Nieco ponad połowa sześćdziesiątego sezonu Motocyklowych Mistrzostw Świata za nami. Tegoroczna rywalizacja wydaje się bardziej zacięta, niż w latach poprzednich. Może dlatego, że wyścigi wygrywało jak na razie aż czterech zawodników?
Podczas jeNieco ponad połowa sześćdziesiątego sezonu Motocyklowych Mistrzostw Świata za nami. Tegoroczna rywalizacja wydaje się bardziej zacięta, niż w latach poprzednich. Może dlatego, że wyścigi wygrywało jak na razie aż czterech zawodników?
Podczas jedenastu rozgrywanych do tej pory wyścigów, kierowcy klasy MotoGP mieli do przejechania w sumie 293 okrążenia, co przełożyło się na dystans 1291.819 kilometrów. Przejechali go tylko dwaj zawodnicy, którzy jako jedyni w stawce, zdobywali punkty w każdej rozgrywanej dotychczas rundzie Grand Prix. Byli to Valentino Rossi (Fiat Yamaha) oraz Shinya Nakano (San Carlo Honda Gresini). Kierowca, który podczas sesji treningowych na torze spędził najwięcej czasu, przejechał podczas wolnych praktyk dotychczas aż — UWAGA! — 5675.333 kilometry! Ale o tym za chwilę…
Obecnie, liderem klasyfikacji generalnej jest Valentino Rossi. To właśnie Włoch jeździł najwięcej podczas treningów. Tak, przejechał w nich ponad 5500 km. „The Doctor” mijał też w tym sezonie linię start-meta aż 104 razy na pierwszym miejscu! To zaledwie o 2 mniej od liderującego w tej tabeli — Casey’a Stonera. Jak sam Valentino niedawno wspominał, jest to jeden z jego najlepszych sezonów w karierze. Prowadzi w klasyfikacji generalnej, wygrał już cztery wyścigi a dziewięć razy stał na podium. Gdy porównamy te statystyki do roku ubiegłego, kiedy to Rossi po całym sezonie miał cztery zwycięstwa i osiem wizyt na „pudle”, nie ma się co dziwić, że zawodnik Fiat Yamahy jest tak zadowolony. Warto dodać, że sztuka, kiedy #46 wygrał kolejno trzy wyścigi (w tym sezonie: Chiny, Francja i Włochy), nie udała mu się od czasu sezonu 2005! Warto też w tym miejscu dodać, że dla 29’latka pochodzącego z Urbino, wygraną na torze Mugello jest równie cenna, co wywalczenie mistrzostwa świata. Podczas swego, tegorocznego, domowego Grand Prix właśnie na tym torze, Valentino wygrał już po raz siódmy z rzędu, a w sumie dziewiąty w karierze. Pomimo, że Rossi podczas nocnego GP Kataru, był dopiero piąty (przegrał walkę o czwarte miejsce z debiutującym w MotoGP Andreą Dovizioso), nie przejmował się zbytnio wynikiem z rundy inauguracyjnej. Wszystko to najprawdopodobniej dlatego, że runda na torze Losail była pierwszą w historii, która rozgrywana była w nocy. Już w Hiszpanii Vale stanął na drugim stopniu podium, co było jego pierwszą wizytą w czołowej trójce z Bridgestone. Jak wiemy, po zeszłorocznych problemach z oponami, Vale postanowił zmienić dostawcę ogumienia z Michelinów, właśnie na tego pochodzącego z kraju kwitnącej wiśni. Wielu uważało tą zmianę za przysłowiowy „gwóźdź do trumny”, jednak „The Doctor” udowodnił już nie raz w tym sezonie, że jeśli wszystko pracuje tak jak należy, to jest w stanie wygrywać. Zarówno podczas Grand Prix Katalonii jak i GP Niemiec, 7’krotny mistrz świata uplasował się na drugim miejscu, nie mając praktycznie szans nawiązania walki o zwycięstwo. Pomiędzy tymi dwoma weekendami odbyła się jeszcze runda o Dutch TT. W Holandii Valentino już na pierwszym okrążeniu zmagań o punkty wywrócił się („zabierając” przy okazji z toru Randy’ego de Punieta), jednak zdołał ukończyć rywalizację na jedenastym miejscu. Jednakże Grand Prix USA przeszło najśmielsze oczekiwania — tracąc około sekundę na każdym okrążeniu w treningach i kwalifikacjach do bezkonkurencyjnego wówczas Stonera, nikt się nie spodziewał takiego obrotu sprawy na torze Laguna Seca. „The Doctor” zdołał jeszcze na pierwszym okrążeniu wyścigu wysunąć się na prowadzenie, co nie udaje mu się zbyt często, i jak lew bronił tej pozycji przed Casey’em. Włoch wiedział bowiem doskonale, że jeśli da się wyprzedzić zawodnikowi Ducati, ten od razu mu ucieknie. Ostatecznie po błędzie Australijczyka, #46 udało się wygrać, bez wątpienia, najciekawsze GP tego sezonu. Podczas tejże rundy, bez cienia wątpliwości, Valentino zaliczył jeden z najlepszych wyścigów w swojej karierze. Warto też dodać, że podczas kalifornijskiego weekendu, Rossi podpisał kontrakt ze swoim obecnym pracodawcą na dwa kolejne lata.
Drugi zawodnik Fiat Yamaha Team – Jorge Lorenzo w tym roku debiutuje w klasie MotoGP. Hiszpan ma na swym koncie już dwa tytuły mistrzowskie w klasie 250cc i po początku obecnego sezonu wydawało się, że jest on jednym z głównych kandydatów do sięgnięcia po koronę mistrza klasy królewskiej już w roku swojego debiutu. Podczas rundy w Katarze, swej pierwszej na nowej maszynie o pojemności 800cc, zdołał wywalczyć drugie miejsce na podium, a podczas kolejnego wyścigu (tym razem w Hiszpanii) — był trzeci. Już w Portugalii „Chupa-Chupsowi” udało się wygrać wyścig. Warto też przypomnieć, że cała jego przygoda z klasą MotoGP rozpoczęła się od zdobycia trzech z rzędu Pole Position. Następnie jednak, miejsce miała seria niefortunnych wypadków. Najpierw w Chinach, gdzie #48 upadł już podczas FP1 i złamał obydwie kostki. Ostatecznie Jorge wziął udział zarówno w kwalifikacjach jak i wyścigu na torze Shanghai, gdzie wywalczył 13-cie punktów (czwarta pozycja). Od tego czasu nie było weekendu Grand Prix, w którym młodziutki Lorenzo nie zanotował by przynajmniej jednego upadku. Co prawda we Francji, pomimo wciąż niedoleczonej kontuzji, udało mu się stanąć na drugim stopniu podium, to jednak już później było coraz gorzej. Wyścig na torze Mugello, Jorge zakończył już na piątym okrążeniu, przewracając się podczas próby wyprzedzenia Andrei Dovizioso. Tydzień później, podczas swojego domowego Grand Prix — na torze Montmelo, niestety już na drugim treningu wolnym zaliczył bardzo poważny wypadek, który zakończył się kontuzją ręki i wstrząśnieniem mózgu. Wykluczyło to Lorenzo z udziału w wyścigu, który rozgrywany był na obiekcie położonym nieopodal Barcelony. Mimo, iż w kolejnych dwóch wyścigach (Wielka Brytania i Holandia), 21’latkowi pochodzącemu z Majorki udało się dwukrotnie uplasować na szóstym miejscu, to później znów nie było kolorowo. Rundy o Grand Prix Niemiec i Grand Prix USA, Lorenzo zakończył już po kilku okrążeniach – lądując w żwirze. Jednak konsekwencje upadku na torze Laguna Seca były poważniejsze w skutkach, niż początkowo sądzono. Okazało się bowiem, że młodszy z zawodników teamu Fiat Yamaha, ma złamane trzy kości w lewej stopie. Miejmy zatem nadzieję, że rehabilitacja Jorge przebiega prawidłowo, i że w pełni sił wróci on do ścigania podczas przyszłotygodniowego weekendu w Brnie. Warto też w tym miejscu wspomnieć, że niedawno sam „Chupa-Chups” mówił, iż nie jest tym samym zawodnikiem, którym był na początku sezonu. Liczmy więc na to, że szybko wróci on do równowagi psychicznej i będzie w stanie ponownie zaufać swojej Yamasze M1. Dla nas, fanów, w końcu im więcej walki w czołówce — tym lepiej.
Mimo, iż jest drugi w klasyfikacji generalnej, to z pewnością liczył na to, iż będzie w niej prowadził. Mowa o Casey’u Stonerze, który do swojego głównego rywala w walce o tegoroczną koronę mistrzowską — Valentino Rossiego, traci już 25 punktów. Na pocieszenie zostaje #1 to, że jest liderem klasyfikacji walki o BMW M Award, gdzie ma już przewagę 27-miu punktów nad Danielem Pedrosą. Mimo, iż Australijczyk sezon rozpoczął doskonale, zwyciężając w nocnym Grand Prix Kataru, to później zaczęły się problemy 22’latka pochodzącego z Kurri-Kurri. Po wyścigu na torze Losail wydawać by się mogło, że tak jak rok temu, tak i teraz Casey będzie wygrywać wszystko co się da. Jednak już podczas kolejnego Grand Prix, rozgrywanego w Hiszpanii, Stoner był w wyscigu dopiero jedenasty, popełniając dwa poważne błędy, które zakończyły się wyjazdami poza tor. W Portugalii zawodnikowi Ducati Marlboro Team znów nie poszło najlepiej. W wyścigu co prawda mógłby zająć wyższą pozycję aniżeli szósta, gdyby nie problemy z kamerą pokładową. Mimo, iż w Chinach udało mu się stanąć na najniższym stopniu podium, to Casey uważał, że gdyby przed samym startem inżynierowie Bridgestone’a nie doradzili mu innej mieszanki opon, to z pewnością byłoby lepiej. Na torze Shanghai Circuit, Australijczyk ukończył wyścig blisko 16 sekund za zwycięzcą. Podczas zmagań o punkty na słynnym torze Le Mans, wydawać by się mogło, że to właśnie Casey jest jednym z głównych kandydatów do zwycięstwa. Jednak na 21-wszym okrążeniu (z 28-miu do przejechania), awarii uległo Ducati #1. I choć zawodnik bolońskiej ekipy wrócić do ścigania na zapasowej maszynie, to z Francji Stoner wyjechał z zerowym dorobkiem punktowym. We Włoszech udało mu się stanąć na drugim stopniu podium, a tydzień później, w Katalonii, stoczył zacięty bój z Valentino Rossim o tę samą pozycję. Ostatecznie Casey przegrał tą walkę, plasując się tym samym na trzeciej pozycji. Warto w tym miejscu dodać, że podczas kwalifikacji przed GP Katalonii, #1 wywalczył swoje pierwsze w sezonie 2008 Pole Position. Podczas kolejnej rundy, tym razem w Wielkiej Brytanii, Stoner dominował od pierwszego treningu wolnego i bez większych problemów wygrał sobotnią sesję kwalifikacyjną oraz niedzielny wyścig. Podczas testów, które odbyły się po rundzie na torze Montmelo, zespół obrońcy tytułu mistrzowskiego znalazł podobno bardzo dobre ustawienia Desmosedici GP8 z numerem jeden. Nie wiedzieli oni jednak, czy poza katalońskim i brytyjskim obiektem będą pracowały one równie dobrze. Okazało się, że ich obawy były bezpodstawne, bowiem 22’latek wywalczył najpierw Pole Position, a później wygrał wyścigi, najpierw w Holandii, a później w Niemczech. Podczas weekendu w USA, Casey zarówno w treningach wolnych jak i podczas kwalifikacji znów wykręcał czasy o około sekundę lepsze od pozostałych. Gdy wszyscy spodziewali się, że na Laguna Seca 25 punktów za wyścig znów zgarnie Stoner, to do walki niespodziewanie włączył się Rossi. Włoch jak wściekły bronił się przed Mistrzem Świata i ostatecznie zawodnik Ducati Marlboro popełnił błąd, przewracając się na 24-tym z 32 okrążeń wyścigu. Gdy zawodnicy zjechali na pit-lane, doszło między nimi do ostrej wymiany zdań. Stoner miał pretensje do „The Doctora” o to, że ten kilkukrotnie zbyt ostro atakował, bądź odpierał ataki #1. Gdy Valentino odpowiedział mu, że takie są wyścigi, wtedy Casey odparł: „To są wyścigi? No dobra, zobaczymy. Czyżby miało to zatem oznaczać, że między tymi dwoma zawodnikami będzie mieć zawsze miejsce podobna walka co w USA? Zapewne wielu kibiców bardzo by sobie tego życzyło, bo w końcu im więcej walki na torze, tym większe emocje. Z całą pewnością więc, w Brnie jak i w dalszej części sezonu, #1 będzie chciał udowodnić Rossiemu, że też potrafi walczyć na łokcie…
Drugi zawodnik bolońskiej ekipy – Marco Melandri, z pewnością ma spory problem. Na Desmosedici GP8 nie idzie mu tak, jakby tego oczekiwał i już pojawiają się spekulacje, że Włochowi nie dane będzie ukończyć tego sezonu w barwach Ducati Marlboro. Mimo, iż #33 ze swoim obecnym pracodawcą kontrakt ma podpisany do końca przyszłego roku, to kto wie, czy już po rundzie w Brnie, Melandriego w bolońskim teamie nie zastąpi Sete Gibernau. Hiszpan już kilkukrotnie testował z Ducati na torze Mugello, gdzie uzyskiwał znaczne lepsze rezultaty niż Marco, który dokładnie dziś, kończy swoje 26-te urodziny. Jedynym sensownym wynikiem uzyskanym przez tego chłopaka pochodzącego z Ravenny, jest piąte miejsce wywalczone w Chinach. Na chwilę obecną, Melandri ma na swoim koncie zaledwie 32 punkty, a więc prawie sześć razy mniej, niż jego zespołowy kolega — Stoner! Póki co wiemy, że Melandri weźmie udział w GP Czech, ale co będzie dalej — tego nie wiadomo. Mało prawdopodobne wydaje się, żeby jego wyniki tak znacznie się poprawiły, iż będzie on jeździć do końca sezonu na Desmosedici GP8. Sam #33 niedawno wspominał, iż liczy się z tym, że niedługo może go zastąpić Gibernau, który w 2006 roku ścigał się w fabrycznym zespole Ducati. Na dalsze decyzje kierownictwa bolońskiej ekipy będziemy musieli jednak poczekać przynajmniej do czasu wyścigu w Brnie.
Na dalszą część naszego podsumowania zapraszamy już wkrótce…