Wyścig na torze Jerez de la Frontera był bardzo trudny dla obu motocyklistów drugiego zespołu Yamahy. Colin Edwards po wielu problemach przejechał linię mety na dwunastym miejscu, zaś jego partnerowi w ogóle nie udało się tego dokonać.
#5 podczas całego weekendu zmagał się z problemami z dobraniem odpowiednich ustawień swojej maszyny. Przez wszystkie treningi oraz kwalifikacje pracowano nad parametrami elektroniki i przedniego zawieszenia. Mimo, że próby zmiany rozkładu masy, na takie jakie, lubi Valentino Rossi, przyniosły poprawę, nie był to wystarczająco duży krok naprzód.
Colin zaliczył dość kiepski start do wyścigu, ponieważ spadł z siódmej na dziesiątą pozycję, zaś później jeszcze jedno oczko niżej. Podjął on próbę odrobienia strat na szóstym kółku i przesunął się wtedy na 9. lokatę. Trzy cyrkulacje później Edwards stracił jednak dwie pozycje, zaś na 23. okrążeniu spadł na dwunaste miejsce, na którym dojechał do mety. Jak sam Texas Tornado przyznał po wyścigu, powodem tak kiepskiego rezultatu były ogromne problemy z przyczepnością tyłu motocykla.
Colin Edwards:
”W całej mojej karierze miałem tylko jeden dobry wyścig na Jerez, a ten dzisiejszy z pewnością nim nie jest. Przez cały weekend zmagaliśmy się z problemami i nigdy nie czułem się komfortowo na motocyklu. Od samego startu miałem kłopoty z przyczepnością tylnej opony. Było to widoczne szczególnie w długich łukach, gdzie tył po prostu uciekał.”
„To z kolei spowodowało problemy z przodem, tak więc motocykl był całkowicie pozbawiony balansu. W Katarze mieliśmy identyczne objawy, mimo, że tutaj jeździliśmy z innymi ustawieniami. Chciałbym rywalizować z najlepszymi, jednak przez te trudności nie mogłem. Czekam teraz na Le Mans, ponieważ wiem, że mogę tam wypaść lepiej.”
Wyścig w Hiszpanii był jeszcze większym rozczarowaniem dla Bena Spiesa. Zawodnik ten musiał nauczyć się charakterystyki toru w bardzo krótkim czasie i pokazał, że jest to możliwe. Podczas przygotowań do wyścigu oraz kwalifikacji prezentował bardzo dobre, równe tempo.
Po dobrym starcie Spies wspiął się na szóstą lokatę, jednak później systematycznie spadał w klasyfikacji. Na ósmym okrążeniu, ku wielkiemu rozczarowaniu, zjechał nagle do boksów. Nie trudno się domyślić, że powodem tego były problemy z M1-ką.
Ben Spies:
”Takie rzeczy zawsze mogą się zdarzyć w tym sporcie. Stało się to jednak w niefortunnym momencie, ponieważ po bardzo szybkiej nauce tego obiektu uważałem, że mam szanse na dobry wynik. Cały zespół ciężko pracował przez cały weekend, ale mimo to przytrafiła mi się awaria. Nie jestem nawet pewien czego ona dotyczyła, jednak patrząc na dane telemetryczne, ewidentnie widać, że coś było nie tak. Motocykl po prostu nie reagował tak jak powinien.”
„Po bardzo dobrym starcie znalazłem się zaraz za Stonerem. Szybko zorientowałem się, że coś jest nie tak. Próbowałem jechać z tym defektem, jednak traciłem tyle, że nie zdobyłbym nawet punktu. Postanowiłem nie ryzykować upadku, który w przypadku niesprawnej maszyny był bardziej prawdopodobny. Pozytywne jest to, że byłem wystarczająco szybki aby uzyskać dobry wynik. Przyjadę do Le Mans pewny tego, że będę tam w stanie pokazać mój prawdziwy potencjał.”
Herve Poncharal – manager zespołu Monster Yamaha Tech 3, przyznał że team wraz z technikami Bridgestone będzie szukać przyczyn problemów Bena. Nie była to usterka widoczna gołym okiem, zatem jej znalezienie może trochę potrwać.