Pierwsze próby przed sezonem 2010 nie były udane dla Marco Simoncelli’ego. Włoch, który w nadchodzącym cyklu zmagań zadebiutuje w klasie królewskiej w barwach zespołu San Carlo Honda Gresini ma jednak nadzieję, że problemy Pierwsze próby przed sezonem 2010 nie były udane dla Marco Simoncelli’ego. Włoch, który w nadchodzącym cyklu zmagań zadebiutuje w klasie królewskiej w barwach zespołu San Carlo Honda Gresini ma jednak nadzieję, że problemy w końcu się skończą.
Od Mistrza Świata kategorii 250cc z sezonu 2008 oczekuje się wiele. Na razie jednak w nowej dla siebie klasie nieco zawodzi. Jego wyniki, zamiast się poprawiać, tylko się pogarszają. Jak gdyby kłopotów ze znalezieniem odpowiednich ustawień RC 212V było mało, doszły jeszcze dwa potężne wypadki na obiekcie Sepang podczas prób odbywających się na początku i końcu lutego.
„W tym momencie najważniejszą rzeczą jest, że nie połamałem się przy okazji tych wywrotek w Malezji,” rozpoczął Włoch rozmowę z jednym z dziennikarzy magazynu La Gazzetta dello Sport przy okazji przedwczorajszej prezentacji jego zespołu. „Wiem, że sporo tracimy i byłbym głupi, gdyby mnie to nie martwiło. Sądzę jednak, ze znaleźliśmy dobre rozwiązania dla tylnej części motocykla, która dotychczas sprawiała nam problemy. Drugiego dnia testów chcieliśmy zweryfikować trafność zebranych danych, jednak nie udało mi się to z powodu upadku.”
Przy okazji pierwszych testów na torze położonym niedaleko Kuala Lumpur #58 zaliczył klasycznego high-side’a, który przydarzył mu się przy prędkości około 180 km/h. Dość mocno uderzył się on wówczas w lewe udo, nabawił się kilku siniaków na lewym łokciu i rozciął przy okazji mały palec lewej dłoni. Pomimo tego, po kilku godzinach był w stanie znów wyjechać z boksu i dokończyć jazdy.
Choć zawodnicy Hondy zaliczyli całkiem niezły start sezonu, to nie był on idealny. I tak jak przyznał „SuperSic”, jeśli kierowcy ścigający się dłużej od niego mają kłopoty, to logicznym jest, że ma je także i on. Przecież 23’latek z Cattolicy dopiero debiutuje w MotoGP, więc zmagać się musi nie tylko z nowym motocyklem, ale również z całkiem nowym zespołem. „Na razie nowy team może być małym problemem, jednak wkrótce zaczniemy dogadywać się bez słów i wtedy będzie on moim atutem.”
Wyniki Simoncelli’ego mogą wydawać się katastrofalne — bycie dwie sekundy wolniejszym od lidera na maszynie, która specyfikacją ma być zbliżona do tych fabrycznych, z pewnością nie napawa optymizmem. Przykładowo, najszybszy z zawodników Hondy podczas pierwszego dnia ostatnich testów Andrea Dovizioso, pojechał o półtorej sekundy szybciej niż jego młodszy rodak.
Na razie jednak Marco musi się skupić na zdobywaniu doświadczenia. Przyznał, że widząc jak radzili sobie dwa lata temu w trakcie debiutu Jorge Lorenzo czy Andrea Dovizioso, nie spodziewał się takich kłopotów. Przypomnijmy, że Hiszpan i „Dovi” rozpoczęli pierwszy rok startów w klasie królewskiej niemalże idealnie, chociaż w przypadku „Por Fuery” bez kilku upadków i kontuzji się nie obyło. „Szczerze mówiąc, patrząc jak szło poprzednim zawodnikom, którzy przechodzili z 250-tek do MotoGP, liczyłem na nieco lepsze wyniki. Oczywiście, jeżeli inny debiutant przyjedzie na metę przed tobą, będzie to nieco frustrujące.”
„W tej chwili patrzę jednak tylko na stoper. Jestem dwie sekundy wolniejszy od liderów, a więc pierwszym celem jest zmniejszenie tej straty do półtorej sekundy. Potem będę chciał być gorszy o sekundę, by po pewnym czasie móc walczyć w czołówce. Jeśli udałoby mi się walczyć z moim przyjacielem Valentino [Rossim – przyp. autora], byłbym naprawdę bardzo szczęśliwy,” dodał na koniec #58.
Sam 9’krotny Mistrz Świata ma też małą poradę dla swego przyjaciela Simoncelli’ego. Ci dwaj Włosi często jeżdżą razem na motocyklach crossowych. To właśnie rok temu, przy okazji jednego z takich „wypadów”, „SuperSic” złamał nadgarstek i nie mógł wziąć udziału w otwierającej sezon 2009 rundzie w Katarze. 31’latek z Tavullii nawiązał do dwóch „dzwonów” swojego rodaka na torze Sepang. O pierwszym z nich pisaliśmy już wcześniej, z kolei drugi miał miejsce przy okazji drugich testów na malezyjskim obiekcie. Po potężnym uślizgu tylnego koła i długim „locie”, nie mógł on wrócić na tor, bo choć nic nie złamał, lepiej było nie ryzykować.
„Sądzę, że Marco jest w nienajlepszym stanie, bowiem jeździ dość wolno, a dodatkowo zaliczył już dwa spore upadki, podczas których dość mocno uderzył głową o ziemię,” przyznał Valentino w rozmowie z serwisem MCN. Jak uważa #46, „SuperSic” musi pozostać opanowany i powinien przeanalizować, dlaczego dwukrotnie wylądował na deskach i jeździ tak wolno. Wielu pokłada w nim przecież spore nadzieje przed nadchodzącym sezonem…