Po kilku latach pełnych sukcesów, miniony cykl zmagań był nieco gorszym dla zespołu Yamaha Factory Racing. Oto jak w ostatnim sezonie poradziła sobie ta ekipa, której barwy reprezentowali Jorge Lorenzo oraz Ben Spies…
Zacznijmy może od zimowych testów, które rozpoczęły się dla Jorge Lorenzo i Bena Spiesa naprawdę udanie. Podczas pierwszych prób mających miejsce w Malezji pierwszy z tych zawodników był co prawda czwarty, ale do lidera Marco Simoncelliego stracił zaledwie 0.088sek. Amerykanin był wolniejszy od Włocha o ćwierć sekundy, co pozwoliło mu wywalczyć szóstą lokatę. Już w trakcie drugich testów na obiekcie Sepang tej dwójce poszło jednak już słabiej – „BigBen” wskoczył na piąte, a obrońca tytułu mistrzowskiego na szóste miejsce. Nie zmieniało to jednak faktu, iż obaj stracili do lidera ponad sekundę! Przy okazji prób w Katarze lepszym z zawodników fabrycznej ekipy Yamahy również był #11, który zajął trzecie miejsce, a Hiszpan z ósmym rezultatem stracił sekundę do lidera.
Podczas tych prób obaj kierowcy jednoznacznie mówili, iż Honda wykonała spory postęp, a Yamaha wykonała zbyt mały krok do przodu. Przede wszystkim problemy z M1-ką opierały się na zbyt małej mocy silnika, a co za tym idzie – stratami na wyjściach z zakrętów. „Myślę, że dokonaliśmy sporego postępu jeśli chodzi o trakcję i wyczucie maszyny, ale nadal tracimy w czasach okrążeń,” mówił pod koniec lutego „Por Fuera”, a po katarskich próbach dodawał: „Moje wyniki nie były najlepsze i nie chodzi tu o sam sposób jazdy, a o niemożliwość znalezienia dobrego set-upu.” Tymczasem dla Bena był to przecież debiut w fabrycznej ekipie i on sam raczej na nic nie narzekał. Cieszył się z szybkiego postępu prac i zaangażowania techników producenta z Iwaty. „To były dobre próby, za każdym razem się poprawialiśmy. Myślę jednak, że motocykl może być jeszcze lepszy.”
Pierwsze dwie rundy nowego sezonu były udanymi dla Lorenzo, ale dla Spiesa już nieco mniej. Zacznijmy jednak od otwierającego nowy cykl zmagań weekendu na obiekcie Losail International Circuit. Tam w kwalifikacjach Jorge wywalczył trzecie pole startowe ze stratą aż ośmiu dziesiątych sekundy do triumfatora, a Bena jako ostatniego od Stonera oddzieliła mniej niż sekunda, toteż do wyścigu ruszał z piątego pola. W niedzielnych zmaganiach Hiszpan ostatecznie, po ostrej walce, na metę wpadł jako drugi, a z tych dwudziestu punktów cieszył się jak ze zwycięstwa. „Jestem bardzo dumny z mojej ekipy i z siebie, bo każde kółko wyścigu to była jazda na limicie i szczerze mówiąc nie spodziewaliśmy się, że pójdzie nam aż tak dobrze,” cieszył się #1. Tymczasem były Mistrz serii World Superbike nienajlepiej poradził sobie w pierwszym zakręcie i spadł na lokatę pod koniec pierwszej dziesiątki. Potem jednak wziął się ostro do pracy i finiszował jako szósty. „To pierwsza runda sezonu i mogło być lepiej, nie ukończyłem zmagań w czołowej piątce, ale przynajmniej wywalczyliśmy trochę ważnych punktów.”
Dwa tygodnie później karuzela Grand Prix przeniosła się do hiszpańskiego Jerez de la Frontera, gdzie „Por Fuera” miał walczyć przed własnymi kibicami. Już od początku był on całkiem szybki, co zaowocowało raz jeszcze trzecią lokatą na starcie, a w przypadku jego team-partnera – czwartą. Wyścig, jak wiadomo, był naprawdę zwariowany, a upadków nie brakowało. Lorenzo jechał jednak jak natchniony i zdawał się tym zupełnie nie przejmować, dzięki czemu na mecie zameldował się jako zwycięzca – drugi rok z rzędu na tym obiekcie. „To było jedno z moich najbardziej cierpliwie odniesionych zwycięstw. To triumf, którego naprawdę potrzebowaliśmy. Zauważcie, że to mój pierwszy raz w karierze, kiedy wygrałem na mokrym torze!”. Dla Yamaha Factory Racing mógł to być weekend marzeń, ale zakończył się nieco gorzej. Wszystko dlatego, że Spies miał szanse nawet na drugie miejsce, przez moment na nim jechał, jednak na trzy kółka przed metą wylądował na deskach i nie dojechał do mety!
W Portugalii i we Francji natomiast raz jeszcze ekipa zaliczyła mieszane zmagania po obu stronach garażu. W Estoril, po starcie z Pole Position, Jorge długi czas jechał na prowadzeniu. Pod koniec pokonał go jednak Pedrosa, a sam obrońca tytułu mistrzowskiego musiał zadowolić się drugą lokatą. „Jechałem na maksimum by mu uciec, ale nie udało się. Tak czy inaczej jestem zadowolony, bo powiększyłem przewagę w tabeli.” Tymczasem drugi z zawodników fabrycznego teamu Yamahy raz jeszcze miał pecha, bowiem przed startem z jego motocykla nie zabrano jednej z części zabezpieczających. To doprowadziło najpierw do kilku błędów, a na koniec do wywrotki Amerykanina. „Kiedy to sobie uświadomiłem, chciałem usunąć ten klucz własnoręcznie, ale straciłem koncentrację i upadłem.” Na torze Le Mans ani jeden, ani drugi nie stanął na podium. Po upadku w rozgrzewce i nabawieniu się drobnej kontuzji palca, Hiszpan finiszował jako czwarty. Ben, mający podobnie jak jego zespołowy kolega problemy ze znalezieniem idealnych ustawień, przez cały weekend nie błyszczał i wywalczył w wyścigu dziesięć punktów. Było to tym dziwniejsze, bowiem francuski obiekt od zawsze pasował M1-kom, a tym razem było zupełnie inaczej.
Katalonia i Wielka Brytania to raz jeszcze zupełnie różne weekendy. Na obiekcie Montmelo bowiem złożona w większości z Włochów ekipa miała powody do radości. Lorenzo w kwalifikacjach wywalczył trzecie, a Spies czwarte pole startowe. W wyścigu natomiast, dzięki dobrej jeździe, obaj panowie przesunęli się o jedno „oczko” do góry, dzięki czemu po raz pierwszy w minionym cyklu zmagań team Yamaha Factory Racing wywalczył podwójne podium. „Wyprzedziłem Stonera na starcie, ale wiedziałem, że będzie w stanie kontratakować. Dałem z siebie maksimum i opłaciło się!” potwierdził #1, a #11 dodał: „Motocykl pracował bardzo dobrze, a ja wraz z ekipą bardzo potrzebowałem tego wyniku. Po kilku kółkach zdałem sobie sprawę, że mamy szanse na podium, więc po prostu dałem z siebie wszystko.” Na torze Silverstone, gdzie w 2010 roku Hiszpan wygrał, a Amerykanin był trzeci, oczekiwania były naprawdę spore. Zlany deszczem obiekt w niedzielę mocno jednak zweryfikował te plany. Po wywalczeniu identycznych lokat w QP co w Katalonii, w wyścigu na siódmym okrążeniu upadł Ben, a na kolejnym walczący o podium Jorge. „Czekałem na mój moment do wyprzedzenia Dovizioso i wtedy upadłem,” powiedział Hiszpan, podczas gdy jego team-partner przyznał: „Wjechałem w kałużę i przewróciłem się, dość mocno uderzając plecami o ziemię.”
Czytaj dalej >>
Jak to jednak mówią, czasami złe miłego początki (a może odwrotnie…?) i tak też było w przypadku 24’latka z Majorki oraz 27’latka z Memphis. Od początku zmagań w Holandii ten drugi zawodnik był naprawdę szybki, a w kwalifikacjach przegrał walkę o Pole Position z Marco Simoncellim o zaledwie 0.009sek! Warto wspomnieć, że podczas Dutch TT, jeden z ostatecznie pięciu razy, obaj ci kierowcy jeździli w specjalnych, historycznych, biało-czerwonych barwach. W wyścigu Amerykanin zaskoczył praktycznie wszystkich rewelacyjnie ruszając spod świateł i uciekając stawce. To doprowadziło do tego, że wygrał ze sporą przewagą, po raz pierwszy w MotoGP. Pechowo ułożyły się zmagania dla „Por Fuery”, który także dobrze ruszył, ale kolizja z #58 już w jednym z pierwszych zakrętów doprowadziła do upadku i ostatecznego finiszu Hiszpana na szóstym miejscu. „To był dziwny wyścig, ale jeden z tych, podczas których czułem się niezwykle komfortowo. Nie miałem problemów z kontrolowaniem przewagi. Bardzo cieszy mnie ten triumf,” cieszył się #11.
We Włoszech tymczasem role się odwróciły. Nikt bowiem nie spodziewał się, że ruszający z piątego pola Lorenzo zdoła zaliczyć tak solidny wyścig i na kilka kółek przed metą zacząć odrabiać straty, co doprowadzi do tego, że na metę wpadł jako pierwszy. „To wspaniałe zwycięstwo, czuję się niesamowicie! Dałem z siebie całe serce i naprawdę się opłaciło!” Spies natomiast, pomimo startu z drugiego pola, do samej mety musiał walczyć o czwarte miejsce z miejscowym faworytem Simoncellim, którego udało mu się wyprzedzić w ostatnim zakręcie wyścigu! „To była fajna walka, ale jestem nieco zawiedziony, bo na początku popełniłem kilka błędów.”
Zanim karuzela Grand Prix udała się pod koniec lipca na zasłużony odpoczynek, zawodników MotoGP czekały jeszcze dwie rundy – najpierw na Sachsenringu, a następnie na Laguna Seca. Tam obrońca tytułu mistrzowskiego potwierdził, że wcale nie zamierza tak łatwo odpuszczać Stonerowi. Co prawda w Niemczech w kwalifikacjach był trzeci, a w wyścigu miał szanse na zwycięstwo, ostatecznie musiał pogodzić się z drugą lokatą, którą niemalże „wyszarpał” Casey’owi na samej mecie dzięki wyprzedzeniu go na ostatnim zakręcie. „Od połowy wyścigu bardzo bolała mnie lewa ręka i nie wiedziałem, jak to się wszystko potoczy. To był jednak fantastyczny dzień i jestem niesamowicie szczęśliwy!” W Kalifornii z kolei, chociaż wywalczył on Pole Position po tym, jak w FP3 zaliczył potężną wywrotkę i mocno się poobijał, to brak sił sprawił, że w niedzielę musiał zadowolić się drugą pozycją i przegraną z Australijczykiem.
W trakcie obu tych rund nieco rozczarowywał z kolei „BigBen”, który najpierw na obiekcie nieopodal Chemnitz nie był w stanie wywalczyć nic ponad piąte miejsce, a potem przed własnymi kibicami nie udało mu się stanąć na podium. Na finisz w TOP3 na torze Laguna Seca Amerykanin naprawdę liczył, ale wystarczyć musiała mu czwarta lokata. „Dobrze ruszyłem, ale na pierwszym podjeździe brak mocy spowodował spore starty. Tak naprawdę przegrałem podium na pierwszych metrach wyścigu, bo mieliśmy pakiet, by walczyć z Danim.”
Po powrocie do ścigania po letniej przerwie zespołowi Yamaha Factory Racing nie poszło tak, jak można się było tego spodziewać. Przez cały weekend zawodnicy tej ekipy tracili do ścisłej czołówki, a w kwalifikacjach obaj uplasowali się w drugiej linii. Jorge mimo wszystko liczył na walkę ze Stonerem, ale nie było mu to dane. Australijczyk bez problemu sięgnął po zwycięstwo, a Hiszpan po długiej walce, na sam koniec musiał pogodzić się ze spadkiem swojego tempa i czwartą lokatą. „Źle wybraliśmy przednią oponę, która chociaż w kwalifikacjach i warm-upie spisywała się bardzo dobrze, w wyścigu po prostu nie dawała mi odpowiedniego wyczucia. Szkoda, bo straciliśmy sporo punktów do Casey’a.” Ben natomiast także nie miał łatwego zadania i chociaż rok temu w Brnie był bliski wywalczenia Pole Position a potem podia, tym razem miał spore problemy z prawą ręką. Nie wiadomo do końca skąd się one wzięły, ale i tak przysporzyły mu sporych problemów. „Było strasznie ciężko, dziewięć okrążeń przed metą, po każdym kółku, chciałem się wycofać. Praktycznie nie czuję ręki,” mówił Spies, który na mecie był szósty.
Na Indianapolis, po raz trzeci w minionym sezonie, zawodnicy fabrycznej ekipy Yamahy startowali w biało-czerwonych barwach. Kolory te przypominały historyczne barwy maszyn producenta z Iwaty, który w tym roku świętował pięćdziesięciolecie startów w wyścigach Grand Prix. Od początku weekendu #11 zdawał się nie mieć problemów, podczas gdy obrońca tytułu mistrzowskiego wprost przeciwnie. W kwalifikacjach jednak to #1 zajął drugie, a „BigBen” czwarte miejsce. W wyścigu raz jeszcze, z powodu problemów wielu zawodników z oponami, wszystko poprzewracało się do góry nogami. I tak oto po ostrej walce to Amerykanin przed własnymi kibicami sięgnął po trzecie miejsce, podczas gdy Jorge finiszował o jedno „oczko” niżej. „Start nie był najgorszy, ale potem w pierwszych zakrętach rywale mocno mnie przyblokowali. Nie zamierzałem jednak rezygnować i fajnie, że właśnie tu stanąłem na podium,” cieszył się Spies, ale w odmiennym nastroju był Lorenzo. Raz jeszcze bowiem Hiszpan stracił sporo punktów do liderującego w klasyfikacji generalnej Stonera. „Przez cały weekend miałem problemy z przednią oponą, która po czterech czy pięciu pierwszych kółkach wyścigu była już kompletnie zniszczona. Walka o tytuł staje się bardziej skomplikowana, ale nadzieja to ostatnia rzecz, którą można stracić.”
Czytaj dalej >>
Po dwóch nieudanych weekendach z rzędu, 24’latek z Majorki mocno liczył na to, że w końcu uśmiechnie się do niego szczęście. Tor Misano Adriatico zwykle mu pasował, więc tym razem celem numer jeden było finiszowanie co najmniej na podium. już w treningach wolnych spisywał się on bardzo dobrze, a w kwalifikacjach przegrał tylko z #27. W wyścigu jednak dwukrotny Mistrz Świata klasy 250cc nie miał sobie równych, dzięki czemu wygrał trzeci raz w sezonie 2011, w tym drugi raz we Włoszech. „To niesamowity dzień, a wyścig był niezwykle długi i męczący. To zwycięstwo dedykuję Wayne’yowi,” przyznał Hiszpan, mając na myśli oczywiście Rainey’a. Amerykanin powrócił bowiem na tor Misano po osiemnastu latach od pamiętnego wypadku, w wyniku którego został sparaliżowany od pasa w dół. Pomimo zdobycia przez Mistrza klasy World Superbike z 2009 roku czwartej lokaty w QP, to wyścig nie ułożył się po jego myśli. W niedzielne popołudnie musiał on bowiem uznać dodatkowo wyższość dwóch miejscowych zawodników – Dovizioso i Simoncelliego – co sprawiło, że na mecie był on szósty.
Aragonia i Japonia to tymczasem raz jeszcze bardzo dobra jazda Lorenzo i nieco słabsza Spiesa. Na swoim domowym torze Motorland Aragon w ubiegłym roku Hiszpan nie spisał się najlepiej i tym razem chciał stanąć co najmniej na podium. Po wywalczeniu czwartego pola na starcie, w wyścigu udało mu się nieco nadrobić straty i przebić na pozycję numer trzy. Mimo wszystko raz jeszcze przegrał on ze Stonerem. Częściowo stratę do Casey’a odrobił on z kolei na Motegi, gdzie po błędzie Australijczyka, #1 dłuższy czas walczył z Pedrosą o pierwsze miejsce. Ostatecznie z walki tej zwycięsko wyszedł Dani, ale Jorge i tak cieszył się z dwudziestu punktów. „To był naprawdę dziwny wyścig. Spodziewałem się, że powalczę z Pedrosą, ale on z każdym kółkiem jechał coraz lepiej i oddalał się ode mnie,” przyznał po japońskich zmaganiach młodszy z Hiszpanów. Tymczasem Ben nie był w stanie znowu wskoczyć na podium, a jedyne co mu pozostawało to zadowolić się kolejno piątym miejscem z Aragonii i szóstym z Japonii, gdzie raz jeszcze on i jego team-partner startowali w biało-czerwonych barwach.
Dwie kolejne pozaeuropejskie rundy odbywały się z kolei w Australii i Malezji. Obaj reprezentanci teamu Yamaha Factory Racing liczyli na dobre wyniki, ale nic z tego nie wyszło. Spies w trakcie jednego z treningów wolnych na Phillip Island zaliczył potężną wywrotkę i mocno się poobijał. Szczegółowe badania wykazały złamanie dwóch żeber i wstrząśnienie mózgu, co wykluczyło go z wyścigu. W niedzielę nie wystartował jednak także i Lorenzo. Po wywalczeniu drugiej lokaty w QP liczył on na walkę ze Stonerem o zwycięstwo. Niestety w warm-upie Hiszpan przewrócił się dosłownie tracąc przy okazji kawałek jednego z palców lewej dłoni. „Szkoda, ale takie są wyścigi. Gratuluję Casey’owi wywalczenia tytułu, bowiem w tym sezonie naprawdę był najlepszy,” powiedział niedługo później „Por Fuera”. To sprawiło, że nie wystartował on ani na Wyspie Filipa, ani tydzień później na Sepang. Na obiekcie położonym nieopodal Kuala Lumpur za #1 startował Katsuyuki Nakasuga, ale wraz z wciąż kontuzjowanym Benem (który na dodatek upadł w FP3!), zamykali stawkę. Po kwalifikacjach #11 wycofał się ze startu w wyścigu, który i tak z powodu wypadku Marco Simoncelliego przerwano po zaledwie dwóch okrążeniach…
Tradycyjnie już sezon zakończył się w Walencji, jednak runda ta, z powodu tragicznej śmierci „SuperSica” w Malezji, była niezwykle trudną dla wszystkich. Już przed startem weekendu potwierdzono, że Lorenzo nie weźmie udziału w tych zmaganiach i raz jeszcze zastąpi go Nakasuga. Spies tymczasem powracał do formy, ale tego co zrobił, nie spodziewał się nikt. W sobotę w kwalifikacjach zajął trzecie miejsce, ale nikt nie dawał mu szans chociażby na podium. W niedzielę tymczasem jechał on bardzo dobrze, a zmienne warunki pogodowe sprawiły, że kilka kółek przed metą wyszedł na prowadzenie i… zaczął delikatnie odjeżdżać rywalom! Na sam koniec jednak Stoner dał z siebie maksimum i w ostatnim wyścigu ery 800-tek pokonał 27’latka z Memphis o zaledwie 0.015sek! „Biorąc pod uwagę ostatni miesiąc, to świetny sposób na zakończenie sezonu. Oczywiście trochę szkoda, że przegrałem, ale to drugie miejsce bardzo mnie cieszy,” przyznał Ben. Natomiast Katsuyuki Nakasuga jeździł na obiekcie Ricardo Tormo po raz pierwszy i regularnie plasował się w końcówce stawki. W niedzielę jednak dokonał rzeczy niemożliwej, bowiem korzystając z błędów rywali, na mecie zameldował się on jako… szósty! „Na początku byłem zaniepokojony pogodą i celem było po prostu dojechanie do mety. Ale to, że znalazłem się na niej z szóstym miejscem, to coś niesamowitego!” potwierdził Japończyk.
Względem ostatnich kilku sezonów, rok 2011 był nieco gorszym dla fabrycznego zespołu Yamahy niż się tego spodziewano. W klasyfikacji generalnej ostatecznie Jorge Lorenzo zajął drugie miejsce mając dwieście sześćdziesiąt punktów, a Ben Spies był piąty z dorobkiem stu siedemdziesięciu sześciu „oczek”. Yamaha Factory Racing pośród ekip była druga, a taką samą lokatę wywalczyła Yamaha jako producent.