Miller: „Niektórzy jeżdżą za grosze”

MotoGP to elitarna seria wyścigowa, która skupia najlepszych motocyklistów na świecie. Daleko jej jednak do Formuły 1, w której kierowcy zarabiają zdecydowanie więcej. Czy jednak jest aż tak źle? Chodzą bowiem suchy, że zawodnicy z dołu stawki otrzymują wynagrodzenie nieadekwatne do miejsca, w którym się znaleźli. Przeanalizujmy sytuację.

Informacje o zarobkach kierowców klasy królewskiej MotoGP są dość skąpe. Wielu jednak głośno mówi o tym, że „nie są one takie, jak kiedyś”. Czasy, kiedy milionowe kontrakty, które podpisywał Valentino Rossi, bezpowrotnie minęły. „The Doctor” był jednak supergwiazdą, którą znali nie tylko fani wyścigów motocyklowych. O nikim z obecnej stawki nie możemy tak powiedzieć.

Kliknij, aby pominąć reklamę

Teraz nieliczni mogą się pochwalić wielomilionowymi kontraktami. Wedle szacunków najlepiej zarabia Fabio Quartararo. Kontrakt lidera Yamahy opiewa na kwotę dwunastu milionów euro. W ostatnich latach aż dwadzieścia pięć milionów otrzymywał Marc Marquez. Było to jednak w czasach jego dominacji z Hondą. Aby móc nawiązać współpracę z Ducati, musiał zdecydowanie zejść ze swoich oczekiwań.

W podcaście „Gypsy Tales” o problemie związanym z kontraktami rozmawiał Jack Miller. W ocenie kierowcy Pramac Yamaha powinny zostać wprowadzone umowy z minimalną stawką wynagrodzenia. Australijczyk podkreślił, że wielu nowicjuszy zarabia zdecydowanie poniżej standardów: To był temat rozmów dla nas, jako pracowników. Już Marc Marquez o tym mówił. Wielu facetów mówiło. Musi zostać wprowadzona minimalna kwota za podpisanie umowy. Niektórzy z tych facetów podpisują umowę za grosze”.

Na pytanie, jaka w jego ocenie minimalna kwota byłaby odpowiednia, odpowiedział: „Prawdopodobnie 60. tyś. Przysięgam!”. Miller miał tu zapewne na myśli australijskie dolary, gdyż wywiadu udzielał swoim rodakom. Byłaby to równowartość dwudziestu ośmiu tysięcy funtów lub trzydziestu sześciu tysięcy dolarów amerykańskich.

Kliknij, aby pominąć reklamę

30-latek wskazał miejsca, w których można by zwiększyć wynagrodzenie debiutantów: „Możesz nadrobić pieniądze (za podpisanie umowy – przyp. red.). Jeśli podpisujesz umowę jako nowicjusz, nie masz zagwarantowanych premii. Ale prawdopodobnie otrzymasz je jako czołowy zawodnik Moto2, sto czy dwieście tysięcy. Ale twoja umowa na skórzane buty, na kask, może to zrekompensować. To mogłoby poprawić sytuację”.

Miller podkreślił, że w czasach jego debiutu zarobki nowicjuszy były lepsze. Była również druga skrajność, a więc płacenie za starty: „Nie jest już tak, jak kiedyś. Kiedy tu przyszedłem, solidna pensja podstawowa wynosiła około dwieście pięćdziesiąt tysięcy. Nie każdy miał jednak tak różowo. Kiedy przyszedłem do MotoGP, wielu facetów płaciło za swoje starty. Teraz już tego nie mamy. To już przeszłość, co jest fantastyczne. W tej kwestii jest lepiej”.

„Jackass” zaznacza, że wynagrodzenie w MotoGP powinno być lepsze. Zbyt wiele wysiłku kosztuje bowiem dotarcie do tego miejsca: „To nie tylko praca na cały etat. To życie. Każdego dnia, kiedy nie jesteś na motocyklu, harujesz na siłowni, harujesz na treningach. Wszystko po to, aby robić choćby małe jednoprocentowe przyrosty, aby stać się lepszym”.

Zawodnik Pramac Yamaha zwraca uwagę na fakt, jak wiele czasem trzeba poświęcić, aby dostać się do MotoGP. Zdarza się, że rodzina sprzedaje swój majątek, aby ich dziecko mogło rozwijać swoją karierę. Tak uczynili rodzice Caseya Stonera, którzy sprzedali dom. Ponadto dzieci, poświęcając młodość na budowanie kariery, zaprzepaszczają swoje szanse w innych dziedzinach życia. Jack wspomina m.in. swoją drogę do elity: Niektóre dzieciaki są tam, odkąd skończyli trzynaście lub czternaście lat. Nie mają żadnego wykształcenia, na którym mogliby się oprzeć. Jako Australijczyk wyprowadzasz się na drugi koniec świata. Chętnie pomagam, jak mogę. Udzielam wskazówek, ponieważ znam tę walkę. Niektórzy z tych ludzi poświęcili wszystko i to wszystko, co wiedzą. W przeszłości to było wszystko, co musieli wiedzieć. To coś, co musi wiedzieć ogół publiczności. Nie ma gwarancji, że wyjdziesz z każdego weekendu. To dwadzieścia dwie rundy, ścigasz się co drugi weekend”.

Kliknij, aby pominąć reklamę

Australijczyk podkreślił, że nie porusza tego tematu z żalu, a zwróceniu uwagi na faktycznie istniejący problem: „Nie zrozum mnie źle – to fantastyczna praca i robiłbym ją za darmo, ponieważ ją kocham. Ale robisz show dla wszystkich, robiąc te wszystkie wspaniałe rzeczy. W związku z tym powinieneś być za to odpowiednio wynagradzany. Ludzie powinni móc żyć wygodnie. Mówię tak teraz, ponieważ jestem tu od dziesięciu lat i mogę wrócić do domu, żyjąc wygodnie. Ja miałem akurat dużo szczęścia w swojej pracy”.

Jack nie jest jedynym kierowcą, który w ostatnim czasie wspominał o problemie z wynagrodzeniem „dołu” stawki. 30-latek wspomina m.in. Marca Marqueza, który również często o tym mówi. Temat ten był już, co ciekawe, poruszany na obradach z organizacją: „Marc chętnie mówi, co o tym myśli, pomimo że dobrze mu płacą. To on jest jednym z tych, którzy mówią o tym częściej ode mnie. Jest to więc problem, na którym sport musi popracować. Rozmawialiśmy już o tym z organizacją. Czy to trafi w próżnię, czy nie, to już inna sprawa. Ale musimy być bardziej empatyczni wobec zawodników. Osobiście uważam, że są bardzo dobrzy dla nas – komisja ds. bezpieczeństwa jest fantastyczna. Koleżeństwo nigdy nie było lepsze w MotoGP. Liczę więc, że coś się zmieni”.

Czas pokaże, czy coś w tej materii zmieni się na lepsze. Każdy jednak jest w tej kwestii zgodny – za wykonywaną pracę, szczególnie tak ryzykowną i elitarną, powinno się odpowiednio wynagradzać.

Źródło: crash.net

 

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Back to top button