Jako jedyny zespół w całej stawce klasy MotoGP ekipa Repsol Hondy reprezentowana była przez trzech zawodników. Wszyscy uplasowali się w czołowej czwórce klasyfikacji generalnej, a sam japoński producent zgarnął wszystko, co mógł. Oto jak poszło najszybszemu z tego tria – Casey’owi Stonerowi w dopiero co zakończonym cyklu zmagań…
Do tegoż teamu, po kilku latach spędzonych na Ducati, wraz z nowym cyklem zmagań przeszedł Casey Stoner. Australijczyk, dosiadając po raz pierwszy w życiu Hondy RC 212V od razu był piekielnie szybki, co udowodnił już w listopadzie minionego roku w Walencji, kiedy uzyskał najlepszy czas! Potem dwukrotnie próby w Malezji kończył w czołówce, najpierw tracąc zaledwie 0.054sek do najszybszego Marco Simoncelliego na początku lutego. Następnie podczas drugich testów na Sepang był już najszybszy, a podobnie było i w Katarze. Nie dziwi, że przed startem sezonu był on bardzo pozytywnie nastawiony, ale wiedział, że nie może się zbytnio zrelaksować, bo rywale nie zamierzali odpuszczać.
Ostatni cykl zmagań z motocyklami z silnikami o pojemności 800cc rozpoczął się dla #27 idealnie, bowiem od wywalczenia pierwszej lokaty startowej w kwalifikacjach. Tym samym trzeci raz z rzędu rozpoczynał on wyścig na Losail z pierwszego pola. Co ciekawe, chociaż na początku wyścigu musiał nieco walczyć, potem bez problemu odjechał rywalom sięgając po zwycięstwo. „Po świetnych testach w ten weekend wszystko układało się dla nas coraz lepiej. Jestem dumny, że w ten sposób rozpocząłem sezon! To najlepsze, co mogło mi się przytrafić,” cieszył się Mistrz Świata sezonu 2007, który na podium wszedł z flagą Japonii, dedykując ten triumf ofiarom tsunami i trzęsienia ziemi w Kraju Kwitnącej Wiśni.
Kolejna runda nie była już tak udana dla Stonera. W hiszpańskim Jerez de la Frontera pomimo wywalczenia drugiego z rzędu w sezonie 2011 Pole Position, w mokrym wyścigu jego tempo nie było zbyt dobre. Spadł on o kilka pozycji w dół, co doprowadziło do tego, że na ósmym okrążeniu zaatakował go Valentino Rossi. Stało się to tak niefortunnie, że obaj wylądowali na deskach, a Casey nie wrócił już do rywalizacji. „Po ciężkiej pracy wykonanej przez całą ekipę w trakcie weekendu, nienawidzę mieć potem wyścigu takiego jak ten. Pomimo wysiłku włożonego w znalezienie odpowiednich ustawień, wracamy do domu z niczym,” przyznał, po czym wyjaśnił jak w jego odczuci wyglądał wypadek: „Słyszałem, że Valentino chce mnie wyprzedzić i nie martwiło mnie to, zostawiłem mu nawet sporo miejsca. To mimo wszystko był incydent wyścigowy i nic nie mogliśmy zrobić.”
W Portugalii jednak, dość niespodziewanie, w sesji kwalifikacyjnej wywalczył on „zaledwie” czwarte pole startowe, jednak w wyścigu udało mu się wskoczyć na najniższy stopień podium. Do zwycięzcy stracił jednak sporo i wielu spodziewało się, że to już koniec jego dominacji, która przed sezonem i na jego początku była znacząca. „Na początku nie miałem zbytniego zaufania do tylnej opony, której lewa strona nie pracowała tak jak powinna. Kilkukrotnie prawie się przewróciłem, więc postanowiłem zwolnić.”
Potem jednak 25’latek z Kurri-Kurri powrócił do jazdy w swoim stylu. Świetne tempo od początku weekendu, bardzo dobra dyspozycja w kwalifikacjach i bezbłędna jazda w wyścigach to coś, co mogliśmy oglądać w jego wykonaniu przez trzy kolejne weekendy. Najpierw bowiem na obiekcie, który wcześniej idealnie pasował Yamasze wręcz rozgromił rywali. Mowa oczywiście o Grand Prix Francji, a dwa tygodnie później był on także bezkonkurencyjny w Katalonii, gdzie w pewnym momencie zaczęło kropić i doprowadziło to do spadku jego tempa. Tam jednak i tak został triumfatorem, a kunszt swojej jazdy pokazał w Wielkiej Brytanii.
Po wywalczeniu czwartego w sezonie Pole Position nienajlepiej rozpoczął zmagania na zlanym deszczem torze Silverstone. Po spędzeniu kilku pierwszych kółek za paroma rywalami, potem wszystkich ich wyprzedził i na mecie miał ponad piętnaście sekund przewagi nad drugim zawodnikiem! „Zaliczyliśmy świetny wyścig w nienajlepszych warunkach, w których wszystko może się zdarzyć. Wyjechanie stąd ze zwycięstwem jest więc czymś niesamowitym.”
Czytaj dalej >>
Zmagania w Holandii, we Włoszech i w Niemczech były tymczasem udanymi dla #27, ale nie idealnymi. Po trzech triumfach z rzędu, na obiekcie Assen sięgnął on po trzecie miejsce w kwalifikacjach. W wyścigu jednak dość niespodziewanie pokonał go Ben Spies, który zaprezentował idealne tempo. Na Mugello sięgnął on po pierwsze pole na starcie, a w wyścigu już od samego początku rozpoczął ucieczkę. Jego przewaga wynosiła już ponad dwie sekundy, ale na koniec szybko doganiali go Lorenzo i Dovizioso. Gdy wydawało się, że Australijczyk ma zwycięstwo w kieszeni, pod sam koniec wyprzedzili go Jorge oraz Andrea. Tym samym zadowolić się on musiał trzecią lokatą. „Nie mogę powiedzieć, że jestem do końca zadowolony. Dobrze rozpocząłem wyścig, ale po kilku kółkach zacząłem mieć problemy z oponami,” przyznał.
Na Sachsenringu z kolei tradycyjnie jeździł bardzo szybko, a w kwalifikacjach wywalczył kolejne Pole Position. W niedzielnych zmaganiach nie dane mu było jednak wygrać, a dodatkowo w ostatnim zakręcie przegrał walkę o drugie miejsce z Lorenzo. „Znów zawiodły nieco opony, na koniec jechałem najlepiej jak mogłem, ale Jorge zaatakował z brudnej strony toru i choć wydawało się to ryzykowne, jego manewr był skuteczny.” Co ciekawe, dokładnie w ten sam sposób co „Por Fuera”, rok wcześniej Casey zaatakował w walce o najniższy stopień podium Valentino Rossiego i to Australijczyk wyszedł z tego pojedynku zwycięsko.
Przed letnią przerwą, zaledwie tydzień po Grand Prix Niemiec, karuzela klasy królewskiej pojawiła się na obiekcie Laguna Seca. Tam od początku weekendu zawodnik Repsol Hondy był szybki, ale nie najszybszy. Miał pewne problemy z idealnym ustawieniem swojego motocykla, ale i tak w sesji kwalifikacyjnej zajął drugie miejsce. W niedzielnych zmaganiach tymczasem długo trzymał się za „Por Fuerą”, by potem popisać się skutecznym atakiem w pierwszym, lewym łuku. #27 wyprzedził Hiszpana po zewnętrznej, a manewr ten został uznany za jeden z najlepszych w całym minionym cyklu zmagań. „Przez cały weekend mieliśmy problemy i nie byliśmy zbyt pewni siebie przed wyścigiem. Na zimnych oponach i z pełnym zbiornikiem maszyna nie spisywała się idealnie, ale potem czułem się coraz lepiej. Bardzo cieszy mnie ten triumf,” potwierdził.
Po kilku tygodniach wypoczynku Stoner wrócił do walki w pełni wypoczęty i z jasnym celem wywalczenia tytułu mistrzowskiego. Realizację swojego planu rozpoczął idealnie, bowiem ponownie od znalezienia się na szczycie. Podobnie jak w Kalifornii, tak i w Brnie początek weekendu nie był dla niego idealny. Tradycyjnie jednak było niemalże pewne, że na podium on stanie, ale w zwycięstwo Australijczyk sam powątpiewał. W wyścigu jednak stało się zupełnie inaczej i po starcie z Pole Position wyprzedził on Dovizioso i Lorenzo, a po upadku Pedrosy odjechał stawce i bez problemu wygrał ponownie w sezonie 2011. „Sądziłem, że za Andreą straciłem nieco czasu, a przez moją walkę z nim Jorge i Dani mi odjadą. Wtedy jednak maszyna pracowała naprawdę świetnie, toteż udało mi się ich dogonić,” komentował Mistrz Świata sezonu 2007, a na koniec dodał: „Bardzo dziękuję mojej ekipie, ponieważ jak zwykle się nie poddała i w pełni wspiera mnie przy każdej okazji.”
Kolejne zmagania odbywały się na obiekcie Indianapolis Motor Speedway, a Casey nie ukrywał, że chciałby wygrać drugą rundę w Stanach Zjednoczonych w minionym cyklu zmagań. Tam, po dwóch nieco mniej udanych sesjach kwalifikacyjnych, ponownie sięgnął on po Pole Position, gdzie o ponad pół sekundy wyprzedził drugiego Bena Spiesa. W wyścigu tymczasem, po spędzeniu kilku kółek za Pedrosą, w końcu wyprzedził mu i odjechał, notując zarazem pierwsze podium i pierwsze zwycięstwo na „Cegielni” w karierze. „Nienajlepiej wystartowałem, a potem miałem sporo szczęścia, że ukończyłem pierwsze okrążenie. Dalej było już jednak tylko lepiej, a ja kolejny raz wygrałem. Bardzo dziękuję całej ekipie za ciężką pracę.”
Rundy numer trzynaście i czternaście sezonu 2011 odbywały się kolejno na obiektach Misano World Circuit oraz Motorland Aragon. W obu przypadkach wówczas 25’letni zawodnik z Kurri-Kurri sięgał po Pole Position, co oznaczało, ni mniej ni więcej, że były to jego pierwsze pola startowe numer osiem i dziewięć. W samych wyścigach jednak jeździł on ze zmiennym szczęściem. Najpierw podczas zmagań o Grand Prix San Marino stawiany był w roli murowanego faworyta do wywalczenia zwycięstwa, jednak na mecie był dopiero trzeci. „W pewnym momencie dopadło mnie potworne zmęczenie. To nie była wina motocykla czy opon, bo te pracowały idealnie.”
Czytaj dalej >>
W Aragonii tymczasem po włoskich problemach nie było już śladu i po starcie z pierwszego pola, Stoner nie dał rywalom żadnych szans i po spędzeniu kilku kółek za Pedrosą, ostatecznie drugi sezon z rzędu triumfował w hiszpańskich zmaganiach. Co ciekawe, w 2010 roku wygrał on tam na Ducati, a w dopiero co zakończonym cyklu zmagań – na Hondzie. „To niesamowite uczucie wygrać tu drugi rok z rzędu i to na dwóch innych motocyklach. To tym ważniejsze, bo wszyscy mieli tu problemy z oponami i wiatrem.”
W Japonii wszystko wskazywało na to, że to właśnie łupem #27 padnie kolejny triumf, notabene pierwszy dla Repsol Hondy w trakcie ery 800-tek na tym torze. Już kwalifikacje pokazały, że ponownie Australijczyk będzie niezwykle konkurencyjny, gdyż sięgnął on tam po swoje dziesiąte Pole Position w sezonie! Po starcie objął on prowadzenie i zaczął pomału uciekać rywalom. Wtedy jednak, na piątym okrążeniu, wjechał w dziurę w zakręcie po tylnej prostej co doprowadziło do pojawienia się jednorazowych problemów z hamulcami i wycieczki poza tor. Casey cudem utrzymał się na maszynie i wrócił do rywalizacji, ostatecznie kończąc wyścig na trzecim miejscu. „Przez cały weekend dobrze nam szło, mieliśmy dobry rytm i nawet nieco odjechałem pozostałym. Wtedy jednak pojawił się kłopot w tym jednym zakręcie i to pozbawiło mnie szansy walki o kolejne zwycięstwo,” potwierdził.
Nadeszła najważniejsza w całym sezonie runda dla Stonera – Grand Prix Australii. Tam miał on szansę zapewnienia sobie swojego drugiego tytułu mistrzowskiego w klasie królewskiej. Warto też wspomnieć, że przecież od czasu sezonu 2007 wygrywał on tam cztery razy z rzędu, w tym trzykrotnie po starcie z Pole Position. Od początku weekendu radził on sobie na Phillip Island znakomicie, wygrywając po treningach wolnych kwalifikacje. Sam wyścig był już mistrzowską jazdą w wykonaniu Casey’a, który pomimo opadów deszczu pod koniec zmagań i spadku jego tempa, bez problemu wygrał na australijskim obiekcie po raz piąty z rzędu. Korzystając z kontuzji Jorge Lorenzo i jego nieobecności w wyścigu, tym samym #27 przypieczętował tytuł w sezonie 2011. Mało tego, dokonał on tego wszystkiego w dniu swoich dwudziestych szóstych urodzin! „Myślę, że nie mogłem sobie tego lepiej wymarzyć. Wyścig był jednak niezwykle ciężki ze zmiennymi warunkami. Nie mogłem sobie wymarzyć lepszego momentu na wywalczenie tytułu, a jedyne co mogłoby sprawić, że byłbym jeszcze szczęśliwszy to fakt, gdyby dziś urodziło się moje dziecko!”
W Malezji 26’latek sięgnął po drugie pole startowe i świetnie rozpoczął wyścig, ale po tragicznym wypadku Marco Simoncelliego najpierw przerwano, a ostatecznie odwołano niedzielne zmagania. W Walencji raz jeszcze Casey jechał na całkowitym luzie, a po wywalczeniu dwunastego w sezonie Pole Position, już po starcie objął prowadzenie. W pewnym momencie jego przewaga sięgnęła już ponad dziesięciu sekund, ale wtedy stało się coś nieoczekiwanego. W pewnym momencie bowiem zaczęło padać, a przewaga Australijczyka topniała w mgnieniu oka. Momentalnie dogonił go Ben Spies i… wyprzedził. Na ostatnim kółku jednak #27 latek dał z siebie maksimum i na samej linii mety wyprzedził Amerykanina o zaledwie 0.015sek! „Jak Ben mnie wyprzedził pomyślałem, ze właściwie przez cały sezon nie ryzykowaliśmy i teraz jest na to dobry moment. Udało się i chociaż w przeszłości kilkukrotnie przegrałem w ten sposób, tym razem stało się inaczej!” cieszył się zawodnik Repsol Hondy.
Pomimo tego, że dla Casey’a Stonera miniony cykl zmagań był pierwszym na Hondzie RC 212V, nie miał on żadnych problemów z dopasowaniem się do tej maszyny. W klasyfikacji generalnej zajął on, o czym już wspomnieliśmy, pierwsze miejsce z dorobkiem trzystu pięćdziesięciu punktów i przewagą dziewięćdziesięciu „oczek” nad drugim Jorge Lorenzo. Dodatkowo do swojego dorobku dziesięciu zwycięstw, jednego drugiego i pięciu trzecich miejsc dołożył jeszcze dwanaście Pole Position. Sukces Australijczyka pozwolił też Hondzie wywalczyć pierwszy tytuł mistrzowski w erze „osiemsetek”, a zarazem sześćdziesiąty w Motocyklowych Mistrzostwach Świata (osiemnasty w klasie królewskiej)!
Jedno z ciekawszych ujęć Casey'a Stonera w sezonie 2011 – kwalifikacje do Grand Prix Katalonii na torze Montmelo…