Organizująca mistrzostwa świata Dorna stara się za wszelką cenę nie dopuścić do dalszego odwoływania czy przesuwania imprez tegorocznego kalendarza. Mało prawdopodobne jest rozpoczęcie sezonu w Austin w pierwszy weekend kwietnia – dlatego pod uwagę brany jest powrót na legendarny amerykański tor Indianapolis, w wersji „drogowej”.
Przesunięcie wyścigu w Teksasie jest bardzo trudne, bowiem na jesieni odbywa się tam runda Formuły 1, a w lecie jest po prostu zbyt gorąco. Dorna myśli więc o Indianapolis, choć tor ten na razie nie ma homologacji FIM. Ostatni raz MotoGP gościło tam w 2015 roku. Wygrał – jak to bywa w USA – Marc Marquez.
„Oczywiście, na dzień dzisiejszy tor nie jest zatwierdzony do rywalizacji, ale nie ma wielkich, krytycznych problemów, by nie mógł taki zostać. Może dostać zgodę na organizację bez większych kłopotów, także dlatego, że w obecnej sytuacji nie będziemy prosili o „gwiazdkę z nieba”.” – powiedział dyrektor ds. bezpieczeństwa FIM, Franco Uncini.
Drogowa wersja Indianapolis zawiera fragmenty owalu, z którego korzystają zawodnicy serii IndyCar i NASCAR, a także wewnętrzną nitkę toru.
Źródło: gpone.com
Skoro oni nie będą prosić o gwiazdkę z nieba. To ja poproszę o GP Japonii na Suzuce.
To akurat było by słuszne posunięcie – Austin to jeden z najdnudniejszych torów. Juz nawet LAguna seca jest ciekawszy.