Dzisiejszego popołudnia czasu lokalnego cały paddock MotoGP: od zawodników, mechaników, członków zespołów i dziennikarzy, oddał hołd tragicznie zmarłemu Marco Simoncelliego. To właśnie na torze Sepang, niecały rok temu Włoch stracił życie w wyniku wypadku.
W zasadzie wszyscy obecni dziś na paddocku udali się z boksu teamu San Carlo Honda Gresini do jedenastego zakrętu malezyjskiego obiektu, gdzie w poprzednim sezonie w trakcie wyścigu zginął „SuperSic”. Właśnie w tym miejscu ustawiono specjalną tablicę, z napisem „Sic per sempre nel cuore” („Sic na zawsze w naszych sercach”), numerem #58 oraz podpisami całej ekipy, która w poprzednim cyklu zmagań pracowała z 24’latkiem. Gdy szef byłego zespołu Marco – Fausto Gresini przykręcił ostatnią śrubkę w tablicy, głośny aplauz automatycznie ucichł, a po chwili wszyscy wrócili do swoich wspomnień o Simoncellim.
„To było prawie jak pielgrzymka,” przyznał Valentino Rossi, który wraz z Colinem Edwardsem nie byli w stanie zmienić toru jazdy i uderzyli w sunącego po ziemi (po zaliczeniu uślizgu motocykla) Marco. „Miło było być tutaj ze wszystkimi. Sądzę, że każdy ma inne wspomnienia związane z „Sicem”, gdy razem się śmiali, jakieś wspólne fajne przeżycia, gdy ktoś powiedział coś śmiesznego… W tym zakręcie będzie on pamiętany właśnie w ten sposób. To było naprawdę miłe.”
Choć wcześniej w tym roku stawka MotoGP dwukrotnie testowała na Sepang, „The Doctor” przyznał, że w miejscu tego tragicznego wypadku był dziś po raz pierwszy. „Bycie w tym miejscu nie przysparza miłych wspomnień, a ja nie chciałem tego robić. Prawdopodobnie nigdy z tym miejscem nie będę miał związanych miłych wspomnień… Chciałbym, aby było inaczej, żebym pamiętał ten łuk z innych powodów, chociażby dlatego, że zaliczyłem tu dobrą linię przejazdu.”
„Minął rok, ale czuję, jakby to było wczoraj. Brakuje mi go każdego dnia, ale na tym torze jest to odczuwalne jeszcze bardziej,” dodał #46, który był jednym z najbliższych przyjaciół Marco.
Jak na ironię, to na Sepang International Circuit #58 wywalczył tytuł mistrzowski klasy 250cc w 2008 roku, to tu dwukrotnie w karierze finiszował na podium.
W sobotę zostanie odsłonięta specjalna nagroda „Rookie of the year Marco Simoncelli”, którą otrzyma na koniec sezonu najlepszy debiutant obecnego cyklu zmagań w klasie królewskiej. Zważywszy na słabą konkurencję (inni „pierwszoroczniacy” jeżdżą na maszynach CRT), tytuł już zagwarantował sobie Niemiec Stefan Bradl.
przegina dwa lata minely od smierci shoi i nikt nie pamieta
Akurat tutaj się nie zgodzę, bo jakiś czas po GP San Marino okazało się, że podobną akcję jak na Sepang dla Simoncelliego, zorganizowano na Misano dla Shoyi – oczywiście na mniejszą skalę i bez rozgłosu.
i sama sobie odpowiedzialas
Wg mnie liczy się to, że o nim pamiętamy i my, kibice, i ludzie na paddocku. A to, czy wszędzie i wszyscy o tym trąbią, nie jest chyba tutaj najważniejsze.