Polak w MotoGP – czy to misja niemożliwa?

Oglądając rywalizację pośród najlepszych motocyklistów świata, trudno nie zadać sobie pytania, dlaczego pomimo ciągłego rozwoju jako kraj oraz wzrostu popularności motorsportu, Polska wciąż nie ma swojego przedstawiciela w paddocku MotoGP. Co sprawia, że nie doczekaliśmy się jeszcze polskiego motocyklisty na szczycie wyścigów motocyklowych – i dlaczego niewiele wskazuje na to, że w najbliższym czasie się to zmieni?
Pierwszy, poważny problem, z którym musi mierzyć się młody adept, chcący zaznać kariery w motorsporcie to zaniedbana, a właściwie nieistniejąca infrastruktura. Doskonałym przykładem sprawnie działających obiektów wyścigów są takie kraje, jak Hiszpania, Włochy czy Wielka Brytania. Nie bez powodu to właśnie z tych państw wykluły się gwiazdy pokroju Valentino Rossiego, Marka Marqueza, Jorge Lorenzo czy choćby Lewisa Hamiltona w F1.
Wymienione kraje mają setki torów wyścigowych przystosowanych pod wiele kategorii, co niewątpliwie pomaga w rozwoju młodych talentów. Dla porównania, na naszej ojczystej ziemi nie znajdziemy z tego choćby ułamka. Brakuje też szkółek, od których roi się za granicą. Zawodnikom nie kreuje się przyszłej ścieżki, tak jak ma to miejsce u najlepszych akademii. Brakuje struktur i organizacji, które mogłyby pomóc w rozwoju młodym zawodnikom. Bez nich trudno marzyć o laurach.
Polscy zawodnicy, pokazujący talent, muszą zatem udawać się do innych krajów, a to z kolei oznacza ogromne wydatki. Wielu porzuca swoją pasję właśnie z powodu finansów, które piekielnie trudno dopiąć. Motorsport to ogromne przedsięwzięcie finansowe, często mówi się nawet o kilkuset tysiącach za sezon startów w poszczególnych seriach! Potrzebni jest więc dofinansowanie, ale tu pojawia się kolejny kłopot. W naszym kraju motorsport nadal uchodzi za nietrakcyjne miejsce dla sponsorów.
Pomimo ogromnego koncernu, jakim jest Orlen, który sponsorował Roberta Kubicę i zespoły F1, wyścigi motocyklowe nie są u nich rozważane. Dodatkowo, media w Polsce nie poświęcają uwagi polskim zawodnikom. Epizodycznie słyszy się o kwitnących karierach młodych kierowców, którzy marzą o Formule 1, ale słuch zaginął o motocyklistach. Brakuje medialnej otoczki, a to ważny aspekt, bo może to pomóc młodzieńcom w ich wypromowaniu.
Na przekór wszystkim problemom wyszło kilku Polaków. W ostatnich kilkunastu latach obiły się o uszy takie nazwiska jak Paweł Szkopek (wielokrotny mistrz Polski, mistrz Europy, były zawodnik World Superbike), Piotr Biesiekirski, który w czasie i po pandemii rywalizował chwilowo w kategorii Moto2 oraz Milan Pawelec, mierzący się w ubiegłym sezonie w przedsionku klasy Moto3 – Red Bull Rookies Cup. Najbliżej poznania zapachu MotoGP był Piotr, który mimo wszystko nie podbił paddocku. Obecnie powraca do mistrzostw World Supersport, w których ma spore szanse na dobre wyniki. Biesiekirski skończy we wrześniu dopiero 24 lata, więc niewykluczone, że w przypadku obiecujących rezultatów, powróci do paddocku mistrzostw świata.
Największą nadzieją jest jednak Milan Pawelec, który po ubiegłorocznej rywalizacji w Pucharze Red Bulla przeszedł do mistrzostw Europy Moto2. Już sam fakt, że znalazł się w tak prestiżowym gronie, o czymś świadczy. Milan ma 18 lat, potencjał na znacznie więcej oraz cenne doświadczenie zdobyte w przedsionku mistrzostw świata. To obecnie jedyny zawodnik, który może realnie powalczyć o miejsce w niższych klasach, a następnie w MotoGP.
Czy Polska doczeka się zawodnika w klasie królewskiej? Tylko wtedy, gdy zostanie zbudowany cały system – przez tory, szkółki i sponsoring. Indywidualne talenty to za mało, aby przebić się do lukratywnego świata, którym jest MotoGP.
Głównie problemem jest kasa. Drugi to PZM 😉 Syn Badziaka musi jeździć w Czechach, bo jest za młody na starty w Polsce. Leśne dziadki zrobiły delikatny postęp ale dalej jesteśmy w tyle. Dlatego wszystko u nas średnio zipie jeśli chodzi o wyścigi i rajdy. Promocja jest prawie zerowa, zainteresowanie młodych nikłe.