Nikt nie spodziewał się, że ktokolwiek doścignie Casey’a Stonera podczas wyścigu o Grand Prix Kataru. On jednak chyba chciał przegonić samego siebie… Niestety, nie udało się.
Australijczyk dominował podczas każdej sesji treningowej na torze Losail, zwykle wyprzedzając rywali o około pół sekundy. W kwalifikacjach praktycznie bez problemu wywalczył, podobnie jak rok temu, pierwsze pole startowe. Było jasnym, że jeśli #27 nie popełni jakiegoś poważnego błędu, dwadzieścia pięć punktów ma właściwie w kieszeni… On sam jednak przez cały czas podkreślał, iż „chce wywieść z Kataru nieco dobrych punktów”.
Po dość słabym starcie i spadku na czwarte miejsce, Casey szybko przedzierał się do przodu. Już na samym początku drugiego okrążenia pokonał swego zespołowego kolegę – Nicky’ego Haydena, awansując przy okazji na lokatę numer trzy. Niedługo później – na kolejnej cyrkulacji – najpierw na dohamowaniu do pierwszego zakrętu wyprzedził Valentino Rossiego, a kilka łuków dalej nie dał szans także i Daniemu Pedrosie.
„Motocykl nieco ślizgał się na starcie, więc nie ruszyłem najlepiej, jednak dobrze czułem się na motocyklu. Niedługo po tym byłem w stanie wyprzedzić kilku zawodników jadących przede mną. Kiedy objąłem prowadzenie, mogłem jechać swoim rytmem, jednak przód tracił przyczepność kilkukrotnie w długich zakrętach. Zadecydowałem więc, że nie będę go tak mocno dociążał i jechał nieco łagodniej, przynajmniej dopóki miałem pełny zbiornik paliwa,” komentował Mistrz Świata z sezonu 2007.
Jadąc już z przewagą dwóch sekund nad resztą stawki, nagle kamery pokazały nam ujęcie ze Stonerem znajdującym się w żwirze. Szybko okazało się, że po uślizgu przodu wylądował on na deskach w czwartym zakręcie szóstego okrążenia. „Niestety, to doprowadziło do upadku, ponieważ patrząc na dane z telemetrii, zbyt słabo dociążyłem wtedy przód. Teraz, patrząc już z perspektywy czasu, sądzę, że powinienem jeździć tak jak przez cały weekend, dzięki czemu nie doszłoby do tego.”
Casey przeprosił więc cały zespół za ten błąd, który był wyłącznie jego winą. Patrząc na to, co stało się wczoraj, wielu od razu zapewne na myśl przyszły wyścigi sprzed dwóch lat z torów Brno oraz Misano. Tam Australijczyk również jechał na pozycji lidera, nie naciskany przez nikogo i tak jak w niedzielę, tak i wtedy przewracał się. „To jednak nie jest kompletna porażka, bowiem podczas całego weekendu poprawiliśmy motocykl w wielu obszarach, w których wcześniej mieliśmy problemy. Znacznie polepszyła się, przykładowo oczywiście, przyczepność tyłu. Przed nami jednak jeszcze długa droga do pokonania,” komentował swoje wczorajsze poczynania 23’latek z Kurri-Kurri.
Australijczyk, pomimo swojej „wpadki”, nie zapomniał pogratulować swemu team-partnerowi z ekipy Ducati Marlboro. „Kentucky Kid”, z którym #27 walczył na pierwszym okrążeniu, dojechał do mety jako czwarty, o zaledwie 0.011sek przegrywając walkę o najniższy stopień podium. „Jestem niezwykle zadowolony z wyścigu Nicky’ego, który naprawdę świetnie sobie poradził. Myślę, że możemy być optymistycznie nastawieni do dalszej części sezonu,” dodał na koniec Stoner.
Warto też na koniec przytoczyć słowa Vittoriano Guateschiego, który pomimo wywrotki Stonera, był zadowolony z jego poczynań. „Oczywiście wiemy, że wyścig w wykonaniu Casey’a powinien zakończyć się inaczej aniżeli upadkiem. Mimo tego, jestem szczęśliwy, że mogłem oglądać go w tak świetnej formie, na czele stawki przez te kilka okrążeń pomimo nienajlepszego startu. Potem było już właściwie po wszystkim, co jest sporym rozczarowaniem, ale ma on spory potencjał, a przed nami długi sezon,” skomentował z kolei Włoch, obecny zespołowy menadżer zespołu Ducati Marlboro.
„Teraz jedziemy do Japonii ze świetnym pakietem i dwoma zawodnikami, którzy mogą walczyć o podium,” dodał na koniec Guareschi. Czy jego słowa staną się prawdą? O tym przekonamy się za niecałe dwa tygodnie. Jedno jest jednak pewne – fabryczna ekipa bolońskiego producenta ma na ten rok niezwykle mocny skład…