Po raz pierwszy od czasu Grand Prix Walencji 2007 na podium nie stanął chociaż jeden z zawodników jeżdżących na Yamasze! Nic więc dziwnego, że z toru Motorland Aragon, na którym to toczyła się rywalizacja o Gran Premio A-Style de Aragon, fabryczna ekipa japońskiego producenta wyjeżdża niezadowolona.
Już od pierwszego treningu wolnego w Aragonii faworyt miejscowej publiczności Jorge Lorenzo prezentował się z naprawdę niezłej strony. Przez cały czas prezentował on równe, szybkie tempo, które jednak było nieco słabsze od najszybszego w kilku treningach Casey’a Stonera. Największe problemy Hiszpan miał na tylnej prostej, a wszystko z powodu dość niskiej prędkości maksymalnej jego M1-ki w stosunku do rywali. Ostatecznie do wyścigu ruszał on z drugiego pola, i pomimo tego, że w czwartym zakręcie pierwszego okrążenia wyszedł na czoło stawki, w kolejnym łuku #27 kontratakował. Na trzeciej cyrkulacji spadł on za plecy Daniego Pedrosy, a kilka zakrętów przed metą z podium zepchnął go Nicky Hayden.
„Mój start był bardzo dobry, jednak na całym dystansie miałem pewne problemy, a dodatkowo Nicky ciągle jechał tuż za mną! Nie możemy być zadowoleni z tego wyniku i jestem rozczarowany, że nie dojechałem na podium,” komentował „Por Fuera”, który tym samym zakończył serię dwunastu finiszów na „pudle” z rzędu w tym sezonie! „Najważniejsze jest jednak to, że dojechałem do mety i zdobyłem kolejnych kilkanaście punktów do tabeli generalnej. Przed nami jeszcze pięć wyścigów, i choć w tym momencie sprawy się nieco skomplikowały, mamy jeszcze kilka rzeczy do udowodnienia i jestem pewien, że możemy się poprawić. Teraz jedziemy do Motegi, gdzie mam nadzieję wywalczyć dobry wynik, szczególnie, że to domowa runda dla Yamahy,” zakończył 23’latek z Majorki, który od soboty na Motorland Aragon ścigał się w replice kasku Shoyi Tomizawy
Hayden pokonał Lorenzo na ostatnim okrążeniu, podejmując sporo ryzyka. Zespołowy menadżer Hiszpana – Wilco Zeelenberg – przyznał z kolei, że jego podopieczny nie mógł zaryzykować tak samo jak Amerykanin. Chociaż w ciągu ostatnich trzech wyścigów drugi w tabeli Dani Pedrosa odrobił do niego aż dwadzieścia jeden punktów, Jorge nadal ma nad nim przewagę aż pięćdziesięciu sześciu „oczek”. Najważniejszym dla #99 pozostaje wciąż dojeżdżanie do mety, a nie walka ze wszelką cenę o trzy punkty więcej.
Weekend o Gran Premio A-Style de Aragon nie był udanym dla Valentino Rossiego. Chociaż pierwsze dwa treningi wolne w wykonaniu Włocha były całkiem niezłymi, o tyle już od sobotniego poranka miał on spore problemy. Zaledwie jedenasty czas w FP3 i siódma pozycja startowa to nie to, na co on liczył. Po starcie wyścigu spadł on na ósme miejsce, by po kilku kółkach znaleźć się na dziewiątej lokacie! Później jednak #46 nieco podkręcił tempo, awansując na pozycję numer siedem, a kiedy przewrócił się Andrea Dovizioso, wskoczył on do TOP6. Pomimo tego, to dla 31’latka z Tavullii najgorszy wynik od czasu ubiegłorocznego Grand Prix Francji, gdzie po wywrotce i dwóch przejazdach przez aleję serwisową był szesnasty.
„To był dla nas bardzo trudny wyścig. Mieliśmy wiele problemów przez cały weekend, a w samym wyścigu byłem bardzo wolny,” rozpoczął 9’krotny Mistrz Świata, któremu ogromnych problemów dostarcza, kontuzjowany w kwietniu, prawy bark. Przejdzie on jego operację prawdopodobnie na początku listopada, ale prawdo podobny jest też scenariusz, że odpuści rundy w Portugalii i Walencji. „Robiłem co w mojej mocy by dojechać do mety, ale nie byłem w stanie zrobić nic więcej aniżeli wywalczyć szóstą pozycję. Wszystkie Yamahy miały tu problemy, ale moje ramię, w połączeniu z kłopotami z ustawieniami motocykla sprawiły, że było jeszcze trudniej. Jesteśmy teraz niezwykle źli, ale z niecierpliwością czekamy na rundę w Japonii,” stwierdził „The Doctor”.
W klasyfikacji generalnej Włoch nadal zajmuje czwartą lokatę, ponieważ pomimo tego, że wyprzedził go Casey Stoner, zarówno #46 jak i Australijczyk skorzystali z wywrotki Andrei Dovizioso i znaleźli się przed nim w „generalce”. Na swoim koncie Valentino ma sto czterdzieści punktów, a do poprzedzającego go właśnie #27 traci ich piętnaście. Piątego #4 wyprzedza on jednak o zaledwie jedno „oczko”. Czy w Japonii, niezwykle wymagającym dla ramion torze Motegi, uda mu się wskoczyć na podium?