Aleix Espargaro ujawnił, że w niedzielnym wyścigu o GP Australii uderzył z ogromną siłą w jeden z odłamków motocykla Johanna Zarco, po tym jak ten wjechał w tył motocykla Marca Marqueza i upadł. Wszystko działo się na początku piątego okrążenia. Przypomnijmy, że w chwili zderzenia szybkość Zarco wynosiła 280km/h, a na prostej chwilę wcześniej przekraczała 300km/h.
Fragment motocykla Tech3 Yamahy uderzył prosto w dźwignię sprzęgła, a ta z kolei w dłoń zawodnika Aprilii. Aleix Espargaro z trudem kontynuował jazdę i dojechał na niezłym (jak na ten zespół) dziewiątym miejscu. To wyrównanie drugiego najlepszego wyniku Aprilii w tym sezonie.
Po wyścigu Hiszpan przyznał, że wskutek uderzenia poruszyła się tytanowa płytka, wstawiona w dłoń po wypadku na – jak na ironię – Phillip Island. „Nic nie widziałem. Jechałem „w pociągu” razem z innymi zawodnikami przede mną. Byłem gdzieś w okolicy 18. miejsca, więc trudno było cokolwiek zauważyć. Dostrzegłem jedynie duży czarny element, z wielką szybkością zbliżający się do mnie. Uderzył w kierownicę, dźwignia sprzęgła poleciała w dół, a potem uderzyła w moją dłoń. Początkowo myślałem, że nie będę mógł dalej jechać, na szczęście w MotoGP nie korzystamy z (dźwigni) sprzęgła.”
„Okrążenie po okrążeniu zaczynałem czuć się lepiej, ale gdy otwierałem dłoń, mocno bolało. Problem jest taki, że płytka się przesunęła – ta którą wstawiono tutaj rok temu po wypadku. Naciskała na moje ścięgna, stąd ból.” – powiedział. Nie jest wykluczone, że zawodnik będzie musiał opuścić wyścig o GP Malezji: „Nie chodzi o ból, ponieważ skoro mogłem jechać tu, to mógłbym też w Malezji. Bardziej wiąże się to z tym, jak bardzo poruszyła się płytka i czy jest to niebezpieczne. Zobaczymy jak będzie.”
Aprilia przygotowała na wyścig w Australii dość eksperymentalny motocykl, przygotowywany już na przyszły sezon. Zespół nie chce jednak oceniać jego osiągów przed kolejnym wyścigiem, bowiem tor na Phillip Island nieco odbiega od typowych obiektów.
„Widzę światło w tunelu, ponieważ maszyna jest inna. Na początku wyścigu kiedy motocykl pracował świetnie, z pełnym bakiem, zaczynałem kręcić czasy na poziomie niskich 1m30s. Czułem się świetnie. Ten tor jest nieco dziwny. Nie chcę oceniać, czy to co sprawdzaliśmy było dobre czy złe. Chcę jechać do Malezji i popracować z nim dalej. Zobaczymy jak będzie.” – dodał.
Źródło: motorsport.com
Fot. Aprilia
Współczuje mu, ja oglądając dzwona Zarco uderzyłem się łokciem w stół z wrażenia, prawdę mówiąc też myślałem, ze to kawałek Yamahy wleciał mi do pokoju, na szczęście dałem radę oglądać do mety…podium jak przez mgłę, nie wiem czy nie odpuścić Malezję ???
Byle co byle zaistnieć, ech…
No właśnie, dovifan pisze byle co, żeby zaistnieć…
Jest nas dwóch ;)