Po pierwszym dniu zmagań klasy MotoGP przed niedzielnym wyścigiem o IVECO Australian Grand Prix trudno jednoznacznie przewidzieć, co będzie się działo w dalszej części weekendu. Dziś ogromną rolę odegrała pogoda, przez którą zmienić trzeba było harmonogram jazd…
Planowo, FP1 klasy królewskiej na Phillip Island miało rozpocząć się o godzinie 4:55 naszego czasu. Ci jednak, którzy wstali specjalnie po to, by podziwiać zawodników na tym malowniczo położonym obiekcie, przeżyli zapewne niemały szok, gdy w telewizji nie emitowano jazd zawodników na motocyklach o pojemności 800cc. Wszystko bowiem przez to, iż w nocy nad tym obiektem mocno popadało, a na nawierzchni stała woda.
Nic więc dziwnego, że organizatorzy nie chcieli wypuścić kierowców na tor, a po oczyszczeniu go przez wirażowych najpierw jazdy zaliczyli zawodnicy klasy 125cc. Z powodu tych problemów, kategoria MotoGP wyjechała na tor blisko z dwugodzinnym opóźnieniem. I chociaż pod sam koniec sesji trzy czwarte części toru był już suche, zawodnikom najzwyczajniej w świecie zabrakło czasu na to, by przesiąść się z opon typu „wet” na slicki.
Najlepszym czasem – 1’41.146 – popisać się mógł, dopiero co koronowany na Mistrza Świata sezonu 2010 – Jorge Lorenzo. Hiszpan pokonał łącznie dwadzieścia okrążeń toru w Australii, będąc wyraźnie najlepszym. „Warunki były naprawdę ciężkie – mocno wiało, było zimno i mokro. Cieszę się, że byłem tak szybki na deszczu, ponieważ nieczęsto jeździmy w takich warunkach, ale musimy być przygotowani na wszystko, bowiem może to być ciężki weekend,” przyznał #99, który największą przewagę nad rywalami miał w dwóch ostatnich sektorach. Blisko półtorej sekundy do swojego team-partnera z ekipy Fiat Yamaha stracił Valentino Rossi. Włoch jednak postanowił dziś zbytnio nie ryzykować i nie jechać na maksimum. Swój najlepszy czas ustanowił na ostatnim, dwudziestym drugim okrążeniu. „To niesamowite, bowiem dziś naprawdę jeździliśmy na limicie, a ta pogoda jest tym bardziej nieprawdopodobna, ponieważ wczoraj było tu pięknie! Dobrze czuję się na motocyklu, ale nie chciałem napierać zbyt mocno,” stwierdził z kolei 9’krotny Mistrz Świata, który ma jednak pewne problemy z ustawieniami swojej M1-ki.
Bardzo dobrze podczas pierwszego treningu spisał się natomiast duet teamu Ducati Marlboro, bowiem to właśnie dwaj zawodnicy tejże ekipy dopełnili czołową trójkę. Lepszym z nich okazał się Casey Stoner, który brylował w swoim domowym wyścigu przez trzy ostatnie sezony. Dziś do lidera stracił nieco ponad trzy dziesiąte sekundy i był pozytywnie nastawiony przed kolejnymi sesjami. „Biorąc pod uwagę panujące warunki, to był całkiem udany trening. Zrobiliśmy kilka zmian, które wydaje się, że pomogły w prowadzeniu motocykla, ale nie byliśmy w stanie tego w pełni sprawdzić,” potwierdził Australijczyk, który po wygraniu dwóch wyścigów – w Aragonii i Japonii – w Malezji przewrócił się już na pierwszym okrążeniu. Bardzo niezadowolony z panujących na Phillip Island warunków, ale ucieszony swoją jazdą, był Nicky Hayden. „Zajęło mi nieco czasu przyzwyczajenie się do jazdy przy tak silnym wietrze, jednak nasz motocykl dobrze spisywał się na mokrej nawierzchni. Próbując poprawić zwrotność umieściliśmy nieco więcej masy na przodzie i okazało się to dobrym posunięciem,” komentował Mistrz Świata z sezonu 2006, który jednak tak jak jego team-partner potwierdził, że jeśli jutro warunki ulegną zmianie, cała wykonana dziś praca pójdzie na marne.
Niezwykle pozytywnie zaskoczyli podczas FP1 w Australii obaj zawodnicy ekipy San Carlo Honda Gresini. Obaj Marco uplasowali się kolejno na czwartym i piątym miejscu, a rozdzieliła ich zaledwie jedna dziesiąta sekundy. Minimalnie lepszym z tej dwójki okazał się Simoncelli, który w dwóch ostatnich sezonach triumfował w wyścigach klasy 250cc właśnie na Phillip Island. „Jadąc z górki na szóstym biegu na prostej startowej gubiłem przyczepność przodu, przez co strasznie ciężko było opanować motocykl. W każdy razie dobrze się tu czułem, na mokrej nawierzchni, już od pierwszego okrążenia, a później robiliśmy systematyczne postępy,” powiedział Włoch dodając przy okazji, że jeśli takie warunki utrzymają się do niedzieli, będzie konkurencyjny w wyścigu. Do czołowej piątki powrócił Melandri, któremu ostatnio udało się zaliczyć pewne postępy jeśli chodzi o wyczucie motocykla na hamowaniach. „Na sam koniec prawie cały tor był suchy, przez co lewa część opony została doszczętnie zniszczona. Oczywiście pod względem szukania ustawień na suchy tor ta sesja była zupełnie bezużyteczna, ale byliśmy w stanie potwierdzić, że mamy dobry rytm na mokrej nawierzchni,” skomentował z kolei #33, triumfator Grand Prix Australii w sezonie 2006 w klasie MotoGP.
Na szóstej pozycji FP1 na Antypodach zakończył natomiast Andrea Dovizioso. Włoch jest niezwykle szybki od ostatnich kilku rund, jednak tym razem musiał zadowolić się lokatą poza czołową piątką i mianem pierwszego zawodnika, który stracił do lidera więcej niż sekundę. #4 był jednak zadowolony z tego, że mógł wypróbować tu swoją RC 212V w takich warunkach. „Było bardzo wietrznie, przez co na prostej przednie koło mocno się unosiło – to był ważny test dla elektroniki. Mamy jeszcze trochę pracy do wykonania z ustawieniami, ale wiemy w którym kierunku iść, więc jesteśmy pozytywnie nastawieni do dalszej części zmagań,” potwierdził „Dovi”, który w klasyfikacji generalnej zajmuje co prawda piąte miejsce, ale do trzeciego Valentino Rossiego brakuje mu zaledwie dwóch punktów. Oczy wielu jednak skupione dziś były na drugim zawodniku ekipy Repsol Honda – Danim Pedrosie. Hiszpan powraca bowiem w ten weekend do ścigania po złamaniu lewego obojczyka w trzech miejscach na torze Twin Ring Motegi. Celem #26 na dziś było jednak sprawdzenie jego wyczucia motocykla i nie przemęczanie się, przez co przejechał zaledwie siedem okrążeń. „Miałem siłę by jeździć i naciskać na kierownicę, co jest oczywiście dobre. Nie czułem się jednak dobrze w kombinezonie, ponieważ było mi niezwykle ciasno, ale pomimo tego przejechałem kilka kółek,” powiedział 25’latek z Sabadell dodając przy okazji, że odczuwa sporo bólu, szczególnie podczas mocnych hamowań i zmian kierunków. Liczy jednak, że po odpoczynku i zabiegach ludzi z Clinica Mobile jutro będzie lepiej. Ostatecznie Dani był szesnasty ze stratą dziesięciu sekund do lidera!
Colin Edwards tymczasem zajął ósmą pozycję, tracąc jednak blisko dwie sekundy do lidera. Amerykanin przejechał łącznie dziewiętnaście okrążeń toru Phillip Island, starając się jak najlepiej dopasować ustawienia swojej Yamahy M1 do panujących warunków. Przy okazji #5 ujawnił, że jadąc na prostej startowej wiatr tak dawał się we znaki, że musiał ostro walczyć z kierownicą by w ogóle jechać prosto! „Takiej sesji raczej nikt nie traktował poważnie, a brał ją jako mokry test, dlatego też trochę bawiliśmy się z ustawieniami. Z drugiej jednak strony dowiedzieliśmy się wielu rzeczy, jak chociażby jak poprawić równowagę motocykla podczas jazdy w deszczu,” skomentował „Texas Tornado”. Drugi z zawodników teamu Monster Yamaha Tech3 nie zamierzał jednak zbytnio się wysilać i po przejechaniu zaledwie trzech okrążeń, resztę sesji spędził w boksie. „Dziś nie mieliśmy wiele do zyskania. Ogromnym problemem był wiatr, przez który bardzo ciężko było hamować, a ja nie chciałem zbytnio ryzykować. Nie chciałem się przewrócić i dostarczać chłopakom dodatkowej roboty przed jutrem. Mamy tylko nadzieję, że warunki się poprawią i wykonamy więcej pracy,” przyznał Ben Spies, przyszłoroczny zawodnik fabrycznego zespołu Yamahy.
Czołową dziesiątkę uzupełnili z kolei Randy de Puniet oraz Loris Capirossi. Francuz stracił do lidera Jorge Lorenzo ponad dwie sekundy, jednak tak jak wielu jego rywali, nie traktował owego treningu całkiem poważnie. „Pomimo złych warunków dane mi w końcu było skompletować moją „listę rzeczy do zrobienia” na deszczu. Pracowaliśmy nad podwoziem i mapowaniem silnika, szybko uzyskując zadowalające nas rezultaty. Na koniec nawierzchnia mocno się przesuszyła, niszcząc przy okazji oponę, więc nie poprawiłem czasu,” stwierdził zawodnik teamu Honda LCR, który przejechał łącznie dwadzieścia dziewięć okrążeń australijskiej trasy. Włoch tymczasem miał spore problemy z kontuzjowaną nogą, jednak pomimo tego znalazł się w czołowej dziesiątce. Biorąc pod uwagę fakt, że motocykle Suzuki nigdy na Phillip Island nie radziły sobie najlepiej, nie było wcale najgorzej. „Ciężko było rozgrzać opony, a dodatkowo przy tak niskiej temperaturze czułem się gorzej niż w Malezji. Tutaj trzeba też sporo balansować ciałem, mamy wiele prawych zakrętów, przez co musiałem nakładać więcej obciążenia na prawą nogę, a to dostarczało mi sporo bólu,” komentował Capirossi. Zaledwie czternasty, pięć sekund za liderem, był tymczasem w swoim debiucie na GSV-R w Australii Alvaro Bautista. „SuperBauti” od początku jednak zabrał się ostro do pracy, bowiem w tym roku tylko dwukrotnie dane mu było jeździć na mokrej nawierzchni. „Na początku nie czułem się tu najlepiej, miałem wrażenie, że pływam, dlatego wróciłem do boksu. Po wykonaniu zmian i wyjechaniu z powrotem na tor, nawierzchnia trochę już przeschła i nie byliśmy w stanie stwierdzić, czy wykonane zmiany były dobre, czy też nie,” potwierdził debiutujący w tym roku w MotoGP #19.
Stawkę uzupełnili z kolei trzej sateliccy zawodnicy Ducati oraz Hiroshi Aoyama, a najlepszym z nich był Mika Kallio. Po raz pierwszy od bardzo długiego czasu Fin nie był ostatni, jednak nadal ma on problemy z kontuzją barku. „Cieszę się, bowiem znacznie poprawiłem swój czas dosłownie w ostatniej chwili,” przyznał ostatecznie jedenasty #36, który chociaż był dziś pozytywnie nastawiony do jutra, o tyle weekend w Australii jest jego ostatnim w tym roku w klasie MotoGP. Wszystko dlatego, że na dwie ostatnie rundy tegorocznego cyklu zmagań zastąpi go Carlos Checa, na co dzień ścigający się w World Superbike. Team-partner Kallio z ekipy Pramac Racing był jednak mniej zadowolony po FP1. Aleix Espargaro uzyskał bowiem piętnasty rezultat, „próbując jechać szybko bez podejmowania ryzyka, jednak nie udało się” i był on jednym z najwolniejszych. Hiszpan okazał się aż o siedem sekund wolniejszy od Lorenzo pomimo tego, że przejechał dziewiętnaście okrążeń. Dwunasta lokata padła łupem Hiroshiego Aoyamy, który sam przyznał, że jazda byłaby o wiele przyjemniejsza, gdyby była ładna pogoda. Japończykowi trudno było rozgrzać zarówno przednią jak i tylną oponę, więc jeśli jutro nadal będzie padać, będzie musiał razem ze swoją ekipą Interwetten Honda MotoGP sporo nad tym popracować. Trzynasty wynik przypadł z kolei kolejnemu tegorocznemu debiutantowi – Hectorowi Barberze. Hiszpan był aż o cztery i pół sekundy wolniejszy od lidera, jednak również ma on nadzieję, że jutro nie będzie padać i pójdzie mu znacznie lepiej.
Już o godzinie 0:55 będzie miała miejsce godzinna sesja FP2, która będzie ostatnim treningiem dla zawodników na obiekcie Phillip Island. Dokładnie cztery godziny później, o 4:55, rozpocznie się z kolei trwająca sześćdziesiąt minut sesja kwalifikacyjna. To właśnie ten trening zadecyduje o ustawieniu zawodników na starcie do wyścigu o IVECO Australian Grand Prix. Miejmy nadzieję, że w przeciwieństwie do dnia dzisiejszego, nie będzie już żadnych opóźnień…