Raz jeszcze Jorge Lorenzo zakończył tegoroczne zmagania wśród czołowej trójki, podczas gdy Ben Spies do ostatnich metrów wyścigu walczył o lokatę numer cztery. Oto co do powiedzenia po rundzie na torze Laguna Seca mieli do powiedzenia zawodnicy ekipy Yamaha Factory Racing.
Od początku weekendu o Red Bull U.S. Grand Prix Hiszpan Jorge Lorenzo był bardzo szybki. Poranne sesje treningowe kończył tuż za liderem, podczas gdy popołudniowe wygrywał. Wróćmy jednak na chwilę do sobotniego poranka czasu miejscowego. Podczas FP3, właściwie to już po jego zakończeniu, #1 zaliczył co prawda potężnego high-side’a tuż po wykonaniu próbnego startu, ale na szczęście nic mu się nie stało. Tak czy inaczej to jednak „Por Fuera” wywalczył Pole Position i popisywał się w sobotę najlepszym tempem wyścigowym.
Po starcie utrzymał on swoją pozycję, jednak na sześć okrążeń przed metą musiał pogodzić się ze spadkiem za plecy Casey’a Stonera i zdobyciu ostatecznie drugiego miejsca. „Po pierwsze muszę przyznać, że mam sporo szczęścia, iż zdobyłem tą drugą pozycję. Po upadku podczas trzeciego treningu sądziłem, że nie wezmę udziału w wyścigu,” rozpoczął ubiegłoroczny triumfator rundy na Laguna Seca. „Po kwalifikacjach miałem nadzieję, że będę walczył o zwycięstwo do samego końca wyścigu, ale czasami nasze oczekiwania nie mają odzwierciedlenia w rzeczywistości.”
W klasyfikacji generalnej 24’latek z Majorki tymczasem nadal zajmuje drugie miejsce, jednak jego strata do liderującego #27 wzrosła z piętnastu do dwudziestu punktów. Sam dwukrotny Mistrz Świata klasy 250cc jedzie jednak pełen optymizmu na wakacje. „Casey był po prostu szybszy i na koniec nie mogłem utrzymać jego tempa. Dodatkowo moja sprawność fizyczna nie jest najlepsza i przez to też nieco traciliśmy. Drugie miejsce jest dobre, w tabeli tracimy do Stonera tylko dwadzieścia punktów i na pewno spróbujemy następnym razem!” zakończył Jorge Lorenzo.
Trzecią rundę z rzędu tymczasem Ben Spies do ostatnich metrów wyścigu walczył o jak najlepszą lokatę. Tym razem od początku weekendu na swoim domowym obiekcie Amerykanin nieco tracił do liderów, regularnie jednak plasując się w czołówce. W sesji kwalifikacyjnej miał on szansę na pierwszy rząd, jednak upadek na sześć minut przed końcem pozbawił go szansy walki o pole w pierwszej linii. Ostatecznie do wyścigu ruszać on musiał z czwartego miejsca, jednak po zgaśnięciu czerwonych świateł spadł on aż na lokatę numer siedem.
Na trzecim okrążeniu pokonał on Valentino Rossiego, potem skorzystał na upadku Marco Simoncelliego, by pod koniec rozpocząć pogoń za czwartym Andreą Dovizioso. Kilka kółek przed metą #11 przysłowiowo dopadł „Doviego” i zaczął szukać miejsca do ataku, który powiódł się dwa okrążenia przed końcem wyścigu. Tym samym przed własnymi kibicami „BigBen” zdobył trzynaście punktów. „Ruszyłem bardzo dobrze, jednak na podjeździe pod górę nie miałem wystarczająco dużo mocy. Znalazłem się za Vale i chociaż próbowałem go wyprzedzić najszybciej jak to możliwe, to on jest piekielnie mocny na hamowaniach. Było ciężko, ale dałem z siebie maksimum. Wtedy jednak moja strata do Dovizioso była już spora, ale postanowiłem trzymać głowę nisko i jechać najlepiej jak potrafię. Cieszę się, że go pokonałem i wywalczyłem czwarte miejsce.”
Dzięki tym trzynastu punktom, w klasyfikacji generalnej 26’latek z Memphis umocnił się na szóstym miejscu. Dotychczas zgromadził on dziewięćdziesiąt osiem punktów i traci zaledwie dziesięć do piątego Valentino Rossiego. „To był bardzo dobry wyścig, który jednak gdyby nie problemy na pierwszym jego odcinku, mógłby być znacznie lepszy. Chciałbym być na podium i sądzę, że mieliśmy odpowiedni pakiet by walczyć o trzecie miejsce z Danim. To są jednak wyścigi, a ja tradycyjnie dałem z siebie maksimum,” dodał na koniec były Mistrz serii World Superbike, dla którego podczas rundy na torze Assen specjalne, czerwono-białe barwy były szczęśliwsze. Wszystko dlatego, że w trakcie wyścigu o Dutch TT #11 nie dał rywalom żadnych szans i sięgnął po swoje pierwsze zwycięstwo w MotoGP.