Maverick Vinales pokazał się w niedzielnym GP Australii z bardzo dobrej strony, prowadząc niemal przez cały wyścig, mimo że widać było jak na dłoni, że Honda dosiadana przez Marca Marqueza „wciąga nosem” Yamahę na każdej prostej. #93 powstrzymywał się z decydującym atakiem do ostatniego okrążenia, mimo to Vinales nie poddawał się i szykował się do odbica pozycji. Nie udało się, bowiem, stracił równowagę przed Lukey Heights, w krętej części, gdzie to Yamaha była dużo lepsza. Vinales nie żałuje – celował tylko w wygranie wyścigu.
„Jechałem po zwycięstwo, a nie żeby zająć 2. miejsce. Starałem się go wyprzedzić, ale kiedy podnosiłem motocykl z wychylenia i zacząłem zwalniać, zablokowałem tył. Bez wątpienia to był mój błąd. Wiedziałem, że Marc czekał do ostatniego okrążenia, aby mnie wyprzedzić.” – powiedział po wyścigu Vinales.
„Zacząłem ostatnie okrążenie jadąc o wiele bliżej krawężników, myśląc: „może będę miał szansę, że gdy mnie wyprzedzi w ostatnim momencie, to ja zahamuję później”. Tyle, że on minął mnie jeszcze przed linią startu-mety.”
„Miałem więc inny plan, miałem naciskać na maksimum w trzecim sektorze i wyprzedzić go w #10, i tak robiłem. Tuż przed wypadkiem planowałem wejść w ogóle bez hamowania i zobaczyć co się stanie, ale zblokowałem tył.” – dodał zawodnik Yamahy. „Wolałem skończyć w żwirze niż na 2. miejscu.”
Vinales uważa, że był to jego bardzo dobry wyścig. „Jestem całkiem zadowolony, bowiem miałem dobry rytm i może tylko Marc był lepszy od nas. Reszta stawki była 11-12 sekund z tyłu.” – skomentował.
Źródło: motorsport.com
Co za czasy, że celem dla innych jest wygranie z Marquezem chociaż wyścigu, nie mistrzostwa. Z Marquezem, który tak naprawdę nic już nie musi, bo wszystko w tym sezonie wygrał.
Walka o mistrzostwo się już skończyła więc mógł ryzykować. Przewrócił się ale próbował. Gdyby toczyła się między nimi walka o mistrzostwo trzeba by było kalkulować ale skoro już nie było nic do stracenia a była szansa na zwycięstwo więc wypadało walczyć i chwała mu za to
Dał z siebie wszystko. Podobało to mi się.
Gdyby nie wylot Quartararo to myślę że w końcowce byłaby ich trójka w boju, i że Marquez nie mógłby tak sobie bezczelnie kalkulować. Szkoda tego że ryzyko się nie opłaciło, mam nadzieję że życie odpłaci mu odebraniem 3.pozycji w generalce, bezbarwnemu od kilku wyścigów, Rinsowi. Tym dzisiejszym brakiem kalkulowania i jazdą na absolutnym maksimum zasłużył sobie na to.
Fajne też jest to że Vinales wyraźnie odnajduje się po okresie gdy Yamaha trochę „ograniczyła” jego pozycję w zespole – i odżywa jeżdząc tak jak Fabio, czyli na maksa, ile potrafi i o całą pulę, podpatrując styl młodzika-debiutanta a nie „doświadczonych” mędrców. I o to chodzi, a nie o licytowanie się naciułanymi punktami.
Było ok – mi podobało się to jak obaj konkurenci czyli MM i MV od początku wiedzieli dokładnie kogo mają mieć na oku i jak mogą sie zachowywać – Marquez wyraźnie czekał aż Vinales w swoim stylu „odpali yamahę” i dopiero wtedy podłączył się walki. Crutchlow właściwie dla Marqueza nie istniał na torze jako realny przeciwnik, Rossi to samo – ale jak tylko Vinales dotarł do czołówki to Marquez już nie żartował :). A Vinales jak powiedział – jechał najszybciej jak mógł w „sekcjach” Yamahy, żeby urwać się Marquezowi jak jeszcze miał nad nim przewagę opon. No, ale jednak mistrza nie tak łatwo zgubić, paliwa też mu niestety nie zabrakło…
Tak się zdobywa szacunek!
Ciekawe jaka byłaby jego odpowiedź na to że większość wyścigów kończył poza podium Po co mi 20pkt.za drugie miejsce-wole wyglebić :) Pewnie że szacunek za to że walczył ale taka gadka jest do kitu