Wraz z chwilą, gdy w niedzielę oficjalnie ogłoszono, że Valentino Rossi za rok ścigać się będzie na Ducati wydawało się, że to już koniec sagi pt. „Włoch na włoskim motocyklu”… Stało się jednak inaczej, a kolejnym pogłoskom nie ma końca. Zapraszamy do lektury!
Po wielu spekulacjach, kilka dni przed rozpoczęciem Grand Prix Czech „The Doctor” podpisał dwuletnią umowę z producentem z Bolonii. Wcześniejsze plotki głosiły, że opiewać on może nawet na blisko trzydzieści milionów euro za dwa sezony startów na Desmosedici. Co ciekawe, jeszcze w kwietniu #46 mówił, że chciałby zakończyć swoją karierę razem z Yamahą, jednak od tego czasu wiele się zmieniło.
Pomimo wygrania pierwszej rundy obecnego sezonu, mającej miejsce w Katarze, w dwóch kolejnych uległ on swojemu team-partnerowi Jorge Lorenzo. Po jednej szóstej tegorocznego cyklu zmagań Hiszpan dzierżył pozycję lidera w klasyfikacji generalnej, a 31’latek z Tavullii plasował się na drugiej lokacie. Później z kolei złamał nogę na Mugello, przez co odpowiedzialność bronienia honoru zespołu Fiat Yamaha spadła na „Por Fuerę”. A ten nieobecność 9’krotnego Mistrza Świata wykorzystał praktycznie w stu procentach, wygrywając w tym czasie trzy z czterech wyścigów, a w jednym z nich był drugi.
Nic więc dziwnego, że Yamaha nie chciała pozbyć się przed kolejnym sezonem właśnie Lorenzo. Wszak to on jest w tym roku górą, więc teraz ubiegłoroczne stwierdzenie Rossiego, że w „sezonie 2011 barwy tego zespołu będzie reprezentował albo on, albo ja” nie miało większego sensu, gdyż był on na straconej pozycji. I dlatego też już w czerwcu zaczął się zastanawiać, czy aby nie przyjąć oferty Ducati. Jak sam przyznał kilka dni temu, stało się tak głównie z trzech powodów. Po pierwsze, uznał, że jego praca w Yamasze jest już zakończona.
Rozwijając ten wątek należy przypomnieć wyniki japońskiego producenta z czasów zanim przyszedł do niego Valentino. Przed tym M1-ki jeździły raczej w środku stawki, nie walczyły o podia, a tym bardziej o zwycięstwa. Kiedy jednak Włoch wraz ze swoimi mechanikami rozpoczął pracę nad Yamahą, już w pierwszym wyścigu sezonu 2004 stanął on na niej na najwyższym stopniu podium. Kilka miesięcy później wygrał on tytuł mistrzowski, który obronił także i w roku 2005. Po dwóch mniej owocnych latach, za sprawą „The Doctora” producent spod znaku trzech skrzyżowanych kamertonów powrócił na szczyt, wygrywając w latach 2008 i 2009.
Nie dziwi, że po zrobieniu z M1-ki najlepszego motocykla w stawce Rossi nie chce, by ktoś dalej korzystał z jego pracy, a na dodatek obracał jego wysiłki przeciwko niemu. Nic więc dziwnego, że z tego powodu postanowił postawić on na Desmosedici. Drugim powodem jest to, że po tym sezonie na emeryturę odchodzi Masao Furusawa, człowiek, który miał wielki wpływ na to, że Valentino zamienił po roku 2003 Hondę właśnie na Yamahę. Japończyk świetnie dogadywał się z #46, a niepewność co do nowego zarządu sprawiła, że i to coraz bardziej utwierdzało Włocha w przekonaniu, że czas na zmiany.
Trzecim powodem przejścia była z kolei świetna znajomość z Filippo Preziosim, dyrektorem Ducati Corse. „Gdzieś słyszałem, że przeszedłem tylko z powodu pieniędzy, ale to kompletna bzdura. Kwota, jaką otrzymam od Ducati jest zupełnie taka sama, jaką oferowała Yamaha,” przyznał 31’latek z Tavullii w obszernym „wywiadzie”, jakiego udzielił w poniedziałek, a jednym z obecnym na nim był dziennikarz serwisu motomatters.com. #46 wierzy, że ze swoim rodakiem uda mu się stworzyć relacje takie jak z Furusawą, dzięki czemu Ducati powróci na szczyt.
Nadal też nie wiadomo, czy wraz z Rossim do teamu z Bolonii przejdzie jego obecna ekipa. Wraz ze swoimi mechanikami kilka lat temu zmienił on barwy z Repsol Hondy na, wówczas, Galuoises Yamaha. Czy jednak jego team, głównie złożony z Australijczyków, zdecyduje się wraz z nim na kolejne nowe wyzwanie, tym razem w Ducati. Fani Włocha martwią się, czy Jeremy Burgess raz jeszcze „pójdzie” za „The Doctorem”, czy może zdecyduje się może odejść na emeryturę. Sam Australijczyk nie mówi jeszcze, co będzie robił za rok.
„To wszystko będzie decyzją ekipy. Każdy jest w innym wieku, ma inne plany na przyszłość, więc osobiście muszą podjąć decyzję,” stwierdził Rossi, a zapytany o to, czy Burgess wraz z nim odejdzie do Ducati, odpowiedział: „Mam nadzieję, że tak, ale nie wiem.” Sam Jeremy przyznał, że fakt przejścia Włocha do bolońskiej ekipy jest sporym ryzykiem, jednak on sam chce dokonać czegoś, czego nikt jeszcze w klasie królewskiej nie dokonał, a mianowicie wygrać tytuły na motocyklach trzech różnych producentów. „Valentino jest symbolem we Włoszech, a Ducati jest marką. Jeśli jednak sukces nie zostanie osiągnięty, czyjaś reputacja zostanie nadszarpnięta,” przyznał Jerry dla MCN.
Od zawsze wiadomo jednak, że w ekipie Ducati pracują sami Włosi, z którymi obecny zawodnik teamu Fiat Yamaha mógłby bez przeszkód dogadywać się w swoim rodzimym języku. Co ciekawe, JB mógłby w tym nieco przeszkadzać, więc wychodzi na to, że w bolońskim zespole, jak w żadnym innym, prawdopodobnie poradziłby on sobie także i bez Burgessa. Pewne na razie jest, że wraz z #46 do nowego teamu przejdzie jego spec od telemetrii – Matteo Flamigni, notabene jeden z zaledwie dwóch Włochów w jego załodze.
Nadal też nie wiadomo, czy Rossi będzie mógł przetestować Desmosedici tuż po zakończeniu obecnego sezonu. Próby na obiekcie imienia Ricardo Tormo będą miały miejsce zaledwie dzień po Grand Prix Walencji, a praktycznie wszyscy zawodnicy pojawią się już na tych testach w nowych barwach. I chociaż kierowcy związani są obecnymi kontraktami do 31 grudnia, o tyle ich obecni pracodawcy nie robią przeszkód i zwalniają ich z umów wcześniej.
Tak postąpiło Ducati w przypadku Casey’a Stonera, który za rok reprezentować będzie barwy teamu Repsol Honda. Jak przyznał ostatnio Masao Furusawa, Rossi „będzie ubierał się na niebiesko aż do końca roku”, co oznaczałoby, że zgody na przetestowanie Desmosedici już w listopadzie Yamaha nie wyrazi. Na stwierdzenie to szybko zareagował Preziosi, który powiedział dla La Gazzetta dello Sport, że „spełnimy wszystkie życzenia Furusawy i jesteśmy nawet gotowi przemalować motocykl na niebiesko.”
Sam Valentino ma nadzieję, że Yamaha zezwoli na wcześniejsze zwolnienie go z kontraktu, w przeciwieństwie do tego, co zrobiła z końcem sezonu 2003 Honda. HRC najzwyczajniej w świecie nie pozwoliło Włochowi wypróbować M1-ki już po zakończeniu sezonu i kazało czekać mu do prób aż do roku 2004. „Ta sytuacja jest zupełnie inna od tej sprzed kilku lat, dałem Yamasze naprawdę wiele przez te lata. Mocno poprawiłem motocykl, więc jeśli są oni uczciwi, pozwolą mi przetestować Ducati już w Walencji.”
W wywiadzie udzielonym oficjalnej stronie MotoGP powiedział on z kolei, że „jeśli Yamaha nie zezwoli na te próby, będę naprawdę zawiedziony i smutny. (…) Gdybym jednak nie mógł wypróbować maszyny już w listopadzie, dojdę do wniosku, że naprawdę nie rozumiem moich relacji z Yamahą. Tylko Honda w przeszłości nie wyraziła zgody na takie testy, jednak tamten związek był zupełnie odmienny do tego z Yamahą. Mam nadzieję!” stwierdził.
Relacje Rossiego z producentem spod znaku trzech skrzyżowanych kamertonów ostatnio jednak nieco się popsuły. Co prawda podczas poniedziałkowych testów w Brnie mógł on wypróbować nowy silnik, o tyle sprawdzenie nowego przedniego zawieszenia marki Ohlins nie było mu dane. „Byłem tym zaniepokojony, bowiem przed nami nadal osiem wyścigów, nie dwa czy trzy, a ja jak zwykle chcę dawać w nich sto dziesięć procent i tego samego oczekuję od Yamahy. Mówili mi, że nie będą używać tych widelców w trakcie następnych rund, więc są to części na sezon 2011.”
O tym, że relacje te, jeśli jeszcze się nie są złe, to na pewno się popsują mówił Carlo Pernat, słynny na paddocku MotoGP menadżer, dawniej pracujący również i dla #46. „Sądzę, że te relacje pogorszyły się i będzie się tak działo dopóty, dopóki Lorenzo z wyścigu na wyścig będzie się stawał wyraźniejszym liderem zespołu. Jorge jest tak silny, że nie jestem pewien, czy nawet gdyby Vale był w stuprocentowej formie, byłby w stanie go pokonać…” przyznał Włoch w wywiadzie dla GPOne.com.
Zespołowym partnerem 31’latka z Tavullii w fabrycznym teamie Ducati będzie za rok Nicky Hayden, a oficjalne potwierdzenie tego faktu ma nastąpić już wkrótce, prawdopodobnie przy okazji Grand Prix Indianapolis. Będzie to więc swego rodzaju powrót do sytuacji z przeszłości, gdyż Amerykanin i Włoch reprezentowali razem barwy teamu Repsol Honda w sezonie 2003. Samo szefostwo Ducati zaprzecza jednak, że gdy do zespołu przyjdzie Valentino, „Kentucky Kid” zostanie zepchnięty na boczny tor. „Traktujemy naszych zawodników jednakowo. Mamy dwóch równych kierowców,” przyznał Gabriele del Torchio.
Pewny tego, że Rossi poradzi sobie także i na Ducati jest z kolei Kenny Robert Sr. W ostatnim wywiadzie, jakiego udzielił serwisowi MCN przyznał on, że „on jest typem faceta, który wie co robi podejmując jakąkolwiek decyzję. Kiedy odchodził z Hondy do Yamahy wszyscy mówili, że już się skończył, bo M1-ka nie była dobrym motocyklem.” Amerykanin przyznał przy okazji, że było to swego rodzaju obliczone ryzyko, że tak jak i wtedy, tak i teraz „The Doctor” wie co robi. Jeśli tylko wszyscy w Ducati w pełni zaangażują się w nowy projekt, sukces jest niemalże murowany. Warto też pamiętać, że my o tych motocyklach nie wiemy tyle co sami zawodnicy, nie znamy też pełnej treści kontraktu, jaki Włoch podpisał z producentem z Bolonii.
Widać więc, że saga pt. „Włoch na włoskim motocyklu” jeszcze się nie skończyła, a podpisanie umowy pomiędzy Rossim i Ducati sprawiło jedynie, że pewne są tylko niektóre szczegóły dotyczące ich współpracy. Czy załoga Valentino jednak za rok będzie ubierała się na czerwono? Czy Yamaha zezwoli swojemu podopiecznemu, z którym wywalczyła cztery tytuły, przetestować Desmosedici już w Walencji? Odpowiedzi na te i pewnie jeszcze kilka innych pytań poznamy dopiero za jakiś czas, a do tego momentu żyć będziemy musieli jedynie plotkami…