Pierwsze o czym pomyślał Marco Melandri po wypadku podczas testów w Katalonii, było to, kiedy przejdzie operację. Na szczęście sprawy potoczyły się lepiej niż on myślał i do zabiegu nie doszło.
W ubiegłą niedzielę podczas wyścigu zawodniPierwsze o czym pomyślał Marco Melandri po wypadku podczas testów w Katalonii, było to, kiedy przejdzie operację. Na szczęście sprawy potoczyły się lepiej niż on myślał i do zabiegu nie doszło.
W ubiegłą niedzielę podczas wyścigu zawodnik Hayate Racing sporo męczył się z tylną oponą, przez co do mety dojechał dopiero jako czternasty. Od pewnego już czasu skarży się on na zbyt szybkie zużywanie tylnej gumy, nad czym ze swoją ekipą będzie pracował już w ten weekend. W samej końcówce poniedziałkowych prób, zaliczył on uślizg swojego Kawasaki, przez co upadając dość mocno uderzył się w głowę, uszkodził kość w prawej ręce i ukruszył lewą kostkę. „Upadek był dość dziwny, bowiem miał miejsce podczas przyspieszania. Wyrzuciło mnie w górę, a kiedy spadłem na ziemię, mocno uderzyłem się w głowę,” pisał niedawno Włoch na swojej stronie internetowej. „Przez chwilę leżałem bez ruchu, ale po chwili zacząłem mieć pewne przebłyski w pamięci i poczułem, że jest mi strasznie gorąco.”
„Od razu wiedziałem, że uszkodziłem prawą rękę i lewą kostkę, czułem, że te części ciała zdrętwiały, ale mogłem nimi ruszać. Z doświadczenia wiedziałem, że to dobry znak,” kontynuował #33, który za kulisami łączony jest z zespołem San Carlo Honda Gresini. Wiadomo nie od dziś, że aby uniknąć kary, „Zieloni” tylko w tym roku wystawiają swój satelicki team, ale w przyszłym roku nie zobaczymy ich na starcie. Marco musi już teraz szukać alternatywy na kolejny sezon, a poza rozmowami z Fausto Gresinim, podobno otrzymał on także propozycję od ekipy Suzuki z serii WSBK.
Menadżer zespołu Rizla Suzuki był jednym z pierwszych, którzy dotarli do Melandri’ego po kraksie. „Paul Denning przyszedł do mnie w kilka chwil po wypadku, a ja poprosiłem go, żeby położył na mojej głowie nieco lodu, bowiem było mi strasznie gorąco. Kiedy zdjąłem prawą rękawicę, zobaczyłem, że piąty palec spuchnął w przerażający sposób. Paul i ja patrzyliśmy na siebie, jak byśmy chcieli zapytać „cholera i co teraz?!”. W głowie już kłębiły mi się myśli: jutro [czwartek] zoperują mnie w Barcelonie, w środę pojadę do domu i będę miał tylko tydzień przed rundą w Assen.”
O ile okazało się, że z kostką 26’latka właściwie wszystko jest w porządku — mógł podnieść nią pewien ciężar, jednak głowa była w nieco gorszym „stanie”. „Kiedy wyszedłem z Clinica Mobile, czułem zawroty głowy i traciłem równowagę. To było niepokojące, więc musiałem trochę leżeć.” Co do ręki… „Na szczęście opuchlizna z ręki zeszła, a lekarze potwierdzili, że nie było to zbyt poważne.”
Póki co „Macio” zajmuje siódme miejsce w klasyfikacji generalnej, będąc drugim, po Colinie Edwardsie, najlepszym zawodnikiem satelickim. Na pozycję tą po części wpłynęło drugie miejsce w Le Mans. Warto zaznaczyć, że ZX-RR nie traci do czołówki właściwie nic kiedy pada, a takie rozwiązanie jest bardzo prawdopodobne w Holandii – tam pogoda zmienia się jak w kalejdoskopie. Może więc znów #33 uplasuje się na podium?