Zmagania na słynnym obiekcie Indianapolis Motor Speedway były jednymi z najlepszych w tym roku dla ekipy Rizla Suzuki. Pomimo tego, że zawodnicy tego teamu musieli radzić sobie w miniony weekend bez menadżera zespołu – Paula Denninga, który złamał nogę – finiszowali na całkiem niezłych lokatach.
Weekend o Red Bull Indianapolis Grand Prix nie rozpoczął się dla Alvaro Bautisty rewelacyjnie, ponieważ Hiszpan w piątek wywalczył zaledwie piętnasty czas. W sobotnim porannym treningu było już jednak lepiej, bowiem przesunął się na dwunastą lokatę, a w kwalifikacjach awansował o kolejne oczko do góry. Chociaż start ze środka czwartej linii nie wyszedł #19 i stracił on kilka pozycji, to jednak nie poddał się. Po wyprzedzeniu kilku rywali, do samej mety walczył o siódme miejsce z Marco Simoncellim, jednakże to Włoch okazał się lepszym o zaledwie 0.083sek.
„To był bardzo trudny wyścig, ponieważ było naprawdę gorąco, a wpływała na to nie tylko temperatura powietrza, ale również ciepło pochodzące z motocykla. To sprawiło, że zmagania były wyczerpujące fizycznie, ale dla mnie był to dobry test sprawdzający, w jakim stopniu moje ciało zostało wyleczone. Na samym końcu wciąż czułem się niezwykle mocny. Straciłem kilka miejsc po starcie, jednak szybko udało mi się pokonać kilku rywali, a kiedy znalazłem się za Kallio zdecydowałem, że podciągnę się razem z nim do Simoncelliego. Mika miał bardzo dobry rytm, a ja nie chciałem tracić zbyt wiele energii na tak wczesnym etapie wyścigu. Później, gdy dojechaliśmy do Marco wyprzedziłem Kallio i szukałem miejsca do pokonania Simoncelliego. Znalazłem dwa takie punkty, jednak nie chciałem ryzykować, bowiem akurat w tych miejscach było sporo nierówności,” komentował 25’latek z Talavera de la Reina, dla którego to ósme miejsce jest drugim, po piątym miejscu na Montmelo, najlepszym finiszem w tym roku.
Z powodu aż pięciu, z jedenastu, nieukończonych wyścigów, „SuperBauti” zajmuje w klasyfikacji generalnej zaledwie piętnastą pozycję, mając na swoim koncie trzydzieści trzy punkty. Dodatkowo Hiszpanowi zaledwie trzykrotnie w tym roku udało się dojechać do mety w czołowej dziesiątce. „Próbowałem pokonać Simoncelliego w dziesiątym zakręcie, jednak było tam dużo nierówności, toteż nie chciałem ryzykować. Chciałem dojechać do mety, a od mojego ostatniego finiszu minęło sporo czasu,” potwierdził Alvaro, który poprzednio przejechał wszystkie okrążenia wyścigu w pierwszym tygodniu lipca w Katalonii! „Ostatecznie dojechałem w czołowej dziesiątce, a dodatkowo wykonaliśmy dobrą pracę przez cały weekend. Podczas warm-upu dokonaliśmy sporej zmiany w ustawieniach skrzyni biegów, która od razu pracowała o wiele lepiej. Jestem zadowolony po tym weekendzie, team pracował fantastycznie, przed nami za tydzień kolejny wyścig, a ja nie mogę się już go doczekać,” zakończył Bautista.
Z nienajlepszej strony od początku weekendu na Indianapolis Motor Speedway prezentował się Loris Capirossi. Zaledwie piętnasta lokata wywalczona podczas FP1 oraz szesnasta, dodajmy przedostatnia, sobotniego poranka nie napawały optymizmem. W samych kwalifikacjach Włoch uzyskał co prawda dziesiąty rezultat, jednakże po przeciętnym starcie, z każdym kolejnym okrążeniem spadał w dół klasyfikacji. Ostatecznie, korzystając tak naprawdę tylko i wyłącznie z wywrotek Marco Melandriego, Casey’a Stonera, Miki Kallio oraz z wycofania się z dalszej rywalizacji przez Colina Edwardsa, #65 dojechał do mety na jedenastej pozycji.
„Czasami nasz motocykl nie spisuje się źle, ale innym razem bardzo ciężko się na nim jeździ. Tym razem było bardzo trudno i tak naprawdę wcale nie byłem w stanie wyczuć przedniej opony, a problem ten miałem już wiele razy w tym roku – o mały włos nie przewracając się. Próbowałem zachować mój rytm – który nie był tak dobry jak się spodziewałem – a na sam koniec chciałem jeszcze wyprzedzić Barberę. Pokonałem go, jednak na ostatnim kółku on kontratakował i wypchnął mnie na trawę, przez co przegrałem dziesiąte miejsce,” potwierdził „Capirex”, który przez to ostatecznie na metę wpadł cztery sekundy za Hectorem.
Po nieukończonych zmaganiach w Brnie, jedenaste miejsce nie jest złe, jednak sam Włoch oczekiwał nieco więcej po weekendzie na „Cegielni”. Kolejna runda – o Grand Prix San Marino – będzie jednak drugą w jego ojczyźnie, toteż 37’latek z Bolonii liczy, że tym razem spisze się lepiej. „Jestem trochę zdenerwowany tym wynikiem, bowiem przez cały weekend motocykl raz spisywał się dobrze, a raz źle, a w samym wyścigu nie pracował tak, jak się spodziewałem. Wszyscy dawali z siebie sto procent podczas tej rundy, co jest niezwykle ważne. Teraz jednak musimy skupić się na kolejnym Grand Prix,” dodał na koniec Loris.