Home / Artykuły / Podsumowanie sezonu 2021 w klasie MotoGP – część druga

Podsumowanie sezonu 2021 w klasie MotoGP – część druga

Zapraszamy do przeczytania drugiej części podsumowania sezonu 2021 w klasie MotoGP, w którym zawarłem krótki opis dyspozycji każdego zawodnika ścigającego się w tej kampanii na pełen etat. Tydzień temu analizowaliśmy formę zawodników z drugiej połowy tabeli, natomiast dziś skupimy się na najlepszej dziesiątce tego roku.

Pierwsza część dostępna jest pod tym linkiem

© Yamaha MotoGP

  1. Maverick Vinales –  Monster Energy Yamaha/Aprilia Team Gresini – 106 punktów

Maverick Vinales jest jedynym zawodnikiem w tym zestawieniu, który dosiadał w tym sezonie motocykli dwóch różnych producentów. Kampanię 2021 rozpoczął od udanych testów oraz zwycięstwa w pierwszym wyścigu, przez co miała ona być dobra jak nigdy dotąd. Okazało się jednak, że po raz kolejny Vinales nie był w stanie spełnić pokładanych w nim oczekiwań.  Jak sam wspominał, nie mógł wydobyć z siebie 100% możliwości w zespole Yamahy. Opuścił go przedwcześnie, po GP Styrii, kiedy to w kontrowersyjny sposób, próbował zniszczyć silnik w swoim motocyklu. Do tego czasu zdobył 95 punktów, siedmiokrotnie był w TOP10 i dwa razy stawał na podium, na co składa się wspomniane zwycięstwo w Katarze oraz drugie miejsce w Assen. Na holenderskim obiekcie wywalczył także jedyne w sezonie pole position.

Po burzliwym rozstaniu, zasilił szeregi Aprili, dla której przejechał pięć wyścigów i dwukrotnie zdobywał punkty. Co jasne były to starty, które Hiszpan wraz z nową ekipą traktował jako testy przed przyszłym sezonem. Czego w nim oczekiwać od Vinalesa? Pomijając gorszą formę RS-GP pod koniec roku, główną zagadką jest tu sam Maverick, którego enigmatyczność sprawia, że można się po nim spodziewać zarówno świetnej, jak i fatalnej kampanii. Bez wątpienia, pierwszym wyzwaniem będzie dla niego pokonanie na przestrzeni całego sezonu Aleixa Espargaro, który to nieprzerwanie jest najlepszym zawodnikiem Aprili, od kiedy tylko zasilił jej szeregi. Niezależnie od konkurencyjności pakietu z Noale, takie osiągnięcie byłoby dla Vinalesa sporym zastrzykiem pewności siebie.

© Pramac Racing

  1. Jorge Martin – Pramac Ducati – 111 punktów – Debiutant roku

Był to pierwszy sezon Hiszpana w klasie królewskiej i spisał się on w nim na tyle dobrze, że zdobył tytuł debiutanta roku. Martin niesamowicie szybko stał się konkurencyjny, bo już w swoim drugim starcie wywalczył pole position, które zamienił na trzecie miejsce w wyścigu. Trzeba też zaznaczyć, że miał ku temu odpowiednie warunki, gdyż na pierwszy rok startów od razu otrzymał Ducati w najnowszej specyfikacji. Niestety, szybki rozwój zawodnika zespołu Pramac został brutalnie przerwany podczas Grand Prix Portugalii, kiedy to po upadku na jednym z treningów nabawił się kontuzji prawej kostki oraz lewego kolana. Jorge powrócił dopiero na rundę w Katalonii, jednak szybkość z początku sezonu odzyskał dopiero w Austrii, po przerwie wakacyjnej.

W Grand Prix Styriii osiągnął swoje pierwsze zwycięstwo, a tydzień później, w Grand Prix Austrii, po raz kolejny stanął na podium. Do obydwu wyścigów startował z pole postition. Zdobywał je w tamtym sezonie aż czterokrotnie i za każdym razem startując z tej pozycji, kończył zawody na podium. Ostatni taki wyczyn miał miejsce w Walencji na zakończenie kampanii. Poza tym Jorge punktował w każdym wyścigu, w którym dojechał do mety, co udało mu się w dziesięciu z czternastu rund, w których brał udział. Bez wątpienia był on jedną z rewelacji tego sezonu. Imponował dojrzałością oraz świetną prędkością w środku zakrętu. Ma potencjał, aby powalczyć o tytuł w przyszłej kampanii, podczas której dalej będzie reprezentować barwy zespołu Pramac.

© Aprilia

  1. Aleix Espargaro – Aprilia Team Gresini – 120 punktów 

Aleix Espargaro był jedynym pełnoetatowym zawodnikiem Aprili w tym sezonie. Rok ten okazał się być przełomowy w karierze Hiszpana. Z racji tego, że marka z Noale jest objęta system koncesji, mogła ona dokonywać zmian w swojej jednostce napędowej przed rozpoczęciem tegorocznych zmagań, a także ma ich więcej do dyspozycji. Dzięki temu udało im się wyeliminować tzw. problemy wieku dziecięcego trapiące ich silnik V4 o 90-cio stopniowym kącie rozwarcia cylindrów, który to zadebiutował w sezonie 2020. Nie bez znaczenia były także świetnie działające systemy regulacji wysokości przedniego i tylnego zawieszenia oraz po raz pierwszy w historii modelu, nie większa niż regulaminowe 157 kg waga motocykla, co umożliwia lepsze umiejscowienie środka ciężkości poprzez doważanie.

Aprilia stała się więc dużo bardziej konkurencyjna, dzięki czemu Aleix Espargaro był w stanie pokazać swój potencjał i znacznie zbliżył się do czołówki. Udało mu się nawet zdobyć pierwsze dla Aprili podium w erze 4T, czego dokonał podczas Grand Prix Wielkiej Brytanii. P|W trakcie tego sezonu Aleix prezentował naprawdę dobre tempo jeszcze w kilku innych wyścigach, jednak można było odnieść wrażenie, że brakuje mu doświadczenia w walce o podium, przez co stanął na nim tylko raz. Wszak to, które zdobył na torze Silverstone było dopiero jego drugim w karierze, jeśli chodzi o starty w MotoGP. Tak czy inaczej przejechał on bardzo udany rok. We wszystkich ukończonych wyścigach zajmował miejsca w czołowej dziesiątce, co udało mu się trzynastokrotnie w osiemnastu startach.

Warto jednak zaznaczyć, że bliżej końca sezonu Aprilia nieco stanęła w miejscu, przez co tempo Hiszpana nie było już tak konkurencyjne. Także na pierwszych testach nie wyglądało ono szczególnie optymistycznie, jednak włoski zespół ma jeszcze trochę czasu, aby poprawić swój motocykl przed przyszłoroczną kampanią, a nawet w jej trakcie, gdyż nadal jest ona objęta system koncesji.

© Repsol Honda

  1. Marc Marquez – Repsol Honda – 142 punkty

Dla Marka Marqueza był to wyjątkowy rok. Bardzo długo nie było wiadomo czy i kiedy Hiszpan będzie w stanie wrócić na motocykl po komplikacjach ze złamaną kością prawego ramienia. Dokonał tego w trzeciej rundzie – Grand Prix Portugalii, i choć był to jego pierwszy wyścig po 9 miesięcznej przerwie, zajął w nim siódme miejsce i był najlepszym zawodnikiem Hondy. Powrót do ścigania nie był jednak łatwy.  Ośmiokrotny mistrz świata wciąż nie był w pełni sił, przez co musiał jeździć w inny sposób niż chciał. Nie pomagały także olbrzymie problemy Hondy. Po wielu trudnych chwilach i trzech DNF-ach z rzędu, które miały miejsce we Francji, Włoszech i Katalonii, Marc odnalazł dawny błysk na uwielbianym przez siebie Sachsenringu, gdzie odniósł pierwsze od prawie dwóch lat zwycięstwo.

Jest to jednak tor, który ze względu na małą liczbę prawych zakrętów zawsze mu pasował, co więcej, w tym wypadku nie obciążał kontuzjowanej ręki Hiszpana. Podczas kolejnej rundy w Assen pojawiła się poprawiona rama, a razem z nią nadzieja na kontynuację dobrej passy, jednak tam nie było już tak dobrze jak w Niemczech, gdyż przekroczył linię mety jako siódmy. Po przerwie wakacyjnej tempo Marqueza pozwalało mu być zdecydowanie bliżej czołówki. Już w Austrii pokazywał dobre tempo, jednak miał problemy z oponą w pierwszym wyścigu, natomiast w drugim zaliczył niegroźną wywrotkę, po której dojechał do mety na 15 pozycji. Ta sztuka nie udała mu się natomiast na Silverstone, gdzie zaliczył ostatni DNF w sezonie.

Po tych niepowodzeniach nastąpiła znaczna poprawa, gdyż w Aragonii, gdzie także dominują lewe zakręty, zajął drugie miejsce po pięknej walce z Pecco Bagnaią. Następnie zajął solidne czwarte miejsce w pierwszym wyścigu na Misano oraz odniósł dwa zwycięstwa z rzędu. Pierwsze na torze COTA, który także ma przewagę lewych zakrętów i jest jednym z ulubionych obiektów Hiszpana. To drugie jednak odniósł w drugim wyścigu na Misano, a ten tor ma więcej prawych zakrętów niż lewych.

Osiągnięcie to pozwalało wierzyć, że na dobre wrócił już znany nam Marquez. Niestety jednak niedługo po tej rundzie, miał on wypadek na treningu, który odnowił jego problemy ze wzrokiem. Hiszpan zakończył więc sezon przedwcześnie i nie wiadomo kiedy będzie w stanie wrócić na motocykl. Najprawdopodobniej więc marnym pocieszeniem dla niego jest fakt, że  mimo udziału w zaledwie w czternastu z osiemnastu rund, jest on najwyżej sklasyfikowanym zawodnikiem Hondy. Punktował dziesięciokrotnie, z czego dziewięć razy był w TOP10. Cztery razy stawał na podium z czego trzy na jego najwyższym stopniu.

© KTM Images / Polarity photo

  1. Brad Binder – Red Bull KTM Factory Racing – 151 punktów

Podobnie jak pozostali zawodnicy KTM-a Binder rozpoczął rok z problemami, ale trzeba przyznać, że poradził sobie z nimi najlepiej z tej czwórki. Miał on jednak inną piętę achillesową jaką było tempo w kwalifikacjach. W osiemnastu rundach tylko ośmiokrotnie  brał udział w Q2 i tylko cztery razy zakwalifikował się w pierwszej dziesiątce. Mimo tego, w niedziele zazwyczaj odnajdywał coś więcej i w wyścigu był znacznie szybszy niż w treningach czy kwalifikacjach. Przez to, że przeważnie przebijał się przez stawkę nie widywaliśmy go w walce o czołowe lokaty.

Nie oznacza to jednak, że ich nie zdobywał, gdyż zazwyczaj najwięcej pozycji zyskiwał pod koniec zmagań. Na podium stanął jednak tylko raz, kiedy zwyciężył w Grand Prix Austrii, po szalonej jeździe na mokrym torze na oponach typu slick. Poza tym punktował w siedemnastu z osiemnastu rund, w których startował i popełnił znacznie mniej błędów niż w swoim debiucie. Nie ukończył tylko jednego wyścigu, co miało miejsce w Jerez.  Był bardzo regularny, gdyż dwunastokrotnie finiszował w TOP10. To zapewniło mu szóste miejsce na koniec roku. Czy w kolejnym będzie w stanie na dobre zagościć w czołówce? Czas pokaże, jednak póki co forma KTM-a na testach nie wyglądała zbyt optymistycznie, a on sam na pewno będzie musiał poprawić tempo w kwalifikacjach.

© Pramac Racing/ FalePhoto

  1. Johann Zarco – Pramac Ducati – 173 punkty – najlepszy zawodnik niezależny

Sezon Francuza można podzielić na dwie części. Rozpoczął go bowiem wyśmienicie. Był bardzo szybki na testach przedsezonowych na torze Losail, a w inauguracyjnych wyścigach na tym samym obiekcie dwukrotnie zajął drugą lokatę, dzięki czemu do Portugalii jechał jako lider. Tam jednak miał problemy z motocyklem, przez które zaliczył upadek i nie dojechał do mety. W kolejnych rundach nadal był on jednak konkurencyjny i regularnie zdobywał wysokie lokaty. Stawał na podium we Francji i Katalonii, gdzie był drugi, a także otarł się o nie we Włoszech czy w Holandii, gdzie był czwarty. Zdobył także pole position w Grand Prix Niemiec. Przed przerwą wakacyjną był on jednym z zawodników będących w grze o tytuł i wydawało się, że kwestią czasu jest pierwsze od 2016 roku zwycięstwo Johanna.

Druga część kampanii była jednak w jego wykonaniu znacznie słabsza. Nie ukończył w niej aż dwóch wyścigów a w kolejnym dojechał poza punktami. W przeszłości wielokrotnie widzieliśmy już, że Francuz zazwyczaj nieco słabnie w drugiej części sezonu. Tym razem jednak w dużej mierze było to spowodowane problemami z syndromem pompującego przedramienia. Trzeba przyznać, że kiedy Zarco poddał się jego operacji jego forma powoli zaczęła wracać na odpowiednie tory, jednak nie była tak dobra jak na początku roku.

W kolejnym sezonie nadal będzie on reprezentować barwy teamu Pramac i otrzyma Desmosedici w najnowszej specyfikacji, które po testach wydaje się być najbardziej konkurencyjnym motocyklem w stawce. Można się więc spodziewać, że Zarco ponownie będzie walczył o miejsca w czołówce. Pytanie jednak czy uda mu się wykonać jeszcze jeden krok naprzód i powalczyć o tytuł na dystansie całego roku.

© Ducati Lenovo Team

  1. Jack Miller – Ducati Lenovo Team – 181 punktów 

Po wspaniałej końcówce ubiegłorocznej kampanii oraz udanych testach przedsezonowych, oczekiwania wobec Jacka Millera przed pierwszym wyścigiem w 2021 roku były ogromne. Mówiono wtedy o nim jako o jednym z największych faworytów do tytułu. Niestety jednak sezon ten nie poszedł do końca po jego myśli.

Zaczęło się od problemów z oponą w wyścigu o Grand Prix Kataru oraz pompującym przedramieniem w Grand Prix Dohy. W obydwu zajął dopiero dziewiątą lokatę. Przed rundą w Portugalii poddał się jego operacji, jednak zaliczył tam kolejny słaby występ, gdyż nie dojechał do mety. Przy dobrej formie Zarco w tamtym okresie jasne było, że Miller musi wziąć się w garść, aby utrzymać swoją posadę w Ducati. Na szczęście dla niego, udało mu się tego dokonać i już na następnych zawodach w Jerez odniósł swoje drugie zwycięstwo w karierze, na które czekał od 2016 roku. Dwa tygodnie później dołożył kolejny triumf w Le Mans, w uwielbianych przez siebie deszczowych warunkach. Nie przeszkodziła mu w nim nawet kara dwóch wydłużonych okrążeń. Mimo nieco gorszego startu mogło wydawać się, że Miller wciąż jest w grze o tytuł.

Dalej jednak jego forma nieco stanęła w miejscu. Do czasu przerwy wakacyjnej zdobył jeszcze tylko jedno podium – trzecie miejsce w Katalonii. Zaliczył także kolejny DNF w Holandii. Po przerwie wcale nie było lepiej. Jeśli chodzi o jego tempo to nie było ono złe, jednak nie pozwalało ono na nawiązanie do osiągnięć z Jerez czy Le Mans. Natomiast kluczowy jest tu fakt, że jego kolega zespołowy Pecco Bagnaia, z każdą rundą stawał się coraz mocniejszy i pod koniec sezonu był od niego wyraźnie lepszy. Choć po nieco trudniejszych kilku wyścigach Miller stanął jeszcze na podium w dwóch ostatnich Grand Prix, to jednak kończył rok będąc w cieniu Bagnai, a przecież to on miał być numerem jeden w zespole.

„Jackass” zakończył tegoroczną kampanię punktując w czternastu z osiemnastu rund, w których brał udział. Trzynastokrotnie finiszował w TOP10 i pięć razy stawał na podium, z czego dwa na jego najwyższym stopniu. Nie można powiedzieć, że był to zły sezon wykonaniu Australijczyka, jednak w przyszłym będzie potrzebował czegoś więcej, aby nie stać się tzw. “skrzydłowym” dla młodszego kolegi i powalczyć o tytuł.

© Suzuki MotoGP

  1. Joan Mir – Suzuki Ecstar – 208 punktów 

Joan Mir bronił w tym sezonie tytułu mistrzowskiego, więc poprzeczka, jeśli chodzi o oczekiwania wobec niego, była zawieszona tak wysoko jak tylko się da. Nie był on jednak w stanie im sprostać, głównie ze względu na niską konkurencyjność pakietu z Hamamatsu.

Zawodnik z Majorki rozpoczął sezon od czwartej i siódmej pozycji na Losail, czego ze względu na charakterystykę tego obiektu, nie można było traktować jako rozczarowania. Zwłaszcza, że w kolejnej rundzie w Portugali zdobył pierwsze w tamtej kampanii podium. Mimo tego z czasem szybko stało się jasne, że GSX-RR nie dorównuje tempem czołówce i obrona tytułu będzie bardzo trudna. W przeciwieństwie do swojego kolegi zespołowego Mir nie popełniał zbyt wielu błędów. Był też bardzo regularny. Najzwyczajniej w świecie brakowało mu jednak czystej prędkości, szczególnie na jedno okrążenie, przez co zazwyczaj startował z odległych pozycji. Głównie było to spowodowane opóźnieniem w pracach nad mechanizmem regulacji wysokości tylnego zawieszenia, który okazał się być bardzo znaczącym elementem w tamtej kampanii.

Pomimo braku tego urządzenia w pierwszej połowie roku, Mir był w stanie jeszcze dwukrotnie stanąć na trzecim stopniu podium, czego dokonał we Włoszech i w Holandii. Kiedy Suzuki przywiozło tzw. shapeshifter na rundę w Austrii ich zawodnicy stali się znacznie szybsi, a sam motocykl dużo łatwiejszy w prowadzeniu. Mistrz świata z 2020 roku zdobył drugie miejsce w wyścigu o Grand Prix Austrii i wydawało się wtedy, że Hiszpan ma jeszcze szansę, żeby powalczyć o obronę tytułu. Niestety jednak szybko okazało się, że potrzeba czasu, aby dopracować mechanizm regulacji wysokości tylnego zawieszenia w taki sposób, żeby dawał przewagę na wyjściu, jednak nie sprawiał problemów na hamowaniu. Do końca roku Mir nie był więc w stanie wznieść się powyżej pewnego poziomu i nie zwyciężył w ani jednym wyścigu. Zdobył jeszcze natomiast trzecie miejsce w Grand Prix Aragonii i był drugi w Grand Prix Algarve.

Mirowi należą się więc duże słowa uznania, że pomimo problemów, dzięki swojej niesamowitej regularności był on w stanie ukończyć ten rok jako drugi wicemistrz świata.  Przekroczył linię mety w szesnastu z osiemnastu wyścigów, w których startował i ani razu nie wypadł poza TOP10. Sześciokrotnie stawał na podium. Można być więc niemal pewnym, że jeśli Suzuki poprawi swój pakiet i Mir połączy swoją regularność z lepszą prędkością, będzie on walczyć o tytuł w przyszłej kampanii.

© Icon Sport

  1. Francesco Bagnaia –  Ducati Lenovo Team – 252 punkty

Po dobrym poprzednim sezonie, kiedy Bagnaia w końcu zaczął dogadywać się z motocyklem klasy królewskiej, otrzymał on szansę na starty w fabrycznej ekipie Ducati. Sam zawodnik jak i jego zespół nie liczyli jednak na walkę o tytuł, a jedynie na nabieranie prędkości i doświadczenia. Jak się później okazało, Pecco bardzo szybko stał się jednym z najlepszych i dobra forma szczególnie w drugiej połowie roku sprawiła, że Włoch otarł się o tytuł już w tegorocznej kampanii.

Rozpoczął ją od świetnej jazdy w inauguracyjnej rundzie w Katarze,w której wydawało się, że jedzie po zwycięstwo. Nie udało mu się jednak utrzymać opon w odpowiednim stanie do samego końca i musiał zadowolić się trzecim miejscem. W pierwszej części sezonu jeszcze dwukrotnie stawał na podium. Był drugi w Grand Prix Portugalii oraz Grand Prix Hiszpanii. Poza nieukończonym wyścigiem we Włoszech, prezentował solidną i równą formę.

Drugą połowę roku rozpoczął od problemów z oponą w Grand Prix Austrii, co przekreśliło jego szanse na wygraną Bez wątpienia miał on na tym torze dobre tempo, gdyż w Grand Prix Styrii walczył o zwycięstwo, jednak ze względu na opady deszczu i zmianę motocykla w końcówce, dojechał na drugiej pozycji. Na Silverstone ponownie trafił wadliwą oponę i ledwo zmieścił się w punktach. Po tej rundzie było już jednak tylko lepiej i zobaczyliśmy pokaz siły Pecco.

Przełomem dla Włocha było jego pierwsze zwycięstwo w klasie królewskiej, które odniósł w Aragonii po fantastycznej walce z Markiem Marquezem do ostatniego okrążenia. Bagnaia kontynuował dobrą passę triumfując w pierwszym wyścigu na Misano i zajmując trzecią pozycję w Teksasie. Przed drugą rundą na Misano, jako jedyny zawodnik, miał szansę zagrozić Quartararo w klasyfikacji generalnej. Musiał jednak postawić wszystko na jedną kartę, a to kosztowało go wywrotkę, którą zaliczył jadąc na prowadzeniu. Mimo tego niepowodzenia, powrócił na dobre tory w ostatnich dwóch wyścigach sezonu, zdobywając dwa kolejne zwycięstwa.

Bagnaia zaliczył bardzo dobry rok, w którym rozkręcał się z wyścigu na wyścig. Szesnaście z nich ukończył w punktach. Czternastokrotnie był w TOP10 i ośmiokrotnie stawał na podium, z czego cztery razy na jego najwyższym stopniu. Warto też wspomnieć, że był on jednym z lepiej kwalifikujących się zawodników. Sześć razy startował z pole position i kolejne sześć z pierwszego rzędu. Nie ulega wątpliwości, że jeśli będzie on w stanie przenieść formę z końcówki kampanii na przyszły rok, to ciężko będzie znaleźć na niego mocnych.

© Yamaha MotoGP

  1. Fabio Quartararo – Monster Energy Yamaha – 278 punktów 

Sezon 2021 należał do Fabio Quartararo. Choć na początku roku trudno było w to uwierzyć, to zarówno Francuzowi, jak i Yamasze udało się pożegnać demony trapiące ich w poprzedniej kampanii. Poprawiono czucie przodu M1 a sam Fabio potrafił bardzo dobrze to wykorzystać. Jego unikalny styl jazdy sprawiał, że był on konkurencyjny na każdym obiekcie. Nie bez znaczenia była także zmiana mentalności „El Diablo”, która miała pozytywny wpływ na jego regularność.

Po spokojnym początku i piątymi miejscu w inauguracyjnym Grand Prix Kataru, Quartararo rozpoczął swoją drogę po tytuł zwyciężając w Grand Prix Dohy oraz Grand Prix Portugali. W Jerez jechał po trzeci triumf z rzędu, jednak kiedy we znaki dały się problemy z pompującym przedramieniem, jego tempo spadło na tyle, że ledwo załapał się w punktach. Przed domowym wyścigiem we Francji poddał się operacji sprawiającej problemy ręki. Mimo braku pełnej sprawności oraz trudnych dla jego stylu jazdy i motocykla deszczowych warunków, zajął w nim trzecie miejsce. We Włoszech odniósł kolejny triumf zostawiając rywali daleko z tyłu. W Katalonii po raz kolejny walczył o zwycięstwo, jednak problemy z kombinezonem sprawiły, że został sklasyfikowany dopiero na szóstej pozycji. Przed przerwą wakacyjną zdobył jeszcze trzecie miejsce w Niemczech oraz wygrał zawody na torze Assen.

Choć przed drugą połową kampanii miał 34 punkty przewagi nad ówczesnym wiceliderem, to wiele osób wciąż wątpiło w końcowy sukces Fabio, ponieważ większość nadchodzących obiektów, w przeszłości nie sprzyjała Yamasze. Quartararo jednak nie miał zamiaru się tym przejmować i udowodnił, że potrafi być konkurencyjny na każdym torze. Na Red Bull Ringu, gdzie kluczowa jest prędkość na prostych, która nie jest mocną stroną Yamahy, zajął trzecie miejsce w pierwszym wyścigu i do czasu rozpoczęcia opadów, walczył o zwycięstwo w tym drugim. Ostatecznie ukończył go na siódmej pozycji. W Wielkiej Brytanii triumfował po raz piąty w tamtym sezonie, ponownie zostawiając konkurencję daleko z tyłu. W Aragonii dopadły go problemy z tylną oponą, przez co finiszował jako ósmy. Nie wybiło to jednak z rytmu Francuza, gdyż drugie miejsca w Grand Prix San Marino oraz Ameryk dały mu pierwszą szansę na tytuł na trzy rundy przed końcem, czyli przed Grand Prix Emilii Romanii.

Choć po słabych deszczowych kwalifikacjach wydawało się, że Quartararo będzie musiał poczekać z przypieczętowaniem upragnionego mistrzostwa do zawodów w Algarve, to jednak błąd Pecco Bagnai sprawił, że czwarte miejsce w tamtym wyścigu wystarczyło, aby pierwszy tytuł mistrzowski w karierze tego zawodnika stał się faktem. Zdobył go punktując w siedemnastu z osiemnastu wyścigów, w których brał udział. Szesnastokrotnie finiszował w TOP10, a dziesięciokrotnie na podium. Zwyciężył w aż pięciu Grand Prix. Był także najlepiej kwalifikującym się zawodnikiem.  Czternastokrotnie ustawiał się w pierwszym rzędzie, z czego pięć razy na pole position.

Jego forma z dwóch ostatnich wyścigów może być jednak zastanawiająca. „El Diablo” nie był szczególnie konkurencyjny zarówno w Algarve, gdzie nie dojechał do mety, jak i w Walencji, gdzie był piąty. Być może było to rozluźnienie wynikające z osiągnięcia celu, jednak na testach w Jerez, Francuz narzekał, że brakuje mu prędkości maksymalnej, aby walczyć z Ducati. Już w tej chwili wiadomo więc,  że obrona tytuł mistrzowskiego w kolejnej kampanii, nie będzie łatwym zadaniem.

Kliknij, aby pominąć reklamy

AUTOR: Aleksander Bala

Komentarze: 1

  1. Ciekawostka: jest to pierwszy w historii sezon MotoGP, podczas którego czterech różnych kierowców (Quartararo, Miller, Bagnaia, Marquez) wygrywa dwa wyścigi pod rząd.

Dodaj komentarz

Twój adres email nie będzie opublikowany. Wymagane pola oznaczone są gwiazdką *

*

Niniejsza strona internetowa korzysta z plików cookie. Pozostając na tej stronie wyrażasz zgodę na korzystanie z plików cookie. Dowiedz się więcej w Polityce prywatności.
152 zapytań w 1,303 sek