Dzięki uprzejmości Kasi „Karen” Łapczyńskiej z którą współpracujemy, będziecie mieli możliwość od czasu do czasu poczytać o wszelakich ciekawostkach ze świata MotoGP i nie tylko. Na pierwszy ogień idzie relacja, tego czego fotograf może doświadczyć podczas wyścigowego weekendu i jak to wszystko wygląda „od środka”.
Pamiętam to jak dziś. Kilka dni przed rundą MotoGP w Brnie w 2014 roku dotarła do mnie wiadomość.. Mamy to! Uzyskanie akredytacji fotograficznej na Motocyklowe Mistrzostwa Świata to było jedno z moich największych marzeń. I udało się, choć ten „pierwszy raz” w przypadku MotoGP nie jest łatwy. Sporo dokumentacji, statystyki portalu, własne publikacje.. Nie wystarczy być dobrym fotografem. Musi stać za Tobą także dobra redakcja. Na szczęście po pierwszej, ciężkiej do przebrnięcia weryfikacji, kolejne przebiegają bezproblemowo i w miłej atmosferze. Dzięki temu co roku pojawiam się na wybranych rundach jako pełnoprawny fotopstryk.
Dla maniaka motocykli i wyścigów oglądanie MotoGP zza kulis to coś niesamowitego. Od środka wygląda to zdecydowanie „normalniej” niż w telewizji. Owszem, za wszystkim stoją ogromne pieniądze, widać pełen profesjonalizm, lata doświadczeń w kwestii PR. Ale bez względu na to, Ci wielcy i sławni wciąż są zwykłymi ludźmi. I bez obecności telewizyjnych kamer zachowują się po prostu tak, jak każdy przeciętny człowiek.
Po przejściu przez magiczne bramki, na których odbywa się skanowanie kodów kreskowych z akredytacji, wchodzi się do innego świata. W miarę możliwości na każdej z rund powstaje w padoku długa prosta. Po jednej stronie stoją teamowe tiry, a po drugiej rozpoczynają się stanowiska poszczególnych zespołów. Mają różne wielkości, w zależności od zamożności teamu. W środku czekają cateringi, stoliki, specjalnie miejsca na spotkania z mediami i wiele wiele innych tajemnic. Każdy zespół organizuje to nieco inaczej.
A jak w tym wszystkim odnajduje się fotograf? Piątek to dzień organizacyjny. Najpierw należy udać się do centrum odbioru akredytacji, które zazwyczaj znajduje się w pewnej odległości od toru (nawet do kilku kilometrów). Po odebraniu dokumentów, można przetransportować się na obiekt. W przypadku nowego (dla fotopstryka) toru, pierwszy dzień jest okrutnym szaleństwem. Osobiście biegam wokół całej nitki, szukając przejść z jednej strony toru na drugą i polując na najlepsze miejsca do robienia zdjęć. Czasu jest całkiem sporo, ale ciężko się odnaleźć. Dodam, że po pasie bezpieczeństwa poruszają się specjalne busy, które podrzucają fotografów z jednego fragmentu toru na drugi. To bardzo ważne, gdy zależy nam na czasie. Nitka na zazwyczaj 4-6km, co oznacza, że przemieszczenie się pieszo zajmuję naprawdę kilka minut. I mówimy tu o przejściu z zakrętu sześć do siódemki, a nie z jedynki do jedenastki. To zajęłoby całą sesję treningową/kwalifikacyjną albo cały wyścig. A tyle czasu nie mamy. W końcu ujęcia muszą być różne.
Latanie po torze z zakrętu w zakręt bywa męczące. Punktem spoczynkowym dla mediów jest tak zwane centrum prasowe. W zależności od obiektu są to jedna, dwie, lub trzy ogromne sale ze stolikami i krzesełkami. Są telewizory, na których jednocześnie pokazywana jest transmisja na żywo z toru i live timing. Są gniazdka, jest internet… Płatny. W kolejnym pomieszczeniu znajduje się mniej lub bardziej skromny catering (kawa, herbata, RedBulle, ciastka, owoce..). Dalej jest sala konferencyjna, gdzie po kwalifikacjach i wyścigach można posłuchać zawodników, a następnie w miarę swobodnie z nimi porozmawiać. W miarę, chyba, że ten zawodnik nazywa się Rossi i ucieka z sali tylnymi drzwiami, podczas gdy reszta do wyjścia kieruje się po prostu pomieszczeniami dla mediów :)
Podczas konferencji prasowej, każdy dziennikarz czy fotograf może zadać publicznie swoje pytanie. Po zakończeniu części oficjalnej, która jest rejestrowana przez kamery i można ją później obejrzeć na stronie MotoGP.com, zawodników atakują telewizje takie jak hiszpański Movistar czy włoskie media. Później jeźdźcy są do dyspozycji „szaraczków” i zazwyczaj bardzo cierpliwie odpowiadają na grad pytań. Już w takiej sytuacji można nieco poznać charakter, a przynajmniej profesjonalizm poszczególnych riderów. Nie będę nadmiernie chwalić Marqueza, bo pewnie większość z czytelników wie, że to mój absolutny numer jeden, ale chciałabym wspomnieć tutaj o osobach Cala Crutchlowa i Andrei Dovizioso. Naprawdę chłopaków bardzo ciężko jest zdenerwować, mało tego, Crutchlow zawsze wprowadza bardzo luźną atmosferę podczas takich spotkań, sypiąc na lewo i prawo żartami.
Wracając do piątku – to najlepszy dzień na to, żeby spokojnie pospacerować po padoku, porozmawiać z zawodnikami i porobić zdjęcia „techniczne”. To zdecydowanie najmniej napięty moment podczas weekendu. Jeźdźcy są zazwyczaj najmniej zestresowani, a atmosfera sprzyja luźnej gadce. Mają też najwięcej czasu na wywiady czy pozowanie do fotek z fanami, którzy atakują wszystkie płoty czy bramki wokół strefy zamkniętej. Po „długiej prostej” spaceruje najmniej gapiów z plakietkami „VIP”, więc ciężko trafić na korek czy też wpaść pod rozpędzony skuter. Co innego w sobotę i niedzielę… Ale o tym w kolejnym wpisie, coby was nie zanudzić i nie zmęczyć długością posta :)
PS. Przy okazji gorąco zachęcam do odwiedzenia jednej z rund MotoGP i zobaczenia tego widowiska na żywo, z trybun. Całkiem blisko jest Brno, gdzie od lat widuje bardzo dużo Polaków. Naprawdę WARTO!
Tekst i zdjęcia: „Karen” www.lapczynska.com
Bardzo fajny wpis. Miło, że taka seria się pojawiła :)