W dniach 2-3 maja na nowym Torze Poznań odbyły się treningi organizowane przez firmę GrandysDuo Promotion. Pomimo kilku zupełnie nowych rzeczy, kilka pozostało całkowicie bez zmian – dobrze to i źle. W każdym bądź razie emocji i wrażeń nie zabrakło.W dniach 2-3 maja na nowym Torze Poznań odbyły się treningi organizowane przez firmę GrandysDuo Promotion. Pomimo kilku zupełnie nowych rzeczy, kilka pozostało całkowicie bez zmian – dobrze to i źle. W każdym bądź razie emocji i wrażeń nie zabrakło.
Na imprezę dojechałem w nocy (około 1) z poniedziałku na wtorek (1/2 maja). Było ‘pieruńsko’ zimno i wszyscy byli już pochowani w swoich przyczepach.
Wszędzie pełno błotka, mokro i nieprzyjemnie. Do tego w drodze dotarły już do mnie pierwsze informacje o glebach zaliczonych na „dniach Suzuki” (1. maja). Do tego przyczepek i namiotów było, zdawało się, jakby trochę więcej niż zwykle. Dało się jednak wyczuć tą niezapomnianą i jedyną w swoim rodzaju atmosferę, atmosferę polskich wyścigów. Zapowiadała się niezła rzeźnia :-)
Rano, jak Bóg przykazał, zostałem obudzony przez odgłosy grzanego silnika kręconego na wysokich obrotach przez nadgorliwych napaleńców / ich mechaników. Szybko wywlokłem się z przyczepy i poszedłem na zwiady. Namiotów było rzeczywiście sporo. Oprócz corocznych bywalców sporo nowych twarzy, motocykli. Generalnie gęsto.
Pierwsze treningi, zgodnie ze sztuką, pojechałem w grupie „C”, jako że nigdy nie udało mi się zejść choćby poniżej 2 minut, a i jechałem na całkiem nowym sprzęcie. Jednak po pierwszych paru kółkach oczywistym było, że trzeba się przenieść grupę wyżej. W grupie „C” było chyba z 50 motocykli (!), więc wszyscy, którzy mieli olej w głowie i mniej więcej znali tor uciekali do „B”, co z resztą uczyniłem za radą Jacka Grandysa. Było to o tyle dobre, że liczebność obu grup się wyrównała (choć i tak w obu grupach było za dużo ludzi) i o tyle złe, że podział nie odwzajemniał umiejętności. W grupie „C” było dużo ludzi z czasami lepszymi od gości z „B”.
Nikt chyba nie spodziewał się takiego nawału motocyklistów rządnych pojeździć po torze. Tor został zapchany i czasami trzeba było czekać 10-15 minut w kolejce do wyjechania.
Może czas pomyśleć nad zrobieniem czwartej grupy, np. dla całkiem zielonych?
Kilka słów o samym torze. Jak wszyscy zapewne wiecie mamy nową nawierzchnię. Tor jest o niebo lepszy od poprzedniego. Nie ma krawężników, żadnych łat ani większych nierówności. Jednak nie udało się uniknąć pewnych niedociągnięć. I tak uważać bardzo należy na smołę w szczycie dużej patelni. Parę razy złapałem tam bardzo nieprzyjemny uślizg (obu kół). Także na wyjściu na prostą start-meta jest kilka poprzecznych nierówności, które znacząco trzęsą motocyklem przy ostrzejszym przyspieszaniu. O shimmy nie trudno. Poza tym wszystko cacy, a przynajmniej nie zauważyłem :-)
Oprócz toru mamy też nowe kible (hurraa!), które szybko zostały za przeproszeniem zasrane (buuuu…) i nowe prysznice (hurraa!), z których woda leci jak z zardzewiałej konewki (buuu…). Ale nie ma się co czepiać. Szambo zostało wybrane, a prysznice jakie są, takie i będą, a przynajmniej ciepłej wody może wystarczy dla wszystkich. Z resztą nie dla kibli się tam jeździ, ale polatać po torze.
Torowy barek również nie zawiódł. Wyścigowe menu w komplecie: jajecznica, kebab, szaszłyki, piwo. Do dziś mnie brzuch boli :)
Nie zabrakło również barowego „happy hour” (dziękujemy Jacku), tylko wszyscy jakby się w tym roku sportowcami porobili, bo mało osób zostało na dłużej w „kantynie”. Nasz „drinking team” jednak nie zawiódł i siedzieliśmy do zamknięcia a nawet chwile dłużej ;)
Pierwszego dnia do południa pogoda nie zachwyciła, więc tor do godziny 14 był miejscami mokry, a i czasem potrafiło pokropić. Po południu się przejaśniło i zaczęło się jeżdżenie. Dla jednych się zaczęło, dla innych skończyło, bo z radości, iż zobaczyli słoneczko zapominali skręcić, albo zahamować i nagle byli poza torem. Sam leżałem w trawniku, bo zapomniałem zahamować przed duża patelnią ;-) Na szczęście obeszło się bez większych strat.
Na szczęście co do drugiego dnia (3. maja) meteorolodzy się nie pomylili i pogoda była wyśmienita. Do południa asfalt przesechł do końca i porządnie się rozgrzał. Biegi kontrolne można więc było przeprowadzić bezstresowo.
Wtedy też można było doświadczyć tego, jak bardzo nowy tor jest lepszy od poprzedniego. Widać to było choćby po czasach tych najlepszych. Niejaki Andrzej P. zszedł z czasem okrążenia poniżej 1,37 i to na stockowej R1.
Daje to najlepszy obraz tego co się może dziać już na pierwszej rundzie. Rekordy kartofliska polecą bankowo.
Nie zabrakło również dzwonów. A prawdę mówiąc było ich więcej niż kiedykolwiek widziałem w Przeźmierowie. Sam zaliczyłem dwa paciaki w trawie i nie było komu mnie zwieźć bo na torze była tylko jedna przyczepka, a ta jeździła do poważniejszych przypadków.
Generalnie jadąc po torze miało się wrażenie, że na każdym zakręcie ktoś leży :) Do tego wyścig w klasie „B” został przerwany z powodu czyjejś gleby, a treningi opóźnione z powodu ponoć przepięknego dzwona Roberta Michalczewskiego #95 (nie wiem, nie widziałem, bo wtedy właśnie sam leżałem drugi raz w trawniku).
Na treningach można było też zaobserwować wysyp pomarańczowych podkoszulek z logiem WSM Chełmiec. Wszystkie nasze motocykle były również opatrzone logami naszych patronów medialnych, w tym www.motogp.pl. Nie zabrakło nas również na podium i w bliskich okolicach. To również daje zapowiedź owocnego sezonu dla naszej sekcji.
Dzięki pomocy naszego patrona medialnego „FOTO SPORT”, mamy kilka ładnych fotek, które wkrótce umieścimy w naszej galerii na stronie http://www.wsm.org.pl.
zdjęcia: www.fotosport.pl