovi i Dani też są konkurencyjni :D
a Rossiego nie skreślałbym jeszcze, bo już trzy razy miał swoje „back in business” :)
Postawiłeś już jakieś pieniądze na tę „wróżbę”?
Kiedy?? kiedy reszta pozwoli np Marquez
No…w 2015 pozwolił, tylko Lorek nie pozwolił, który to z kolei w tym roku i w 2014 pozwolił…
Valentino stac na 10 tytul tyle ze wydaje sie jakby za bardzo sie spinal i popelnia blecy wtedy tak jak kiedys jego rywale role sie odwrocile poprostu. Jest konkurencyjny zgadza sie potrafi wygrywac wyscigi co w tak mlodej i walecznej konkurencji nie jest proste.
Tak czy inaczej z 10-tym tytulem czy i bez niego zawsze bedzie mial pelen szacunek dla jego osoby i koniec.
W pełni popieram.
Mysle ze jest jeszcze jeden element, ktory ma wplyw na obecna postawe Rossiego- wypadek z Simoncellim. Wydaje mi sie ze jest cos odwrotnego co stalo sie z Sete Gibernau po smierci Katoh (oczywisvie Sete nie bral udzialu w wypadku japonczyka) hiszpan dostal takiego „natchnienia” i byly to jego najlepsze lata. Rossiego, wydaje mi sie, troche smierc SIC!-a podlamala.
k3 mógłbyś pogłębić temat? Fakt może i śmierć Simoncelliego wpłynęła na Vale, ale jak ma sie do tego śmierć Kato i dlaczego wtedy Gibernau dostałby natchnienia ?
Oczywiscie ze moglbym. Napisalem jak roznie wplynela na nich strata kolegi (Gibernau i Katoh jezdzili w jednym zespole dla Gresiniego) czy bliskiego przyjaciela(Rossi-Simoncelli). Rossi troche jakby wyhamowal, natomiast Sete calkiem odwrotnie. „Dlaczego wtedy Gibernau dostalby natchnienia”?-mysle ze nie dostalby a wyraznie dostal i gdyby nie Rossi w tamtym okresie to spokojnie bylby co najmniej dwukrotnym Mistrzem Swiata. Moze spowodowal to numerek 74, ktory od czasu wypadku Katoh, nosil na kombinezonie Sete, a moze „byla to boska interwencja” jak mawial jeden kokes z Pulp Fiction, nie wiem. To takie moje przemyslenia.
Pomijając aspekt psychologiczny i tego jak sytuacja z Katoh wpłynęła na Sete, to trzeba dodać, że na zwyżkę jego formy mogła też mieć wpływ przesiadka na fabryczny motocykl. Sezon zaczął w specyfikacji z 2002, ale od Jerez, po zwycięstwie w Welkom, miał taki sam motocykl jak Rossi.
Zacnie napisany artykuł. Gratuluje pióra