Home / Artykuły / Dlaczego Marc Marquez chciał wrócić do ścigania zaledwie 6 dni po złamaniu ręki?

Dlaczego Marc Marquez chciał wrócić do ścigania zaledwie 6 dni po złamaniu ręki?

źródło: boxrepsol.com

Kontuzja Marca Marqueza, której nabawił się podczas zeszłorocznego GP Hiszpanii, wciąż jest jednym z gorętszych tematów do dyskusji. Wszak od tamtego wypadku minęło ponad pół roku, a wciąż nie wiemy kiedy Marquez wróci do ścigania. W powrocie do zdrowia bez wątpienia nie pomogła próba udziału w GP Andaluzji, zaledwie cztery dni po operacji. Decyzja ta wywołała sporo kontrowersji, a dla wielu osób wciąż jest niezrozumiałe, dlaczego Hiszpan nie poddał się rekonwalescencji, tylko postanowił wrócić z tak poważną kontuzją. W tym artykule postaram się znaleźć odpowiedź na to pytanie.

źródło: fanclubmarcmarquez93.net

Jak do tego doszło?

Stawiany jako główny faworyt do tytułu Marc Marquez rozpoczął pierwszy wyścig sezonu z pewnymi problemami. Jadąc na prowadzeniu zaliczył uślizg przedniego koła w zakręcie #4. Zdołał się jednak uratować przed upadkiem, ale wyjechał w żwir i po powrocie na tor zajmował pozycję, która nie gwarantowała mu nawet punktów. Był to jednak wczesny etap wyścigu, do mety zostało bowiem aż 20 okrążeń, a Marquez wiedział, że jeśli będzie jechał takim tempem jak dotychczas, jest w stanie zdobyć tu sporo punktów. Jak się okazało, był on na tyle szybki, że udało mu się zepchnąć z trzeciej pozycji Jacka Millera i dojechać do drugiego Mavericka Vinalesa. Na tym jednak zakończyła się jego pogoń. Marc popełnił błąd w zakręcie #3 i zaliczył wywrotkę przez highside, która kosztowała go złamanie prawej kości ramiennej. Początkowo podejrzewano także uszkodzenie nerwu, a to oznaczałoby dłuższą przerwę. Szczęśliwie jednak pozostał on nienaruszony, a ramię Marqueza zostało połączone metalową płytką. 

W czwartek, dzień przed rozpoczęciem GP Andaluzji usłyszeliśmy szokującą informację, że Marquez dostał zgodę na start i powróci już na drugą rundę rozgrywaną w Jerez. Niestety ta decyzja przyczyniła się do pogorszenia urazu. Metalowa płytka pękła, a Hiszpan musiał poddać się kolejnej operacji, co wyeliminowało go z zeszłorocznej kampanii. Nie był to koniec problemów Marka, ponieważ kontuzja nie goiła się tak jak powinna, więc w grudniu potrzebny był kolejny zabieg, po którym wciąż nie wiadomo czy ujrzymy Hiszpana w pierwszych wyścigach sezonu 2021. Kilka dni temu dowiedzieliśmy się jednak, że rekonwalescencja Marqueza, w końcu przebiega zgodnie z planem.

źródło: motorsport.com

Co mogło skłonić Marqueza do powrotu?

Dla wielu osób powrót Marqueza w Andaluzji jest czymś niezrozumiałym. By przedstawić sprawę z punktu widzenia zawodnika skontaktowałem się z Piotrem Biesiekirskim, któremu również zdarzyło się startować z urazami. Co prawda nieco innymi, bo był to chociażby uszkodzony bark podczas zeszłorocznego GP Francji. Zapytałem go, co go do tego skłoniło i czy nie obawiał się wtedy pogorszenia kontuzji.

“Jest to pasja, która siedzi w nas na tyle głęboko, że jeśli tylko mamy możliwość jazdy to ją wykorzystamy. Poza tym w padoku MotoGP jest w powietrzu coś, co powoduje, że chcemy wycisnąć z siebie jak najwięcej.” – stwierdził Piotr – Mieliśmy na uwadze konsekwencje, ale cały czas kontrolowaliśmy rozwój sytuacji, poziom bólu itd. Trzeba było być bardziej ostrożnym, bo drugi taki sam upadek mógłby zrobić znacząco większe szkody. Uważam jednak że podjęliśmy dobrą decyzję. Podeszliśmy do tego z głową i myślę, że dobrze się skończyło.” 

Kliknij, aby pominąć reklamy

Można więc stwierdzić, że w Motocyklowych Mistrzostwach Świata, które bez wątpienia są sportem ekstremalnym, jazda z kontuzją nie jest niczym nadzwyczajnym. Startujący tu zawodnicy to niesamowicie ambitni i odważni goście, którzy poświęcają tej dyscyplinie całe swoje życie. Nic więc dziwnego, że na torze zawsze chcą dawać z siebie wszystko, nawet gdy przeszkadza im w tym kontuzja, choć nie ulega wątpliwości, że jest tym związane pewne niebezpieczeństwo. Jednak podejmowanie ryzykownych decyzji to także kwestia ich mentalności. Choć często wydają się nam one lekkomyślne, dla wielu z nich, w tym także dla Marqueza, to chleb powszedni i droga do osiągnięcia celu. 

Charakter Marka rzadko pozwala mu odpuścić i zazwyczaj odnosił on z tego powodu duże korzyści. Największą z nich były oczywiście dobre rezultaty w wyścigu czy sezonie. Jednak oprócz tego, Hiszpan stał się pionierem w wyznaczaniu nowych granic i rekordów, więc przylgnęła do niego łatka człowieka, który jest w stanie robić rzeczy niemożliwe. Dotyczyło to także jazdy mimo bólu spowodowanego świeżym urazem, co pokazał nam chociażby podczas GP Wielkiej Brytanii w 2013 roku, kiedy wystartował w wyścigu, choć jeszcze rano tego samego dnia wybił sobie bark. Przed rozpoczęciem GP Andaluzji widzieliśmy, że Marquez nie wyglądał na sparaliżowanego bólem. Co więcej, mogliśmy zobaczyć jak obciąża kontuzjowaną rękę, robiąc pompki w ilości, która jest trudna do osiągnięcia dla wielu sprawnych fizycznie ludzi. Nie można także nie wspomnieć, że zawodnicy MotoGP mają dostęp do bardzo silnych środków przeciwbólowych, co pozwala im go dość mocno zniwelować. 

źródło: motormag.es

Choć jego uraz był bardzo poważny, to jeśli Hiszpan czuł się dobrze i wierzył, że da radę, czemu tym razem miałby odpuścić? Zwłaszcza, że miał po co wracać, ponieważ wciąż toczyła się gra o wielką stawkę, jaką był tytuł mistrzowski. Część z Was pomyśli, że przecież Marquez ma tych tytułów aż osiem, więc powinien czuć się spełniony. Gdyby tak było, Marc po sezonie 2013 mógłby już odcinać kupony. Napędza go jednak głód zwycięstwa i chęć bycia najlepszym, więc choćby fakt, że jeden z jego największych rywali, Valentino Rossi, ma o jeden tytuł więcej od niego, mógł spowodować, że Marquez podjął rękawice już w Andaluzji.

Wiele osób stwierdzi, że przecież Marc spokojnie mógłby poczekać z tym do 2021 roku, ponieważ łatwo zdominował poprzednie sezony. Być może jest w tym sporo prawdy, ale nie można zapominać, że w tak zaciętej i nieprzewidywalnej klasie jaką jest MotoGP, każdą szansę należy traktować jako ostatnią. Nie można przecież wykluczyć, że w następnych latach nie dojdzie do spadku konkurencyjności Hondy albo, że nie pojawi się nowy dominujący zawodnik. Za decyzją 28-mio latka stoi więc wiele logicznych argumentów. Marc w pierwszym wyścigu jechał bezkonkurencyjnym tempem i nawet z kontuzją mógł być na tyle szybki, by zdobyć sporą ilość punktów, która ostatecznie mogłaby przesądzić o tytule. Owszem, po tym jak potoczyła się tamta kampania można by pomyśleć, że #93 zostałby mistrzem, wracając dopiero na GP Czech czy nawet GP Austrii. Jednak tego przecież nie dało się przewidzieć, a patrząc na to jak mocny w Jerez był Fabio Quartararo, Marquezowi mogło wydawać się, że jeśli Francuz odskoczy na 50 punktów, to ciężko będzie odrobić tak dużą stratę w zaledwie 12 wyścigów. Nic więc dziwnego, że jeśli Hiszpan czuł się dobrze i dostał zielone światło, zdecydował się na powrót już w Andaluzji. Poprosiłem Piotra o jego opinię także w tym aspekcie. 

“Myślę, że Marc podjął bardzo ryzykowną decyzję, ale częściowo prawidłową, ponieważ nikt nie sądził, że sezon będzie tak nieprzewidywalny jeśli chodzi o czołówkę. Gdyby wiedział jak to będzie wyglądać to odpuściłby zapewne ten drugi weekend i wrócił na tor w Brnie. Dużo osób mówi, że Marc jest nierozsądny i brakuje mu dojrzałości. Ja się z tym nie zgadzam. Jest bardzo dojrzały, bo wszystkie jego decyzje są dokładnie przemyślane, po prostu jest w stanie podjąć większe ryzyko niż inni, ale zdaje sobie sprawę z jego konsekwencji. Tym bardziej, że dostał zielone światło od lekarzy. Także leki przeciwbólowe w MotoGP są bardzo mocne. Dostałem je we Francji. Nie czuć na sobie żadnego efektu „ubocznego”. Po prostu nie czujesz bólu. Nie odczuwamy bezpośrednio efektu tego painkillera, ale nie czujemy bólu. Ból nas jednak ostrzega jak daleko można się posunąć a przy tak daleko posuniętych painkillerach nie mamy tej informacji zwrotnej.”- podsumował Biesiekirski

dr Angel Charte oraz dr Xavier Mir
źródło: formulapassion.it

Kwestia metalowej płytki – kto jeszcze miał wpływ na jego decyzję?

Jak widać, argumentów popierających powrót Marqueza jest całkiem sporo. W tym wszystkim była jednak druga strona medalu, a mianowicie niepewność, czy metalowa płytka nie ulegnie uszkodzeniu podczas jazdy i nie pogorszy urazu. Marc nie jest ekspertem w dziedzinie medycyny, więc musiał zdać się na fachową opinię innych. W podjęciu decyzji o powrocie pomogli mu dr Xavier Mir, który przeprowadzał operację oraz dr Angel Charte, główny lekarz zawodów MotoGP. Zezwalając na jego start, dali mu niejako gwarancję, że płytka wytrzyma przeciążenia spowodowane jazdą. Tylko oni mieli kompetencje by ocenić to prawidłowo, problem jednak w tym, że tego nie zrobili. Sam poszkodowany odnosi się do tej sytuacji w ten sposób.

“Bycie zawodnikiem ma swoje wady i zalety. Wada jest taka, że nie czujemy strachu. I to lekarze muszą nas przed nim uświadamiać. Po pierwszej operacji, zawsze pierwszym pytaniem zawodnika jest: “kiedy mogę wrócić na motocykl?” To lekarz musi wiedzieć, jak cię powstrzymać, to on musi być realistą. Udałem się do Jerez ze spokojną głową dzięki założonej płytce, bo tak mi powiedziano.” – stwierdził Marquez – “Jestem odważny, ale nie nieprzytomny. Gdyby mi powiedziano, że płytka może się złamać, nie wsiadłbym na motocykl i nie jeździł nim 300km/h.” – zakończył

Mamy więc przypadek, w którym kluczowym elementem układanki, jest błędna opinia osób trzecich. Choć nikt nie zmuszał go do powrotu, na prawdę ciężko jest winić w tej sytuacji Marqueza, ponieważ analizując wszystkie wyżej wymienione czynniki, wiadomo było, że jeśli otrzyma zgodę, postanowi walczyć. Czy był to jednak zwykły błąd w ocenie lekarzy? Wielu ekspertów twierdzi, że zarówno Mir jak i Charte, podjęli zbyt duże ryzyko, pozwalając Hiszpanowi na powrót już w Andaluzji. Paolo Scalera z portalu gpone.com zauważył, że bliska relacja dr Mira z Marquezem i jego rodziną, mogła mieć na niego negatywny wpływ przy ocenie sytuacji. Marka powstrzymać mógł dr Charte, ale fakt, że musiałby przeciwstawić się Mirowi, który jest jego kolegą ze Szpitala Uniwersyteckiego Dexeus w Barcelonie, raczej nie pomagał, co także odnotował włoski dziennikarz. Możnaby też przypuszczać, że dr Mir, który zbudował swoją markę na szybkim przywracaniu kontuzjowanych zawodników do ścigania, chciał podnieść poprzeczkę jeszcze wyżej i dodać do swojego portfolio “wskrzeszenie” Marqueza.

Są to jednak tylko przypuszczenia. Nie można natomiast powiedzieć, że przy zezwoleniu Marquezowi na start, zostały złamane procedury. Od operacji Marka minęło regulaminowe 48 godzin, a on sam był w stanie przejść testy medyczne i nie stanowił zagrożenia dla innych. W tym miejscu rodzi się pytanie, czy aktualny system dopuszczania zawodników do startu nie jest jednym z powodów całej tej sytuacji. Choć sam Hiszpan był sprawny fizycznie, to metalowa płytka nie mogła zostać sprawdzona prawidłowo, ponieważ w innym wypadku Marquez nie zostałby dopuszczony do wyścigu. Być może był to zwykły błąd, a być może ignorancja. Choć nie sądzę by w przypadku Marqueza ktokolwiek miał pretensje, że nie dostał on zgody na udział, ponieważ był ekstremalny przypadek, to nie można wykluczyć, że nie był to efekt presji jaką jest możliwość zniweczenia ciężkiej pracy zawodnika i odebrania mu szans na tytuł, przez zbyt zachowawczą decyzję. Z jednej strony aktualny system dopuszczania do zawodów, jak dotychczas dobrze się sprawdzał. Przepisy nie są szczególnie rygorystyczne, więc uzyskanie zgody nie jest zbyt trudne, co pozwala zawodnikowi wziąć sprawy w swoje ręce. Ten jest z tego zadowolony, ponieważ ma wtedy świadomość, że robi wszystko co w jego mocy. Jednak z drugiej strony, zbyt luźne regulacje, mogą zostawiać zbyt dużą furtkę na błąd i tworzyć wspomnianą wyżej presję, która będzie powodem nieprawidłowej oceny. Można założyć, że gdybyśmy mieli ostrzejsze procedury, nie doszłoby do pechowego ciągu wydarzeń Marka Marqueza. To czy warto takowe wprowadzać to jednak temat na osobny artykuł. Póki co, możemy jedynie mieć nadzieję, że takich przypadków w przyszłości będzie jak najmniej, natomiast głównemu bohaterowi tekstu życzymy szybkiego powrotu do zdrowia. 

Dziękuję Michałowi Fiałkowskiemu oraz Piotrowi Biesiekirskiemu za pomoc przy tworzeniu tego artykułu.

źródło: gpone.com, motorsport.com, speedcafe.com  (podrozdział trzeci) opracowanie własne (reszta tekstu)

Kliknij, aby pominąć reklamy

AUTOR: Aleksander Bala

Dodaj komentarz

Twój adres email nie będzie opublikowany. Wymagane pola oznaczone są gwiazdką *

*

Niniejsza strona internetowa korzysta z plików cookie. Pozostając na tej stronie wyrażasz zgodę na korzystanie z plików cookie. Dowiedz się więcej w Polityce prywatności.
128 zapytań w 1,103 sek