Wcześniej już kilkukrotnie wspominaliśmy, że Jorge Lorenzo pragnie dalej ścigać się na Yamasze, a dodatkowo nie wyklucza również tego, że w przyszłości zakończy karierę w barwach fabrycznego zespołu producenta spod znaku trzech skrzyżowanych kamertonów.
Całkiem niedawno Hiszpan znowu stwierdził, że chciałby dalej jeździć na japońskiej maszynie, nawet jeśli jego zespołowemu koledze – Valentino Rossiemu nie do końca się to podoba. Rok temu Włoch był mocno zdenerwowany faktem, że #99 pozwolono przedłużyć kontrakt tylko o jeden sezon, podczas gdy on musiał podpisać umowę minimum na dwa lata.
Dodatkowo podczas ubiegłego cyklu zmagań „The Doctor” postawił Yamasze ultimatum: albo ja, albo Lorenzo w sezonie 2011. #46 nie widział też szans, by obaj mogli być numerami jeden w zespole Fiat Yamaha. Podobno za te pierwsze słowa mocno mu się dostało, a w tym roku nie widać już (przynajmniej przed kamerami) takiej antypatii panującej pomiędzy Valentino a Jorge.
„Myślę, że nadal możemy ścigać się jednej ekipie,” przyznał „Por Fuera” dla BBC. Jak pamiętamy, Hiszpan przeszedł do klasy MotoGP, a zarazem do fabrycznego zespołu Yamahy dwa lata temu. Nadchodzący sezon jest więc jego trzecim u boku 9’krotnego Mistrza Świata. Jak jednak stwierdził, nie widzi przeszkód, by za rok ta współpraca mogła być kontynuowana.
„Dlaczego nie? Na pewno mogę się jeszcze wiele nauczyć od Valentino, a jeśli jeździsz z nim w jednym zespole, dla ciebie to tylko lepiej. Z drugiej jednak strony takie rozwiązanie wcale nie jest dobre, bowiem nie ma możliwości, by dwóch zawodników było najszybszych na tym motocyklu,” kontynuował #99.
Już na początku minionego sezonu wiele najpierw wskazywało na to, że do swojej ekipy przyciągnie Jorge Honda. Po pewnym czasie jednak wszystkie te plotki zdementował zespołowy menadżer teamu Repsol Honda. Od tego momentu „Por Fuerę” zaczęło kusić Ducati, które oferowało mu nawet od czternastu do osiemnastu milionów dolarów za dwa sezony!
Z tego też powodu nie mogło zabraknąć pytania, jak blisko był on opuszczenia Yamahy rok temu… „Jeśli mam być szczery, brakowało naprawdę niewiele, bym odszedł. Oferta Ducati była naprawdę atrakcyjna – oferowano mi dużo pieniędzy i szybki motocykl.” Po chwili jednak Hiszpan szybko dodał, dlaczego zdecydował się pozostać z japońskim producentem: „Najważniejszą rzeczą, która sprawiła, że pozostałem z Yamahą był fakt, że to ona zaufała mi jako pierwsza, kiedy byłem tylko Mistrzem Świata klasy 250cc. Czuję, że muszę zostać tu, gdzie jestem.”
Jak pamiętamy, nieco ponad tydzień temu Hiszpan wygrał wyścig w Jerez de la Frontera, wychodząc dzięki temu na prowadzenie w klasyfikacji generalnej. Jak jednak utrzymuje, ciąży nad nim mniejsza presja wywalczenia tytułu mistrzowskiego niż nad Rossim czy Stonerem. I o ile ten pierwszy spisuje się na początku tego sezonu naprawdę dobrze (traci do #99 w „generalce” zaledwie cztery punkty), o tyle Australijczyk ma spore problemy.
„Jeśli nadszedł mój czas walki o tytuł, to jaki nastał dla Valentino? Albo dla Casey’a, który też ma na swym koncie koronę mistrzowską,” kontynuował 23’latek z Majorki. „Ja jednak nadal nie wywalczyłem mistrzostwa w MotoGP, więc nie ciąży na mnie aż taka presja.”
Na koniec padło też pytanie o możliwość wywalczenia przez Hiszpana tytułu: „Staram się. Jeśli kończę sezon na drugim miejscu, mogąc walczyć o końcowy triumf, szczerze przyznam, że za rok muszę pracować jeszcze ciężej w przyszłym roku. Walczymy w czołówce, i jeśli to możliwe bym wygrał, zrobię wszystko, żeby tak się stało,” zakończył Lorenzo.
Jorge, tak jak i jego rywale, na torze pojawi się już w przyszłym tygodniu, kiedy to rozpocznie się runda o Monster Grand Prix Francji. Na torze Le Mans „Por Fuera” wygrał w ubiegłym sezonie i po cichu liczy, że sukces ten uda mu się powtórzyć także i tym razem.