Po obiecującym początku, fatalnie zakończyła się runda o AirAsia British Grand Prix dla zawodników zespołu Yamaha Factory Racing. Obaj bowiem wylądowali na deskach i to w niewielkim odstępie czasu.
Chociaż nie wygrał ani jednej sesji treningowej, podczas każdej z nich Jorge Lorenzo regularnie plasował się w ścisłej czołówce, zarówno na suchej jak i mokrej nawierzchni. Dzięki dobrym ustawieniom swojej M1-ki ostatecznie Hiszpan zakwalifikował się na trzeciej lokacie, tracąc zaledwie 0.217sek do zdobywcy Pole Position Casey’a Stonera. Po zgaśnięciu czerwonych świateł to jednak #1 wysunął się na prowadzenie, spadając w połowie kółka za plecy właśnie Australijczyka i Andrei Dovizioso. Jeszcze na tej samej cyrkulacji przed „Por Fuerą” znalazł się także Marco Simoncelli.
Starając się powtórzyć ubiegłoroczny triumf z Silverstone obrońca tytułu mistrzowskiego po chwili znów złapał swój rytm i na trzecim kółku wyprzedził „SuperSica”. Niestety jego starania pokonania „Doviego” i dogonienia #27 skończyły się w pierwszym zakręcie dziewiątego okrążenia, gdzie po zaliczeniu high-side’a Lorenzo wylądował na deskach i nie wrócił do walki. „Czuję się zawiedziony, bo ta wywrotka była wynikiem mojego błędu. Strasznie mi przykro, bo zespół wykonywał fantastyczną robotę przez cały weekend, a mój fan-club mocno mnie tu wspierał. Byłem pewny siebie i czekałem na swój moment by wyprzedzić Andreę.”
Przez to, że po raz pierwszy od czasu rundy o Grand Prix Australii na torze Phillip Island w sezonie 2009 Jorge nie dojechał do mety, spadł w klasyfikacji generalnej na drugie miejsce. Teraz do lidera Stonera traci on sporo, bo osiemnaście punktów. „Sądzę, że mogłem walczyć z Casey’em o zwycięstwo. Nie byłem zaniepokojony, że Simoncelli jest tuż za mną, ale wiedziałem, że Stoner odjedzie jeśli szybko nie wyprzedzę Dovizioso… i wtedy upadłem! Wcześniej to Casey mnie gonił, ale teraz role się odwróciły. Na Assen jedziemy po zwycięstwo.” Na koniec 24’latek z Majorki wypowiedział się na temat trzeciej lokaty wywalczonej przez Colina Edwardsa, jeżdżącego na satelickiej Yamasze. „Chcę mu serdecznie pogratulować. To był dla niego dobry weekend i po tym, co go spotkało, naprawdę na to zasłużył.”
Bardzo dobrze, zarówno na mokrym jak i suchym torze, radził sobie na Silverstone także i zespołowy kolega #1 – Ben Spies. Jak wiadomo, rok temu w trakcie brytyjskiego wyścigu debiutujący wówczas w MotoGP w teamie Monster Yamaha Tech3 Amerykanin wywalczył trzecie miejsce. W ten weekend chciał on walczyć o powtórzenie tego wyniku, tym bardziej że do hrabstwa Northamptonshire przyjechał on po zdobyciu trzeciej lokaty w Katalonii. Dzięki temu, że #11 wraz ze swoją ekipą znalazł dobre ustawienia swojego motocykla, w kwalifikacjach drugi raz z rzędu wywalczył czwarte pole.
Start nie wyszedł jednak „BigBenowi” najlepiej, bowiem spadł on na piątą pozycję, przegrywając do tego wszystkiego jeszcze z Andreą Dovizioso. Po chwili dodatkowo przed 26’latkiem z Memphis znalazł się jego rodak – Nicky Hayden. W pewnym momencie Ben zaczął mieć spore problemy prawdopodobnie z motocyklem, bowiem najpierw podniósł rękę, potem zaczął kręcić głową. To sprawiło, że spadł na siódme miejsce za Colina Edwardsa, a niedługo po tym, na ósmym okrążeniu w dziewiątym zakręcie zaliczył uślizg przodu i wylądował na deskach. „Jestem bardzo zawiedziony, że zakończyłem wyścig w ten właśnie sposób, tym bardziej, że pracowaliśmy bardzo ciężko byśmy byli do niego przygotowani. Pogoda sprawiła, że wszystkim było ciężko w ten weekend, ale my mieliśmy dobry pakiet na wyścig.”
Po wywrotce Spies mocno uderzył o bandę, uszkadzając nawet ochraniacz pleców! Zabrano go po tym na testy do Centrum Medycznego, ale na szczęście obyło się bez urazu. Tak czy inaczej to trzeci nieukończony w tym sezonie wyścig dla #11, który w klasyfikacji generalnej z dorobkiem trzydziestu sześciu punktów spadł na dziewiąte miejsce. „Tor był naprawdę mokry, a kiedy nacisnąłem hamulce przed dziewiątym zakrętem przód po prostu mi odjechał. Uderzyłem w ścianę szybciej, niż zdałem sobie z tego sprawę. Mocno uderzyłem się w plecy, mój tylny ochraniacz uległ zniszczeniu, ale spełnił swoje zadanie. Odczuwam naprawdę dużo bólu i z pewnością będę potrzebował paru poduszek przez następne dni, ale cieszę się, że nie skończyło się to gorzej. Teraz mam kilka dni na odpoczynek zanim udamy się do Assen,” zakończył Mistrz serii World Superbike z sezonu 2009.
W klasyfikacji zespołów team Yamaha Factory Racing wciąż zajmuje drugie miejsce z dorobkiem stu trzydziestu czterech punktów, ale przewaga tej ekipy nad Ducati Marlboro zmalała do zaledwie sześciu „oczek”. Tymczasem pierwszy raz od czasu, uwaga… Grand Prix Kataru w sezonie 2004 na mecie nie zobaczyliśmy obu zawodników fabrycznego zespołu Yamahy!