Późnym popołudniem 17 maja 2017 roku dotarła do nas wiadomość o ciężkim wypadku Nicky’ego Haydena. Lekarze przegrali jednak walkę o życie Motocyklowego Mistrza Świata z sezonu 2006. 22 maja 2017 roku odszedł od nas Wielki Mistrz.
(Zobacz: Nicky Hayden nie żyje, Szczegóły z miejsca wypadku Haydena)
Tragiczny w skutkach wypadek wydarzył się w środę 17 maja około godziny czternastej, kiedy to Nicky odbywał trening rowerowy zaledwie 100 metrów od Misano World Circuit Marco Simoncelli. Na skrzyżowaniu do Via Raffaelli zderzył się z nim czarny Peugeot 206 CC.
Impet uderzenia sprawił, że 35-letni Amerykanin z Owensboro w Kentucky uderzył z wielką siłą w przednią szybę i upadł na jednię za pojazdem doznając licznych obrażeń. Hayden został najpierw przewieziony do szpitala w Rimini. O siedemnastej został przetransportowany z Rimini helikopterem do specjalistycznej kliniki neurologicznej Ospedale Maurizio Bufalini w Cesenie, gdzie lekarze walczyli o jego życie.
Został zdiagnozowany wylew krwi do mózgu w wyniku pęknięcia czaszki oraz liczne złamania w obszarze klatki piersiowej i pleców. Była również mowa o złamaniu kości miednicy. Jednak w obliczu poważnego stanu pacjenta nie zajmowano się tymi złamaniami w pierwszej kolejności.
Obrażenia głowy były na tyle poważne, że lekarze od początku mówili o „krytycznym stanie” amerykańskiego Mistrza Świata. Z tego powodu niemożliwe było przeprowadzenie operacji głowy. Badanie elektroencefalogramem wykazywało niewielką aktywność elektryczną mózgu.
Nad lubianym przez fanów i zawodników Haydenem czuwała jego narzeczona Jackie. Po krótkim czasie dołączyli do niej matka Amerykania Rose i jego brat Tommy. Ojciec Earl z powodu problemów z sercem nie mógł udać się w podróż do Włoch. Chociaż sam Nicky wykazywał reakcję na test bólu, to nie odzyskał przytomności.
Po pięciu długich dniach i nocach jego rodzina zdecydowali o odłączeniu go od aparatury podtrzymującej życie i wydali oświadczenie – Nicky Hayden nie żyje.

Ben Spies przyniósł na miejsce wypadku Nicky’ego Haydena amerykańską flagę i świeże kwiaty oraz uporządkował przyniesione wcześniej przez innych prezenty.
Nicky Hayden pozostawił po sobie dużą lukę jako sportowiec i człowiek. Również i dziś na owiewkach wielu maszyn w MotoGP, WSBK i Formule 1 można zauważyć startowy numer #69, który jest wyrazem szacunku do Amerykańskiego Mistrza Świata i żalu z powodu jego odejścia.
W rocznicę tego tragicznego zdarzenia nieopodal miejsca wypadku powstał swoisty pomnik w formie kwitnącego ogrodu. W ramach rundy World Superbike na torze Imola przez włoskiego fotografa Mirco Lazzari została zorganizowana wystawa ku pamięci Wielkiego Mistrza, która podsumowywała jego karierę. Również w rodzinnym mieście Nicky’ego Owensboro powstaje statua upamiętniająca swojego i naszego bohatera.
Haydena lubiłem jako zawodnika i mam do niego szacunek, oraz żal z powodu śmierci. Natomiast autor artykułu po raz kolejny traci nieco obiektywizm w ocenie zawodnika (w poprzednich artykułach tracił obiektywizm w kwestii wypadku i niesłusznie oskarżał kierującego samochodem). Nazywanie Haydena „Wielkim Mistrzem”, pisanym wielką literą, moim zdaniem jest nadużyciem i sporą przesadą. Oczywiście można mu oddać cześć, ale bądźmy jednak rzetelni i nie popadajmy w paranoje.
Odrobina subiektywizmu jeszcze nikomu nie zaszkodziła :)
Moim zdaniem takie artykuły a wśród nich specyficzne określenia, powinny być bardziej wyważone i obiektywne.
Litości!
A dla mnie Hayden też jest własnie Wielkim Mistrzem. Sezon 2006 był pierwszym, który oglądałem od początku i z całego serca trzymałem za niego kciuki do samej Walencji – to on jako pierwszy utarł Rossiemu nosa, po tym jak ten 5 razy z rzędu zdobywał MŚ – kosmos! Pomijam już kolejne sezony na Hondzie, budowanej w całości pod jego młodszego hiszpańskiego kolegę z zespołu. I to jeden z nielicznych, którzy wygrywali wyścigu i w MotoGP, i w SBK.
no pamiętam ten wyścig w Walencji 2006 – Rossi gleba na początku i wielkie zwycięstwo Nicky’ego !
żeby być mistrzem trzeba dojeżdżać do mety – nawet w dzisiejszych czasach!
Żegnaj Nicky !!! #69