Jack Miller, startujący w zespole Marc VDS powiedział, że nie obawia się utraty fabrycznego kontraktu z Hondą po sezonie 2017. Australijczyk kończy właśnie trzeci sezon jako oficjalny kierowca Hondy, ale broniący barw satelickiej stajni. Nie wiadomo, jak dalej potoczą się losy Millera w MotoGP.
Miller awansował do MotoGP bezpośrednio z Moto3, ale jest mało prawdopodobne, by otrzymał kolejny kontrakt z Hondą. Taki kontrakt podpisał właśnie Cal Crutchlow, z satelickiej ekipy LCR Hondy. Honda raczej nie będzie mieć czwórki opłacanych przez siebie zawodników (włączając Marka Marqueza i Daniego Pedrosę).
Zdaniem Millera, sam status kierowcy fabrycznego HRC nie jest aż tak bardzo istotny, ponieważ Honda i tak daje wsparcie zawodnikom satelickim w zależności od ich wyników. „Jeśli chodzi o Cala, to w tym roku jeździ nie z kontraktem z HRC, a z LCR. Nie sądzę, by wielkie znaczenie miało czy mam kontrakt z fabryką, czy zespołem. I tak dadzą części tym, którym będą chcieli je dać. Byłem już po tej stronie, wiem, jak było przez trzy lata.” – powiedział Australijczyk.
„Powinniśmy naciskać, by być na czele zawodników satelickich, by dostawać wsparcie.” – dodał. W kuluarach mówi się, że Miller jest brany pod uwagę jako nowy zawodnik zespołu Pramac Ducati, ale on sam wolałby pozostać w Marc VDS i dalej jeździć Hondą. Do belgijskiego zespołu przejdzie w 2018 roku lider Moto2, Franco Morbidelli. Na wylocie z Marc VDS jest jednak raczej nieodnoszący dobrych wyników Tito Rabat. Hiszpan z kolei może trafić do ekipy Avintia Ducati.
Źródło: motorsport.com
Wolałbym Millera w Pramacu, przydałaby mu się zmiana.
Niczym nie ryzykuje, bo wyników i tak nie ma, a tak może coś by się ruszyło :) Mógłby spróbować takiej zmiany.
Dokładnie, dziś mnie bardzo rozczarował – bardziej taktyką niż jazdą. I bardzo chciałbym go zobacyzć na Ducati