Chociaż ogólnie patrząc sezon 2010 był całkiem udanym dla teamu Ducati Marlboro, sama ekipa oczekiwała znacznie lepszych wyników. Tak czy inaczej boloński zespół zajął trzecie miejsce w klasyfikacji zespołów.
Względem 2009 roku włoski team postanowił nie zmienić składu i walczyć o jak najwyższe laury w minionym już cyklu zmagań z Casey’em Stonerem i Nickym Haydenem na pokładzie. Warto jednak nadmienić, że główną zmianą, jakiej dokonano w Desmosedici GP10 względem poprzedniego modelu było zamontowanie w nim silnika „Big Bang” zamiast „Screamera”. Ta pierwsza jednostka napędowa płynniej oddaje moc i jest lepsza w zakrętach, podczas gdy druga jest mocniejsza na prostych. Zarówno jednak Australijczyk jak i Amerykanin byli zadowoleni z tej zmiany i z optymizmem spoglądali w przyszłość… tym bardziej, że w trakcie zimowych testów na torach Sepang i Losail szło im bardzo dobrze. #27 w pięciu na sześć sesji był drugi, a ostatniego dnia prób w Katarze zajął pierwsze miejsce. #69 natomiast z każdą kolejną godziną spędzoną na GP10 radził sobie coraz lepiej, pod koniec zimy na stałe goszcząc w czołówce.
Na obiekcie Losail International Circuit w połowie kwietnia znów rozbłysły światła, rozpoczynając przy okazji sezon 2010. Nie od dziś wiadomo, że trasa ta jest swego rodzaju „bastionem” Stonera, a i Hayden zimą radził tu sobie nieźle. Nie dziwi więc zatem to, że Casey wygrał wszystkie sesje treningowe, a po nienajlepszym starcie, na trzecim kółku wyszedł na pozycję lidera. Zaskakującym było jednak to, iż już trzy okrążenia później zaliczył on uślizg przodu i pożegnał się z dalszą rywalizacją! „Kiedy objąłem prowadzenie, mogłem jechać swoim rytmem, jednak przód tracił przyczepność kilkukrotnie w długich zakrętach. Zadecydowałem więc, że nie będę go tak mocno dociążał i jechał nieco łagodniej, przynajmniej dopóki miałem pełny zbiornik paliwa. Niestety, to doprowadziło do upadku, ponieważ patrząc na dane z telemetrii, zbyt słabo dociążyłem wtedy przód,” tłumaczył 25’latek z Kurri-Kurri. Rewelacyjnie poszło z kolei 29’latkowi z Owensboro, który do ostatnich chwil walczył z Andreą Dovizioso o… podium! Gdyby nie to, że RC 212V była nieco mocniejsza na prostej, a dodatkowo Włoch schował się w tunelu aerodynamicznym za #69, prawdopodobnie to Nicky byłby trzeci. Do „pudła” zabrakło mu tylko 0.011sek! „Zespół dokonał kilku poważniejszych zmian i już od kółka rozgrzewającego dobrze czułem się na motocyklu. (…) Jeśli przed startem wyścigu ktoś zaproponowałby mi czwarte miejsce, tylko dwie sekundy za pierwszym Valentino Rossim, wziąłbym je w ciemno.”
Po małej wpadce jednego z zawodników bolońskiej ekipy w Katarze, podczas rundy w Jerez de la Frontera miało już być znacznie lepiej. Wszystko rozpoczęło się naprawdę bardzo dobrze, pomimo wywrotki #27 w FP1 i przysłowiowej „gleby” #69 podczas drugiego treningu. W samych kwalifikacjach panowie ci wywalczyli kolejno trzecie i piąte miejsce, a rozdzieliło ich zaledwie 0.049sek! Chociaż oczekiwania o do wyścigu były naprawdę wysokie, 25’latek z Kurri-Kurri nie powalczył nawet o podium, dojeżdżając do mety jako piąty i przegrywając z Mistrzem Świata sezonu 2006! „Czwarta pozycja nie jest zła, ale liczyłem, że będę bliżej czołowej trójki i nieco z nią powalczę. Tak czy inaczej zaliczyliśmy kolejny solidny weekend, na którym będziemy bazować,” stwierdził Hayden, po którym mało kto się spodziewał, że w otwartej walce pokona swojego team-partnera z ekipy Ducati Marlboro. Niezadowolony ze zdobytych przez siebie jedenastu punktów był natomiast Stoner, który podczas całego weekendu zamiast poprawiać swoje ustawienia, stał w miejscu. „Kiedy próbowałem wyprzedzić Nicky’ego, przód stracił przyczepność i o mało co nie upadłem. Starałem się napierać, ale później coś takiego na jednym kółku zdarzyło mi się jeszcze trzy razy! Straciłem pewność siebie i zdecydowałem się dojechać do mety z jakimkolwiek dorobkiem punktowym,” przyznał. Podczas testów, które odbyły się tuż po rundzie w Hiszpanii, Australijczyk zajął szóste, a Amerykanin siódme miejsce. Rozdzieliła ich nieco ponad jedna dziesiąta sekundy.
Chociaż pierwszego dnia we Francji duet ekipy Ducati Marlboro spisał się całkiem nieźle, o tyle w sobotę obaj zawodnicy tegoż teamu musieli zadowolić się pozycjami w drugim rzędzie. Zacznijmy może jednak od Haydena, który przez cały dystans wyścigu jechał bardzo dobrze, a na ostatnim okrążeniu awansował na pozycję numer cztery po tym, jak wyprzedził Daniego Pedrosę. Do podium zabrakło mu zaledwie półtorej sekundy, więc nic dziwnego, że był on nieco zawiedziony kolejną czwartą lokatą. „Bardzo cieszy mnie ten wynik, nie mogłem wymarzyć sobie lepszego, bowiem przez praktycznie cały weekend miałem problem z motocyklem. Po starcie spadłem w głąb stawki, ale dałem z siebie maksimum. Tak czy inaczej to jednak znowu czwarte miejsce…” potwierdził „Kentucky Kid”. Fatalnie kolejny raz poszło z kolei Mistrzowi Świata z sezonu 2007. Po starcie znalazł się on w czołówce, jednak na trzecim okrążeniu uciekł mu przód i wyleciał on w żwir – drugi raz w sezonie! „Jestem strasznie zawiedziony, ponieważ motocykl sprawował się świetnie, napierałem na przód kiedy chciałem, jednak w trakcie wyścigu coś po prostu nie grało. Jeśli mam być szczery, po prostu nie wiem co jest nie tak,” dodał z kolei Stoner.
I nadeszła domowa runda dla Ducati – zmagania na torze Mugello. Kwalifikacje kolejny raz zapowiadały dobry wyścig, ponieważ „Kangur” zajął trzecie, a Amerykanin czwarte miejsce. Niedziela jednak mocno zweryfikowała ich plany, ponieważ po wyśmienitym warm-upie, podczas walki o punkty do klasyfikacji generalnej Casey rywalizował zaledwie o czwartą lokatę. „Jeśli mam być szczery, spodziewałem się być nieco szybszy. Kiedy wyszedłem na czwarte miejsce dawałem z siebie maksimum, ale wiedziałem, że nie dogonię czołówki. Pozostała mi więc jedynie walka z Marco Melandrim i Randym de Punietem do samej mety,” komentował Australijczyk, dla którego był to wówczas najlepszy finisz minionego sezonu! Jak to mówią: apetyt rośnie w miarę jedzenia, a po trzech czwartych miejscach, Nicky liczył tym razem na podium. Start nie wyszedł mu najlepiej, dodatkowo jego rytm pozostawiał sporo do życzenia i jechał on jako szósty. Wtedy jednak przewrócił się na szóstym kółku… tuż przed trybuną Ducati! „Sądziłem, że będę w stanie walczyć w czołówce. Moje tempo nie było jednak tak dobre, jak się tego spodziewałem – traciłem zbyt wiele czasu w zakrętach prowadzących z górki. Co do wywrotki… to był mój błąd, więc przepraszam wszystkich.”
Piąta runda minionego cyklu zmagań odbywała się w Wielkiej Brytanii, na nowym dla wszystkich torze Silverstone. Chociaż w kwalifikacjach zawodnicy fabrycznej ekipy bolońskiego producenta zajęli zaledwie piąte i szóste miejsce (ze stratą sekundy do lidera), byli pozytywnie nastawieni przed niedzielnymi zmaganiami. Niestety kolejny raz spisali się nieco poniżej oczekiwań. Jeszcze na ostatnim okrążeniu Hayden był trzeci, jednak mocno ślizgające się opony sprawiły, że wyprzedził go Ben Spies, odbierając mu upragnione podium. „To nieco frustrujące, bowiem motocykl spisywał się świetnie, a ja czułem się na nim bardzo dobrze. Wyprzedziłem kilku rywali w zakrętach, ale brakowało mi mocy na prostych i przez to kolejny raz byłem czwarty,” tłumaczył #69, który kolejny raz zdobył trzynaście punktów. Nie zachwycił z kolei Stoner, który po fatalnym starcie spadł praktycznie na sam koniec stawki. Chociaż udało mu się nadrobić aż dziesięć miejsc, ostatecznie linię mety przekroczył jako piąty. „Nie jestem zadowolony, bo mogliśmy osiągnąć znacznie więcej. Nie wiem, czy walczyłbym o zwycięstwo, ale zmiany poczynione w warm-upie z pewnością pomogłyby mi w rywalizacji o podium. Zapłaciłem jednak wysoką cenę za tragiczny start,” mówił 25’latek z Kurri-Kurri.
Czytaj dalej >>>
O ile w Holandii #27 spisywał się bardzo dobrze i wciąż plasował się w czołówce, o tyle jego zespołowy kolega miał nieco problemów. W trakcie dwóch pierwszych dni jazd Hayden nie tylko raz się przewrócił, ale też zanotował na swoim koncie awarię silnika. I o ile on musiał ruszać do sobotniego wyścigu z piątej pozycji, o tyle Stoner uplasował się na ostatniej lokacie w pierwszej linii. Tym razem Casey dobrze ruszył spod świateł, a to w połączeniu z dobrym tempem dało mu trzecie miejsce, a więc jego pierwsze podium w sezonie 2010. „To nie powinno być nasze pierwsze „pudło” w tym roku, jednak podczas ostatnich dwóch rund poczyniliśmy znaczne postępy, a dziś dało to widoczny efekt. Pierwszy raz w tym sezonie kończymy weekend z wynikiem, na jaki zasłużyliśmy.” Start wyszedł Amerykaninowi całkiem przyzwoicie, jednak w pierwszym zakręcie przyblokowało go kilku zawodników i spadł on o parę pozycji w dół. „Siódme miejsce nie jest szczytem marzeń, ale trzeba patrzeć na pozytywy,” mówił Mistrz Świata z sezonu 2006 nawiązując do piątkowych problemów. „Wraz z Randym de Punietem wyprzedziliśmy kilku rywali, próbowałem pokonać Marco Simoncelliego i Colina Edwardsa, ale kiedy starałem się zmniejszyć stratę, przód tracił przyczepność.”
Runda w Barcelonie rozpoczęła się dla obu reprezentantów teamu Ducati Marlboro zupełnie inaczej. Wszystko dlatego, że chociaż „Kangur” ukończył piątek na drugim miejscu, o tyle „Kentucky Kid” musiał zadowolić się ósmą lokatą. O ile w sobotę Australijczyk utrzymywał swój rytm, o tyle Nicky spadł aż na jedenaste miejsce i to właśnie ze środka czwartej linii musiał ruszać do wyścigu. Po dobrym starcie Stoner znalazł się w ścisłej czołówce, jednak na piątym kółku, w pierwszym zakręcie zaliczył wycieczkę poza tor. Ostatecznie jednak na metę wpadł jako trzeci. „Po prostu przestrzeliłem zakręt – zwykły błąd, ale prawdopodobnie gdyby nie on mógłby walczyć o zwycięstwo. Czułem, że balans poprawił się w drugiej fazie zmagań i chociaż dogoniłem Daniego Pedrosę, nie byłem w stanie go wyprzedzić,” skomentował Mistrz Świata z 2007 roku. Zawiedziony był natomiast Hayden, który po ostrej walce, na metę wpadł ostatecznie jako ósmy, i był to dotychczas jego najgorszy finisz w minionym sezonie (nie licząc wywrotki we Włoszech). „Wydawało się, że znaleźliśmy coś dobrego w warm-upie, jednak w wyścigu balans nie był już taki sam. Miałem ogromne problemy na pierwszych kółkach, wielokrotnie szorowałem łokciami po asfalcie. Niestety straciłem za dużo czasu za Marco Melandrim i byłem ósmy.”
Lepszego startu weekendu w Niemczech boloński zespół chyba nie mógł sobie wymarzyć, bowiem Casey zajął drugie, a Nicky trzecie miejsce w pierwszym treningu wolnym. Chociaż w sobotę ten pierwszy utrzymał swój rytm i zakwalifikował się na drugiej lokacie, o tyle #69 nie był w stanie dokonać postępu i zajął… piętnaste miejsce! Sam wyścig składał się z dwóch części… w pierwszej Stoner spadł na trzecią lokatę, a w drugiej fazie do ostatnich chwil walczył z, powracającym do rywalizacji po złamaniu nogi, Valentino Rossim o najniższy stopień podium. Australijczyk Włocha pokonał na ostatnim zakręcie. „W pierwszej fazie nie czułem się dobrze na motocyklu, jednak na drugą założyłem inną oponę, na której miałem znacznie lepszą przyczepność. Jadąc za Andreą Dovizioso straciłem za dużo czasu i czołowa dwójka mi uciekła, ale cieszę się, że ostatecznie uplasowałem się na podium,” potwierdził. Imponująco spisał się z kolei Hayden, który już na starcie odrobił kilka pozycji. Dzięki dobrej jeździe, do drugiej części wyścigu ustawił się już na szóstym polu startowym! „Na papierze siódme miejsce nie wygląda najlepiej, ale ja jestem zadowolony. Kilka kółek przed metą byłem piąty, ale zacząłem mieć problemy z przodem, a dodatkowo raz wypadł mi bieg i o mało co się nie przewróciłem. Po starcie z tak odległej lokaty na finiszu na całym kombinezonie miałem ślady opon,” przyznał natomiast Nicky.
Kolejne zmagania, które odbywały się w Stanach Zjednoczonych, były domową rundą właśnie dla „Dzieciaka z Kentucky”. Tu od samego startu #27 radził sobie niezwykle dobrze, a 29’latek z Owensboro był o krok za nim. W sesji kwalifikacyjnej ostatecznie ten pierwszy zajął drugą pozycję, a miejscowy faworyt, tak jak w piątek, był siódmy. Po starci Casey pozostał na drugiej lokacie, jednak z czasem zaczął mieć pewne problemy z motocyklem. Wyprzedził go Jorge Lorenzo, ale w międzyczasie na czele stawki przewrócił się Dani Pedrosa, przez co Australijczyk wywalczył swój najlepszy wówczas finisz w sezonie 2010. „Motocykl dobrze się spisywał, jednak kiedy goniłem Daniego popełniłem kilka błędów i postanowiłem spokojnie dojechać do mety. W takim przypadku drugie miejsce nie jest złe.” Hayden tymczasem także radził sobie bardzo dobrze, wygrał długą walkę z Benem Spiesem, a przed samym finiszem o mały włos nie wyprzedził też czwartego Andrei Dovizioso. Ostatecznie jednak zajął on piąte miejsce, tracąc nieco ponad sekundę do upragnionego podium. „Rano miałem pewne problemy podczas próbnego startu, a kłopoty nawiedziły mnie też w trakcie wyścigu. Jechałem najlepiej jak mogłem, pięć kółek przed metą po prostu wyłączyłem mój mózg i jechałem jak natchniony, notując moje najlepsze czasy z całego weekendu. Szkoda, że do „pudła” tak niewiele zabrakło,” dodał Nicky.
Po letniej przerwie, zawodnicy powrócili do ścigania, tym razem w Brnie. Nie od dziś wiadomo, że czeski tor od zawsze pasował Stonerowi, co kolejny raz potwierdził. Co prawda w kwalifikacjach był czwarty, jednak w samym wyścigu ostatecznie pokonał w walce o najniższy stopień podium Bena Spiesa i to właśnie on wywalczył szesnaście punktów. „Do końca nie jestem zadowolony z tego wyniku, ale finisz w czołowej trójce zawsze jest miły. Na początku straciłem za dużo czasu z powodu ślizgającego się przodu. Pod koniec wszystko się poprawiło, ale było już za późno na dogonienie liderów,” przyznał „Kangur”. Od początku weekendu całkiem szybki był także i Hayden, który w kwalifikacjach musiał się jednak zadowolić ósmą lokatą. Dzięki dobrej jeździe w wyścigu bez większego problemu dojechał do mety na szóstym miejscu, notując kolejny solidny finisz. „Tempo nie było najgorsze i być może gdybym był w pełni sił, mógłbym walczyć o nieco wyższą lokatę,” przyznał Amerykanin, który pod koniec kwalifikacji przewrócił się i uszkodził nadgarstek. „Bardzo dziękuję mojej ekipie, bo wszyscy poczynili dobre zmiany, dzięki którym lepiej czułem się w lewych zakrętach i miałem lepszą przyczepność,” potwierdził #69.
Weekend w Czechach był jednak ważny dla Ducati z zupełnie innego powodu. Wszystko dlatego, że Valentino Rossi po siedmiu latach współpracy z Yamahą zdecydował się opuścić japońskiego producenta i przejść właśnie do bolońskiej ekipy. „Niezwykle cieszę się z tego, iż mogę ujawnić, że Valentino ścigać się będzie dla nas przez kolejne dwa lata,” przyznał Gabriele Del Torchio, prezydent Ducati Motor Holding. „Przeżyłem na M1-ce wiele wspaniałych chwil, jednak teraz nadszedł czas na poszukanie nowego wyzwania. Moja praca w Yamasze jest już skończona, a jak wiadomo, nawet najpiękniejsza miłosna historia musi się kiedyś skończyć,” powiedział natomiast główny zainteresowany – „The Doctor”.
Czytaj dalej >>>
Chociaż w sobotnie popołudnie rundy w Indianapolis Hayden podpisał umowę na dwa lata z Ducati, w samym wyścigu miał sporego pecha. Zacznijmy może jednak od kwalifikacji, w których zajął trzecie miejsce, a więc po raz pierwszy w historii swych startów na Desmosedici zakwalifikował się w pierwszym rzędzie! Chociaż dobrze ruszył on spod świateł, na jednym z pierwszych kółek odpadł mu lewy slider, przez co na metę wpadł on z dziurawym kombinezonem na kolanie. „Nadal nie mogę uwierzyć w to, co się stało – jestem totalnie zawiedziony,” przyznał ostatecznie szósty na mecie 29’latek z Owensboro. Jeszcze gorzej poszło jednak Stonerowi, który pomimo startu z szóstego pola, miał ogromnego pecha. Na ósmym kółku, walcząc o szóste miejsce z Valentino Rossim, zaliczył on uślizg przodu i wylądował na deskach (podobnie jak w FP2). „Jestem bardzo rozczarowany – to było nic innego jak wywrotka, ale pozbawiła mnie szans walki o punkty. Od samego początku weekendu tutaj miałem problemy z przodem, wróciłem do sytuacji z początku sezonu i po prostu nie mogłem wyczuć przodu w zakrętach,” tłumaczył Australijczyk.
Nienajlepiej ułożyła się dla ekipy Ducati Marlboro runda na torze Misano Adriatico, gdzie podczas tragicznego wypadku zginął zaledwie 19’letni Shoya Tomizawa. W samym wyścigu, po starcie z trzeciego pola, Casey kolejny raz miał problemy z przednim zawieszeniem i na metę wpadł zaledwie jako piąty. „Jestem bardzo niezadowolony z mojego rytmu, porównując go do wczorajszego. To jednak i tak nie ma znaczenia, gdy weźmiemy pod uwagę to, co się dziś stało. Jestem niezmiernie smutny z powodu Tomizawy,” stwierdził #27. Już w drugim zakręcie swój udział w Grand Prix San Marino zakończył, po kolizji z Lorisem Capirossim, „Kentucky Kid”. „W przeszłości to nie był dla mnie najlepszy tor. Po starcie z czternastego pola nadrobiłem nieco pozycji, ale wszystko poszło na marne. Moje myśli są teraz jednak z rodziną Shoyi…”
O ile weekend w Misano nie był dla bolońskiego teamu udany, o tyle ten w Aragonii wprost przeciwnie. Już sobota była dla fabrycznych zawodników Ducati bardzo dobrym dniem, ponieważ Stoner wywalczył pierwsze w historii na torze Motorland Aragon Pole Position, a Hayden w kwalifikacjach był czwarty. W samym wyścigu Australijczyk nie dał rywalom żadnych szans, pewnie sięgając po swój pierwszy triumf w 2010 roku. „To zwycięstwo jest niesamowite, i chociaż powinniśmy wywalczyć je znacznie wcześniej, bardzo się cieszę. Sporo czasu zajęło nam znalezienie tych ostatnich dziesiątych sekundy, by walczyć o triumfy. W ten weekend kompletnie zmieniliśmy ustawienia i jak widać – opłaciło się,” cieszył się Australijczyk. Na ostatnim okrążeniu, w jednym z ostatnich zakrętów, na trzecie miejsce, przed Jorge Lorenzo, awansował z kolei Nicky Hayden. Dla Amerykanina było to pierwsze, i jak się później okazało, jedyne podium w sezonie 2010. „Powrót na podium to świetne uczucie! Motocykl pracował bardzo dobrze przez cały weekend, dzięki czemu dziś mogłem walczyć o ten wynik. Ten atak, jaki przypuściłem na Jorge był może nieco zbyt ryzykowny, ale nie mogłem znowu być czwarty,” mówił Mistrz Świata z sezonu 2006.
Kwalifikacje w Japonii pokazały, że #27 nadal jest w świetnej formie, ale weekend nie zapowiadał się najlepiej dla Haydena. Wszystko dlatego, że kolejny już raz Casey zajął w QP miejsce w czołowej trójce, podczas gdy jego zespołowy kolega był zaledwie jedenasty. W samym wyścigu Australijczyk sięgnął po zwycięstwo, drugie z rzędu: „Ten triumf smakuje wyśmienicie! Raz jeszcze daliśmy z siebie wszystko, by znaleźć stabilność na hamowaniach i przyspieszeniach. Rano spróbowaliśmy czegoś nowego, jednak nie pracowało to tak, jak chcieliśmy, więc na wyścig ustawienia zmieniliśmy nieco w ciemno,” komentował. Nicky natomiast miał sporego pecha, ponieważ już na drugim kółku wyjechał poza tor i spadł na sam koniec stawki. Udało mu się odrobić kilka lokat i wpaść na metę jako dwunasty zawodnik w kolejności. „Ten weekend nie był najlepszy, jednak przed wyścigiem dokonaliśmy kilku zmian, a motocykl pracował znacznie lepiej. Prawdopodobnie byłem jednak zbytnio podekscytowany, bo popełniłem błąd i wyjechałem poza nitkę toru. Kiedy jednak złapałem mój rytm, nie był on wcale najgorszy,” stwierdził #69.
W Malezji, po nienajlepszym starcie weekendu, w sobotę lepszym z zawodników fabrycznego teamu Ducati okazał się Nicky Hayden. Amerykaninowi świetnie szło na miękkich oponach, dzięki czemu do Pole Position zabrakło mu zaledwie jednej dziesiątej sekundy! W wyścigu, po starcie z drugiego pola, nie było jednak już tak dobrze i zajął on szóste miejsce. „Byłem przekonany, że powalczę o więcej, ale miałem problemy na hamowaniach. Nie wiem w sumie dlaczego tak się stało, bo przez cały weekend był to nasz mocny punkt,” powiedział 29’katek z Owensboro. Chociaż do wyścigu zakwalifikował się on na piątej pozycji, wyścig zakończył w fatalnym stylu. Mowa oczywiście o Casey’u, który upadł w ostatnim zakręcie pierwszego okrążenia. „Bardzo żałuję tej wywrotki, bowiem wiedzieliśmy, że mamy dobry rytm. Oglądając wyścig tylko utwierdziliśmy się w przekonaniu, że mogliśmy walczyć o zwycięstwo. Chociaż starałem się jechać spokojnie, przewróciłem się z powodu niedogrzanych opon,” tłumaczył Stoner.
Nie było innej możliwości jak ta, że #27 zdominuje swój domowy weekend na torze Phillip Island. Najpierw, w sobotę, na swoje dwudzieste piąte urodziny wywalczył on Pole Position, a w niedzielę rozgromił rywali. Dla Australijczyka było to czwarte zwycięstwo z rzędu na jego domowym obiekcie! „To fajne uczucie. Kiedy wygrałem tu dwa razy z rzędu, nikt nie dawał mi szansy na trzecie zwycięstwo. Gdy to osiągnąłem, dziś wielu oczekiwało ode mnie następnych dwudziestu pięciu punktów. Wszystko poszło tak jak należy, motocykl spisywał się wyśmienicie już od FP1, a wsparcie fanów było niesamowite,” komentował 25’latek z Kurri-Kurri. Dobrze na australijskiej trasie spisywał się także i Nicky Hayden. W kwalifikacjach kolejny już raz uplasował się on w drugiej linii, a w samym wyścigu do ostatnich chwil walczył o podium. Ostatecznie jednak musiał pogodzić się z czwartym miejscem i przegraną z Valentino Rossim rywalizacji o najniższy stopień „pudła”. „To była fajna walka i szkoda, że przegrałem. Fajniej byłoby rywalizować o zwycięstwo, ale bicie się z Valentino o jakąkolwiek pozycję nie jest łatwe. Wielkie dzięki dla zespołu, bo kiedy tylko wyczułem motocykl, od razu zacząłem jechać znacznie szybciej,” przyznał „Kentucky Kid”.
Czytaj dalej >>>
Po tournee poza Europą, pod koniec października zawodnicy wrócili na Stary Kontynent. Przedostatnią rundą minionego już sezonu były zmagania w Portugalii. Weekend rozpoczął się od ulewnego deszczu i mokrego drugiego, piątkowego treningu. W takich warunkach #69 zajął drugie, a #27 trzecie miejsce. Kwalifikacje ostatecznie odwołano z powodu fatalnych warunków, dzięki czemu w takiej właśnie kolejności ustawili się oni na starcie. Chociaż na początku zmagań duet teamu Ducati Marlboro pokazywał, że powalczy o podium, ostatecznie tak się nie stało. Hayden bardzo długo jechał na trzecim miejscu, jednak pod koniec dogonili go Andrea Dovizioso oraz jego rodak Marco Simoncelli. Włosi wyprzedzili Amerykanina na mecie, przez co do podium stracił on sześć dziesiątych sekundy. „Przez pierwsze kółka motocykl pracował bardzo dobrze, ja świetnie się na nim czułem, ale pod koniec zacząłem coraz słabiej go wyczuwać. Cieszę się jednak, że chociaż przez chwilę prowadziłem w wyścigu, bo nie zdarzyło się to od dłuższego czasu,” potwierdził ostatecznie piąty na finiszu Mistrz Świata z sezonu 2006. Fatalnie znowu spisał się Stoner, który pomimo jazdy w ścisłej czołówce, przymierzając się do wyprzedzenia Jorge Lorenzo przewrócił się on w „Parabolice”. „To ogromny wstyd i właściwie nie mam wiele do powiedzenia. Pojechałem nieco poza linią jazdy i zaliczyłem uślizg przodu. Próbowałem jeszcze się ratować, ale nie udało się,” stwierdził Australijczyk.
Wszystko co dobre szybko się kończy… nadeszła ostatnia runda sezonu 2010, która miała miejsce w Walencji! Wszystko zaczęło się od obiecujących wyników fabrycznych zawodników Ducati w piątek i Pole Position zdobytego przez Casey’a w sobotę. Wynik ten był tym ważniejszy, że dla 25’latka z Kurri-Kurri było to ostatnie PP w barwach bolońskiego producenta. Nicky z kolei raz jeszcze ruszać miał do wyścigu z drugiej linii. W niedzielę #27 na metę wpadł jako drugi, wcześniej długo jadąc na pozycji lidera. „Fajnie zakończyć jest jakąś erę w swoim życiu finiszując na podium. Na wyścig wybrałem twardszą mieszankę opon, która być może kosztowała nas zwycięstwo…,” mówił. Fatalnie sezon zakończył z kolei Amerykanin, który jadąc na drugim miejscu, na trzecim okrążeniu, w pierwszym zakręcie, przewrócił się on i w ten sposób zakończył walkę o punkty. „Byłem naprawdę pozytywnie nastawiony do wyścigu, motocykl dobrze się spisywał, miałem dobre tempo i nadrobiłem na pierwszych kółkach kilka miejsc. Ta wywrotka jest niezwykle frustrująca, bowiem miałem tempo na walkę o podium,” dodał „Kentucky Kid”.
Ostatecznie w klasyfikacji zespołów team Ducati Marlboro zajął trzecie miejsce z dorobkiem trzystu osiemdziesięciu ośmiu punktów. Boloński producent wśród konstruktorów też był trzeci, mając na swoim koncie dwieście osiemdziesiąt sześć „oczek”. Co do zawodników zaś… Casey Stoner wywalczył w „generalce” ostatecznie czwarte miejsce, przegrywając z trzecim Valentino Rossim o osiem „oczek”. Nicky Hayden natomiast musiał zadowolić się siódmą lokatą i dorobkiem stu sześćdziesięciu trzech punktów, a do szóstego Bena Spiesa zabrakło mu trzynastu.
Za rok, o czym wspomnieliśmy już wcześniej, w barwach fabrycznego zespołu Ducati ścigać się będą „The Doctor” oraz „Kentucky Kid”. Chociaż podczas prób w Walencji to Amerykanin był lepszy, a Włoch miał ogromne problemy, wcale nie zniechęca go to do przyszłego sezonu. Producent z Bolonii robi teraz wszystko co w jego mocy, by przed kolejnymi testami, które odbędą się na początku lutego w Malezji, Desmosedici GP11 było jak najbardziej dopasowane do potrzeb 9’krotnego Mistrza Świata.