Nicky Hayden podczas Red Bull U.S. Grand Prix liczył na nieco więcej aniżeli piąte miejsce, po cichu miał on nadzieję, że finiszuje w najlepszej trójce. Biorąc jednak pod uwagę jego ostatnie wyniki, taki rezultat można uznać za sukces.
W trakcie pierwszego treningu wolnego na torze Laguna Seca Amerykanin wywalczył siódme miejsce, tracąc sekundę i dwie dziesiąte do najszybszego Casey’a Stonera, notabene swojego team-partnera. Był on jednak całkiem zadowolony, gdyż miał dobre podstawy, a dodatkowo #27 pokazał, jak szybko można jeździć Desmosedici GP10 na tym obiekcie. W porannej sobotniej sesji (czasu lokalnego) spadł on co prawda na ósmą pozycję, to jednak poprawił swój wynik o niecałe dwie dziesiąte sekundy.
Podczas kwalifikacji 28’latek z Owensboro nie był w stanie nawiązać walki z czołówką, prawie cały czas plasując się w prowizorycznym trzecim rzędzie. Ostatecznie wywalczył on siódmy rezultat, tracąc blisko sekundę do najszybszego Jorge Lorenzo. Wiedział on jednak, że jeśli tylko w sesji warm-up uda mu się poprawić nieco ustawienia swojej maszyny, w samym wyścigu powinien być konkurencyjny. W trakcie chłodnej rozgrzewki znowu był on jednak siódmy i raz jeszcze stracił do lidera sekundę.
Spod świateł „Kentucky Kid” nie ruszył najlepiej, spadając w głąb stawki. W szybkim pierwszym łuku przedarł się on jednak nieco wyżej, a w drugim zakręcie po zewnętrznej (!) wyprzedził swojego rodaka – Colina Edwardsa. Przez następnych kilka okrążeń jechał on jako siódmy, a na szóstą pozycję awansował kiedy Ben Spies popełnił błąd. #69 był w stanie jechać tempem Valentino Rossiego, jednak nie potrafił znaleźć sposobu na pokonanie Włocha. Gdy na dwunastym okrążeniu upadł liderujący Dani Pedrosa, Nicky od razu awansował o jedną pozycję w górę.
„Miałem drobne problemy z motocyklem rano kiedy wykonałem próbny start, a sytuacja powtórzyła się także w wyścigu, jednak walczyłem najlepiej jak tylko mogłem,” rozpoczął Hayden, którego na dwudziestym pierwszym okrążeniu wyprzedził Spies, jednak Mistrz Świata sprzed czterech lat nie dał za wygraną i awansował przed swojego rodaka kilka kółek później, kiedy ten zbyt mocno opóźnił hamowanie w ostatnim zakręcie. Dzięki temu to właśnie zawodnik fabrycznej ekipy Ducati finiszował jako najlepszy z Amerykanów.
Kiedy Valentino Rossi zaczął gonić pod koniec zmagań trzeciego wówczas Andreę Dovizioso, także i „Kentucky Kid” zwietrzył szansę na finisz na podium. I tak jak „The Doctor”, tak i on zaczął jechać jak natchniony. Ostatecznie jednak na metę wpadł cztery dziesiąte sekundy za #4 (który w ostatnim zakręcie pojechał zbyt szeroko) oraz sekundę i dwie dziesiąte za zawodnikiem Yamahy. „Podczas pięciu ostatnich okrążeń jechałem zupełnie niezrozumiale, kręciłem niemalże moje najlepsze czasy z całego weekendu. Myślałem, że jest szansa wskoczenia na „pudło”, jeśli tylko faceci przede mną popełnią jakiś błąd. Robiłem wszystko co mogłem, ale tym razem to nie wystarczyło,” przyznał 28’latek z Owensboro.
W trakcie sezonów 2005 i 2006 Amerykanin nie miał sobie równych na obiekcie Laguna Seca, jednak późniejsze lata nie były tak owocne. W roku 2007 musiał wycofać się z powodu problemów z motocyklem, a trzy ostatnie wyścigi w Kalifornii kończył on na piątym miejscu! „Podczas dwóch pierwszych lat na tym torze bawiłem się o wiele lepiej, to na pewno, ale mam nadzieję, że za rok możemy tu wrócić i walczyć o zwycięstwo – to nasz cel!” komentował dalej Nicky, który prawdopodobnie już wkrótce ogłosi przedłużenie swojego kontraktu z Ducati na kolejny sezon. „Chcę podziękować wszystkim moim chłopakom za ich ciężką pracę przez cały weekend, jak również fanom, którzy tu przyszli – trochę mi jednak przykro, że nie mogłem dla nich stanąć na podium,” dodał na koniec Hayden, który w klasyfikacji generalnej ma na swoim koncie osiemdziesiąt dziewięć punktów, jednak spadł z piątego na szóste miejsce.