Szef ekipy zajmującej się motocyklem Valentino Rossiego uważa, że Yamaha osiągnęła dwa ważne cele wyznaczone na przygotowania przedsezonowe. Sprawa dotyczy silników, które muszą mieć więcej mocy, ale mimo tego być dużo bardziej wytrzymałe.
Wszystko to za sprawą słSzef ekipy zajmującej się motocyklem Valentino Rossiego uważa, że Yamaha osiągnęła dwa ważne cele wyznaczone na przygotowania przedsezonowe. Sprawa dotyczy silników, które muszą mieć więcej mocy, ale mimo tego być dużo bardziej wytrzymałe.
Wszystko to za sprawą sławnego przepisu, który ogranicza ilość jednostek napędowych, jakie może użyć zawodnik w trakcie sezonu, do jedynie sześciu. Przy osiemnastu rundach oznacza to, iż średnio jeden silnik musi wystarczyć na trzy pełne weekendy wyścigowe.
Wytrzymałość i osiągi nie są jedynymi problemami, z którymi muszą zmierzyć się zespoły. Gdy ilość jednostek jest tak ograniczona, oznacza to także, iż znacznie spowolniony został ich proces rozwojowy. Jeśli zespół weźmie do użytku kolejne silniki, nie może już w ich nic zmieniać. Zaś w wyniku ograniczenia nie można ot tak wyprodukować lepszych. Dlatego przedsezonowe prace rozwojowe są w tym roku kluczowe.
Yamaha miała do tej pory problemy z uzyskaniem odpowiedniej mocy maksymalnej. Pomimo tak świetnego poprzedniego sezonu, pod koniec Valentino wyraźnie narzekał, iż Honda i Ducati posiadają maszyny szybsze na prostych. Trudności z „wykrzesaniem” odpowiedniej ilości koni mechanicznych z silników Yamahy mogą być spowodowane tym, iż producent ten stosuje rzędowy rozkład cylindrów. Wszyscy inni w MotoGP opierają się na silnikach widlastych — V4.
Jeremy Burgess w wywiadzie dla MCN powiedział jednak, iż prace rozwojowe przyniosły oczekiwane efekty. Zwiększanie osiągów silnika w oczywisty sposób ujemnie wpływa na jego żywotność. Drastyczne nowe przepisy powodują, iż jednostki napędowe będą teraz musiały być w stanie przejechać około 2000 km, bez straty osiągów.
Jeśli motocyklista „wyciska” z maszyny wszystko co może, to zazwyczaj używa do tego maksymalnych obrotów, na jakie pozwala ogranicznik. Tam bowiem znajduje się sławna „moc maksymalna”. Takie obroty bardzo negatywnie wpływają na zużycie poszczególnych części silnika. Zatem, aby zawodnik mógł je oszczędzać bez znacznego uszczerbku na czasie okrążenia, Yamaha zdecydowała się poprawić parametry swoich jednostek napędowych w środkowej części zakresu obrotów.
Innym sposobem na przedłużenie żywotności silnika jest odpowiednia taktyka przy jego użytkowaniu. Podobnie postępowały w poprzednim sezonie zespoły F1 — także BMW, które też miało problem z zawodnością.
Zespoły na treningi będą montować starsze jednostki, z dużym przebiegiem — takie, u których prawdopodobieństwo awarii jest największe. Nic się bowiem strasznego nie stanie, jeśli silnik „wyzionie ducha” podczas treningów. Na wyścig wstawiana będzie jednostka z małym przebiegiem i zaraz po nim wyciągana – aby mogła posłużyć w następnym.
Drugim problemem jaki wskazał Burgess, jest utrata przez Yamahę osiągów w połowie poprzedniego sezonu. Te były odpowiednie na samym jego początku, jednak później konkurencja po prostu „uciekła”. Jeremy uważa, że wszystko było w porządku dopóki producent nie musiał przedłużyć żywotności swoich jednostek (przepisy ograniczające ilość silników weszły w życie od rundy w Brnie).
Dlatego w fabryce maksymalnie skupiono się na tym, aby udało się udoskonalić charakterystykę mocy i momentu obrotowego silnika wraz z poprawianiem jego trwałości. Zespół chce mieć pewność, że sytuacja utraty dystansu do konkurencji nie powtórzy się w tym sezonie. Czy udało im się to osiągnąć? Na odpowiedź musimy poczekać przynajmniej do pierwszej tegorocznej rundy. Na razie nowe silniki przejechały bez problemów dystans pojedynczych testów, czyli około 400 km.
Źródło: MCN