Home / Moto2 / Moto3 / Podsumowanie sezonu 2020 w klasie Moto2

Podsumowanie sezonu 2020 w klasie Moto2

Stawka Moto2 podczas wyścigu w Katarze, źródło: triumphmotorcycles.pl

Sezon 2020 w kategorii Moto2 był pełen zwrotów akcji. W ciągu piętnastu rozegranych rund mieliśmy aż siedmiu różnych zwycięzców, czterech różnych liderów i aż czwórkę zawodników z szansami na tytuł do ostatniej rundy. Jednocześnie warto zwrócić uwagę, że ze wszystkich trzech klas, to właśnie w Moto2 trzeba było zdobyć najwięcej punktów, żeby wywalczyć mistrzostwo. Ten rok zapamiętamy jeszcze z jednego względu, bo po raz pierwszy od sezonu 2011, zobaczyliśmy Polaka na motocyklu pośredniej kategorii.

Do grona faworytów przed sezonem zaliczała się cała masa zawodników. W grupie tej znaleźli się m.in. Luca Marini, Jorge Martin, Tom Luthi, Augusto Fernandez, Sam Lowes, Enea Bastianini, Fabio Di Giannantonio czy Jorge Navarro. Jak się później okazało, podobnie jak w klasie królewskiej, decydującą rolę odegrała zmiana konstrukcji ogumienia, ale w przeciwieństwie do MotoGP, dużej zmianie uległa konstrukcja przedniej opony. Przysporzyła ona sporo problemów także faworytom. Ze względu na tę zmianę ucierpieli chociażby Luthi, Fernandez, Navarro czy Di Giannantonio.

Tetsuta Nagashima po zwycięstwie w GP Kataru, źródło: redbull.com

Grand Prix Kataru

Podczas pierwszej, rozgrywanej w Katarze rundy, pod nieobecność klasy MotoGP, to zawodnicy kategorii Moto2 zostali głównymi bohaterami weekendu. Nowa gwiazda narodziła się w kwalifikacjach, a został nią Amerykanin Joe Roberts, który zdobył swoje pierwsze pole position w karierze, po tym jak uzyskał taki sam czas najlepszego okrążenia jak Luca Marini. Decydujące było więc drugie najszybsze kółko, które było lepsze w wykonaniu Amerykanina. Wielu liczyło na niego w wyścigu, wszak Roberts przyszedł dosłownie znikąd. W zeszłym roku zdobył zaledwie 4 punkty przez cały sezon, a teraz miał realną szansę na zwycięstwo. Kluczem do jego sukcesu miała być nie tylko przesiadka na znacznie bardziej konkurencyjną ramę Kalexa, ale także zatrudnienie przez jego zespół nowego trenera zawodników – Johna Hopkinsa. Tempo Joe było wyśmienite, ale wystarczyło ono jedynie na czwartą pozycję. Triumfował startujący dopiero z 14. pola Tetsuta Nagashima, dla którego była to pierwsza wygrana w tej klasie. Dedykował on ją swojemu idolowi, zmarłemu Shoyi Tomizawie, który to 10 lat temu, właśnie na tym torze, zwyciężał po raz pierwszy w karierze w wyścigu Moto2. Podium uzupełniło dwóch zawodników z Półwyspu Apenińskiego, Lorenzo Baldassarri i Enea Bastianini. Inny Włoch – Luca Marini – który prowadził przez większą część wyścigu, pogubił się w jego końcówce, najpierw spadając na dwunastą pozycję a następnie upadając w ostatnim zakręcie na ostatnim kółku. Powodem tego niepowodzenia był problem z przednią oponą. Warto wspomnieć, że w zawodach nie wystartował Sam Lowes, czyli jeden z pretendentów do tytułu mistrzowskiego. Anglik wciąż borykał się z kontuzją ramienia, której nabawił się podczas testów w Jerez.

Luca Marini na torze Jerez, źródło: roadracingworld.com

Grand Prix Hiszpanii

Po ponad czterech miesiącach przerwy powróciliśmy do ścigania w Jerez. Obydwu rozgrywanym tam rundom towarzyszyły szalenie wysokie upały. W pierwszy weekend w kwalifikacjach triumfował Jorge Martin, który wyleczył już kontuzję i pokazał, że będzie jednym z liczących się w walce o tytuł. W wyścigu Hiszpan był trzeci, uległ jedynie znacznie bardziej doświadczonym od niego Tetsucie Nagashimie oraz Luce Mariniemu. Był to jeden z wyścigów bez większej historii, ponieważ większość stawki znacząco się rozjechała, w związku z czym było bardzo mało emocjonujących manewrów. Ten stan rzeczy próbował zmienić Nagashima, który w końcówce wyścigu za wszelką cenę chciał dogonić liderującego Mariniego. Włoch był jednak w tamtym wyścigu bezkonkurencyjny i przekroczył linię mety z ponad sekundą przewagi nad Japończykiem. Rezultat ten pozwolił Mariniemu awansować na trzecie miejsce w klasyfikacji generalnej. Po tym wyścigu tracił 20 punktów do liderującego Nagashimy. Drugi wciąż pozostał Baldassarri, który dojechał w tamtych zawodach jako ósmy, a jego strata wynosiła 17 oczek.

Enea Bastianini świętujący zwycięstwo w wyścigu o GP Andalizji
źródło: eneabastianini,it

Grand Prix Andaluzji

W drugi weekend zmagań na hiszpańskim obiekcie mieliśmy nieco więcej emocji. Marco Bezzecchi w sobotę wywalczył pierwsze pole position w tej klasie, natomiast w niedzielę zamienił je na pierwsze w karierze podium w Moto2. Linię mety przekroczył na trzeciej pozycji, trzy sekundy za zwycięzcą i sekundę za swoim kolegą zespołowym Lucą Marinim. Triumfował Bastianini, który wykonał ogromny postęp względem pierwszych zawodów, w których był dziewiąty. Włoch na dystansie 23 okrążeń był 18 sekund szybszy niż w pierwszym wyścigu. Kluczem do dobrej formy miał być powrót do ustawień z Kataru. Gonić “Bestię” próbował Luca Marini, ale z jego wypowiedzi wynikało, że ze względu na bardzo wysoką temperaturę miał kłopot, żeby podążać za plecami swojego rodaka. Problemów mógł nabawić się także po wyścigu, kiedy to na okrążeniu zjazdowym wjechał w swojego kolegę zespołowego Marco Bezzecchiego, próbując złożyć mu gratulacje. Obaj zawodnicy upadli, ale szczęśliwie obyło się bez kontuzji i niedługo później ta sytuacja2 stała się powodem do żartów. 

Liderem tabeli pozostał Tetsuta Nagashima, ale jego przewaga stopniała do zaledwie 5-ciu punktów nad drugim Bastianinim, który awansował na drugą pozycję, i 8-miu nad trzecim Lucą Marinim. Japończyk był w tamten weekend dopiero 11-ty, a powodem takiego rezultatu była wywrotka w trzecim treningu. “Tetsu” w ogóle nie powinien zostać dopuszczony do wyścigu, ponieważ doznał wstrząśnienia mózgu. Sytuacja ta dowiodła, że potrzebna jest zmiana sposobu badania zawodników pod tym aspektem, ponieważ aktualne testy są bardzo łatwe do obejścia, co udowodnił wtedy Japończyk ze swoim zespołem.

Enea Bastianini na szczycie podium w Brnie
źródło: eneabastianini.it

Grand Prix Czech

Szybkość w Czechach ponownie odnalazł Joe Roberts. Amerykanin kompletnie pogubił się podczas zawodów rozgrywanych w Jerez, gdzie dwukrotnie finiszował poza punktami, ale w Brnie powrócił do formy jaką prezentował w Katarze i po raz drugi w karierze zwyciężył w kwalifikacjach. Tym razem jednak udało mu się dopiąć swego w wyścigu i w niedziele Joe zdobył debiutanckie podium w Motocyklowych Mistrzostwach Świata, dojeżdżając na trzeciej pozycji. Jako pierwszy linię mety przekroczył Enea Bastianini, który po raz kolejny, za wyjątkiem Sama Lowesa, zostawił konkurencję daleko w tyle. Jeśli o Brytyjczyku mowa, to było jego pierwsze podium od zawodów w Aragonii w 2016 roku, w których odniósł zwycięstwo. Także tym razem pokazał, że ma tempo na wygraną i próbował gonić “Bestię”. Jednak przewaga, którą Włoch zyskał na starcie sprawiła, że Lowes nie był w stanie z nim powalczyć, ponieważ oboje jechali podobnym tempem.

Był to kolejny wyścig, w którym niezbyt wiele się działo, ale znacząco wpłynął on na klasyfikację generalną. Nowym liderem został Bastianini, któremu zwycięstwo pozwoliło zepchnąć z tej pozycji Testutę Nagashimę. Japończyk był cieniem samego siebie z pierwszych dwóch rund. Po raz kolejny zdobył jedynie 5 punktów, co zepchnęło go na trzecią pozycję, a jego strata do lidera wynosiła już osiemnaście oczek. Trzy mniej tracił Luca Marini, który po finiszu na czwartym miejscu awansował na pozycję wicelidera.

Pierwszy triumf Jorge Martina w Moto2
źródło: bikesales.com.au

Grand Prix Austrii

W pierwszy weekend na austriackim obiekcie poznaliśmy kolejnego, już czwartego w tym sezonie zwycięzcę kwalifikacji, a został nim Remy Gardner. Wyścigu jednak nie ukończył, podobnie jak ówczesny trzeci zawodnik klasyfikacji generalnej Tetsuta Nagashima oraz lider Enea Bastianini. Wywrotka Włocha była jednak bardzo groźna w skutkach, nie dla niego samego, ale dla innych zawodników. “Bestia” zaliczył high-side na wyjściu z zakrętu #1. Zawodnikowi nic się nie stało, ale jego motocykl pozostał na linii wyścigowej, tuż za wzniesieniem i był ciężko widoczny dla innych. Z pełnym impetem uderzył w niego Hafizh Syahrin, ale całe szczęście odbyło się bez poważnych obrażeń. Wypadek ten spowodował przerwanie wyścigu czerwoną flagą, ale w niczym nie przeszkodziło to niedoścignionemu tego dnia Jorge Martinowi, który odniósł tego dnia pierwsze zwycięstwo w tej klasie. Hiszpan prowadził przez wszystkie okrążenia, zarówno przed restartem jak i po nim. Podium uzupełnili Luca Marini oraz Marcel Schrotter.

Runda ta wywróciła klasyfikację generalną do góry nogami. Nowym liderem został Marini, który zamienił się pozycjami z Bastianinim, a na trzecią pozycję awansował Martin. Przewaga przyrodniego brata Valentino Rossiego nad “Bestią” wynosiła 5 punktów, natomiast nad Martinem 19.

Marco Bezzecchi na torze Red Bull Ring, źródło: automobilsport.com

Grand Prix Styrii

Drugi tydzień zmagań na Red Bull Ringu odbywał się niemal w identycznych warunkach, jak ten pierwszy. Patrząc na tempo z treningów, mogło wydawać się, że i tym razem wyścig zdominuje Jorge Martin. Jeśli chodzi o kwalifikacje, to i tym razem, nie udało mu się zdobyć pole position. Musiał uznać wyższość Arona Caneta, który zaledwie w swoim szóstym starcie w tej klasie, wywalczył pierwsze pole startowe. Jednak podobnie jak tydzień wcześniej Remy Gardner, już następnego dnia wicemistrz świata Moto3 z 2019 roku zaprzepaścił cały sukces z kwalifikacji, wywracając się w czwartym zakręcie. Jeśli o wywrotkach mowa, to nie można pominąć aż dwóch Sama Lowesa. Brytyjczyk w tej kampanii jedynie szybkością przypominał samego siebie z ostatnich lat. Jeśli chodzi o głowę, był to kompletnie inny zawodnik. W czasie rozgrywania tej rundy zajmował czwarte miejsce w tabeli i wciąż liczył się w walce o tytuł, pomimo opuszczenia zawodów w Katarze. Jednak drugi weekend na austriackim obiekcie, zdecydowanie nie był dla niego udany. Najpierw przesadził na hamowaniu do trzeciego zakrętu, zabierając ze sobą Somkiata Chantrę i Jorge Navarro, a trzy okrążenia później leżał po raz drugi w zakręcie #4. Nie był to koniec złych wiadomości. Już po zakończeniu zawodów, ze względu na opisany wcześniej incydent z innymi zawodnikami, została mu przyznana kara startu z pit lane w następnej rundzie.

Kliknij, aby pominąć reklamy

Całe szczęście, więcej emocji od upadków dało nam ściganie. Jako trzeci na metę wpadł Gardner, który odbił sobie upadek z GP Austrii. Ciekawostką jest fakt, że Australijczyk, ze względu na niewielki budżet swojego zespołu, w dalszym ciągu korzystał z Kalexa z 2019 roku. Najlepsze działo się jednak przed nim. Od początku swoje tempo chciał narzucić Jorge Martin, co udało mu się całkiem skutecznie. Na około 10 okrążeń przed końcem jego przewaga nad drugim zawodnikiem oscylowała w granicach 2 sekund, ale Marco Bezzecchi nie miał zamiaru się poddawać. W pewnym momencie jechał nawet na szóstej pozycji, jednak pod koniec, w szaleńczym tempie odrabiał stratę do Hiszpana, dopadając go na ostatnim okrążeniu. Mimo tego iż jego pogoń dała nam sporo emocji, to nie udało mu się wyprzedzić Hiszpana. Jednak Martin, mimo iż przyjechał pierwszy, nie został zwycięzcą wyścigu, ponieważ sędziowie dopatrzyli się jego wyjazdu poza tor. W rezultacie przesunęli go jedną pozycję w dół, a pierwsze miejsce, w ten oto kontrowersyjny sposób, przypadło Marco Bezecchiemu. Liderem po tej rundzie, wciąż pozostawał Marini, który ukończył te zawody na szóstej pozycji. Nic nie zmieniło się także na pozycji wicelidera, którą nadal zajmował dziesiąty w wyścigu Bastianini, ale po piętach deptał mu Jorge Martin, który zrównał się z nim punktami. Obaj tracili osiem oczek do Mariniego.

Zawodnicy zespołu SKY VR46 w parku zakmniętym
źródło: vroom-magazine.com

Grand Prix San Marino

Po wyścigach w Austrii mieliśmy krótką przerwę od ścigania. Nie była ona bezpodstawna, ponieważ już w drugi weekend września rozpoczął się maraton 9-ciu Grand Prix w 11 tygodni. Pierwsze dwa z nich miały miejsce na torze Misano we Włoszech. Kwalifikacje przed GP San Marino zwyciężył Sam Lowes, który przez wszystkie sesje prezentował świetne tempo. Jak jednak wiadomo z opisu poprzedniej rundy, do tego wyścigu, musiał startować z alei serwisowej. Jeśli chodzi o niedzielne zawody to zdominowali je trzej Włosi. Już od samego startu na prowadzenie wyszedł Luca Marini i mogło wydawać się, że bezpiecznie dowiezie je do mety, ale na osiem okrążeń przed końcem, popełnił błąd, wyjeżdżając zbyt szeroko w zakręcie #14, co wykorzystał Marco Bezzecchi. Jego prowadzenie nie trwało jednak zbyt długo, bo już trzy kółka później, Marini odzyskał pierwszą pozycję którą zachował do końca. Nie był to koniec zmartwień zawodnika jeżdżącego z numerem 72, ponieważ za jego plecami, szalał Enea Bastianini. “Bestia” dogonił Bezzecchiego, ale nie udało mu się go wyprzedzić. #33 mógł się cieszyć, że w ogóle znalazł się na mecie, ponieważ uślizg przodu w zakręcie nr 8 omal nie zakończył się wywrotką. Enea jednak utrzymał się na torze dzięki swoim umiejętnościom, a takiej obrony nie powstydziłby się nawet sam Marc Marquez. Warto wspomnieć, że czołową trójkę rozdzieliło jedynie 0,897 sekundy. Co do zdobywcy pole position, to byłby on solidnym kandydatem do tytułu “Man of the Day”, jeśli taki byłby przyznawany. Lowes, mimo startu z pit lane, ukończył zawody na ósmej pozycji. Ważną informacją jest też to, że w wyścigu nie wystartowali Remy Gardner i Jorge Martin. Pierwszy z nich, zaliczył wywrotkę w sesji rozgrzewkowej, łamiąc kciuk i uszkadzając lewą stopę. U drugiego natomiast, wykryto zakażenie koronawirusem. Obydwaj zawodnicy musieli pauzować także podczas GP Emilii Romanii i Riwiery Rimini.

Sytuacja w tabeli nie uległa dużej zmianie. Nieobecnego Martina, z trzeciego miejsca zepchnął Marco Bezzecchi. Drugi pozostał Bastianini, a na pozycji lidera umocnił się Marini. Jego przewaga nad Eneą wynosiła 17 punktów, a nad swoim kolegą zespołowym 27.

Enea Bastianini na torze Misano
źródło: moto.it

Grand Prix Emilii Romanii i Riwiery Rimini

Po prawie 10 latach od czasu GP Hiszpanii w klasie Moto2, w którym to wystartował Łukasz Wargala, doczekaliśmy się kolejnego Polaka w Motocyklowych Mistrzostwach Świata. Swój debiut podczas tej rundy zanotował Piotr Biesiekirski, który zastąpił Jesko Raffina w ekipie NTS. W swój debiutancki weekend ustawiał się na polach startowych aż trzykrotnie, wszystko ze względu na pogodę, która chciała spłatać nam figla. Wyścig rozpoczął się zgodnie z planem, ale po sześciu okrążeniach został przerwany czerwoną flagą, ze względu na chwilowe opady deszczu. Zawodnicy wrócili na tor już kilka minut później, by dokończyć rywalizację na 10 okrążeniach, ale i tym razem, jak na złość, zaczęło padać, a wyścig był ogłoszony jako suchy. Wszyscy ponownie udali się do boksów, a start po raz kolejny został opóźniony. Trzecia próba restartu przebiegła pomyślnie, dyrekcja wyścigu ogłosiła ją jako deszczową, choć tym razem po deszczu nie było już śladu. Przed czerwoną flagą, na pole position ustawił się Luca Marini, który był tu murowanym faworytem do zwycięstwa. Na mecie musiał jednak zadowolić się czwartym miejscem, głównie dlatego, ponieważ na restart, do którego ruszał z drugiego pola, wybrał złą oponę. Nową, bardziej miękką tylną mieszankę, przywiezioną przez Dunlopa specjalnie na ten weekend, najlepiej wykorzystał Bastianini, który nie miał sobie równych w tamtych zawodach. Natomiast jeśli chodzi o Mariniego, to jechał on na twardym tyle. Podium uzupełnili Marco Bezzecchi i Sam Lowes.

Jeśli chodzi o Piotrka, to niestety wywrócił się na dwa okrążenia przed końcem, jadąc na ostatniej pozycji. Miał on także startować w kolejnej rundzie, więc miał szansę na rehabilitację. Dość groźnie wyglądała także kolizja Marcela Schrottera z Xavim Vierge w zakręcie #9, po której Hiszpan zakończył swój wyścig w żwirze. Był to incydent wyścigowy, ale bardzo pechowy dla Vierge, który nieco pogubił się po zmianie dostawcy silników na Triumpha. Była to dla niego duża szansa na pierwsze podium od 2018 roku. Pierwsza trójka tabeli pozostała bez zmian, ale Bastianini wyraźnie zbliżył się do Mariniego, tracąc do swojego rodaka jedynie 5 punktów. Strata trzeciego Marco Bezzecchiego wynosiła 20 oczek.

Luca Marini przekraczjący linię mety jako pierwszy, źródło: vroom-magazine.com

 Grand Prix Katalonii

Z Włoch udaliśmy się na tor pod Barceloną, gdzie odbył się jeden wyścig. Pole position do niego wywalczył Luca Marini, który w niedzielę pojechał bezbłędnie, triumfując po raz trzeci w sezonie. Drugi był Sam Lowes, który startował z trzeciego pola, ale zaliczył kiepski start i po pierwszym okrążeniu zajmował szóste miejsce. Jednak z każdym kolejnym nadrabiał stratę do przyrodniego brata Valentino Rossiego. Na siedem kółek przed metą, udało mu się nawet go wyprzedzić, ale nie był w stanie od niego odjechać. Marini w pełni kontrolował wyścig i wyprzedził Lowesa na przedostatnim okrążeniu. Trzecie miejsce, po raz pierwszy w sezonie, przypadło zawodnikowi głównej ekipy Speed Upa – Fabio Di Giannantonio, który podobnie jak jego kolega z zespołu Jorge Navarro, nie mógł odnaleźć szybkości w pierwszych siedmiu rundach, głównie ze względu na nową przednią oponę Dunlopa. Tym razem jednak obaj spisali się świetnie, ponieważ Navarro był czwarty. Natomiast Piotrek Biesiekirski został pierwszym Polakiem, który ukończył wyścig w Mistrzostwach Świata kategorii Moto2. Dojechał on na ostatniej, 21 pozycji, minutę za zwycięzcą i 23 sekundy za przedostatnim zawodnikiem – Kasmą Danielem.

TOP3 tabeli wciąż nie uległo zmianie, ale Marini powiększył swoją przewagę nad szóstym w tym wyścigu Bastianinim do 20 punktów i siódmym na mecie Bezzecchim, aż do 36.

Sam Lowes na czele wyścigu o GP Francji, źródło: linconshirelive.co.uk

Grand Prix Francji

Po tygodniu przerwy przenieśliśmy się do Le Mans, gdzie pogoda, zrobiła wszystko, żeby utrudnić życie zawodnikom. Problemem miały być piątkowe opady deszczu, które w przypadku prognozowanej słonecznej niedzieli, czyniły ten dzień bezużytecznym. Na szczęście dla zawodników Moto2, na w pełni mokrym asfalcie, przejechali tylko jedną sesję. Drugi trening odbył się już na suchym, ale na nitce toru wciąż były mokre plamy. Na jednej z nich, kontrolę nad swoją maszyną stracił Luca Marini, który mocno obił lewą kostkę. Warunki atmosferyczne odegrały sporą rolę także w wyścigu, ponieważ dość niespodziewanie, na zmagania klasy MotoGP, pojawił się deszcz. Kategoria Moto2, która tym razem wyjeżdżała na tor jako ostatnia, musiała zmierzyć się z problemem przesychającego asfaltu. Zawodnicy wyjechali z pit-lane, gotowi na deszczowy wyścig. Jednak już na polach startowych, każdy z nich zauważył, że konieczne będzie zastosowanie ustawień i opon na suchy tor. Na tym wszystkim najwięcej stracił Joe Roberts, którego ekipa nie zdążyła dokonać zmian w regulaminowym czasie, przez co Amerykanin musiał startować z końca stawki, a okrążenie rozgrzewkowe rozpoczynać z pit-lane. Co więcej, nie był to koniec problemów Robertsa, ponieważ ta procedura nie poszła zgodnie z planem. W czasie, gdy inni zawodnicy rozpoczynali wyścig, Joe dopiero wyjeżdżał na prostą startową. Był to błąd osoby odpowiedzialnej za start, która najprawdopodobniej stwierdziła, że każdy zawodnik jest już na polach startowych. Ta pomyłka była bardzo krzywdząca dla Amerykanina, który prezentował tu świetne tempo, czego dowodzi szóste miejsce, które udało mu się zdobyć, pomimo problemów na starcie.

Dramaturgii nie zabrakło także w wyścigu. Niemalże od samego początku o pierwszą pozycję walczyło dwóch Brytyjczyków – Sam Lowes i Jake Dixon. Ten pierwszy z początku jechał na prowadzeniu, ale stracił je po tym jak na siódmym okrążeniu popełnił błąd na hamowaniu do zakrętu #8. Dixon nie tylko wykorzystał słabszą chwilę bardziej doświadczonego rodaka, ale także był w stanie zbudować przewagę. Niestety cały swój wysiłek zaprzepaścił wywracając się w czternastym zakręcie na nieco ponad 4 okrążenia do końca. Jadący za nim Lowes, nie miał za swoimi plecami żadnego zagrożenia i pewnie dojechał na pierwszym miejscu do mety. Był to jego pierwszy triumf od sezonu 2016, kiedy zwyciężył w GP Aragonii. Jako drugi, z prawie 4 sekundową stratą, finiszował Remy Gardner. Australijczyk zapewnił sobie tą pozycję, dopiero w ostatnim zakręcie, gdzie wykonał skuteczny atak na Bezzecchiego. Nie był to najbardziej udany dzień dla Piotrka Biesiekierskiego, który ze względu na falstart musiał dwukrotnie wykonać karę wydłużonego okrążenia. W rezultacie ukończył zawody na ostatnim miejscu, tracąc okrążenie do zwycięzcy.

Po raz kolejny czołowa trójka tabeli nie uległa żadnej zmianie. Cierpiący ze względu na ból Marini, nie był w stanie odnaleźć szybkości w tych warunkach i ukończył wyścig poza punktami. Jednak jego główny rywal Bastianini, nie wykorzystał jego słabości. Dziesiąta pozycja na mecie pozwoliła mu odrobić zaledwie pięć punktów do liderującego rodaka. Natomiast jeśli chodzi o Bezzechiego, to jego strata zmalała do 20 oczek. Groźny zdawał się być także Sam Lowes, który zajmował czwartą pozycję i miał tylko 22 punkty mniej od Mariniego. Na pięć wyścigów przed końcem, reszta zawodników zdawała się mieć niewielkie szanse.

Sam Lowes na mecie wyścigu o GP Aragoni
źródło: mcn.com

Grand Prix Aragonii

Kolejne dwie rundy odbyły się na Motorland Aragon, czyli na obiekcie, na którym Sam Lowes triumfował po raz ostatni, zanim przeszedł do kategorii MotoGP w sezonie 2017. Najwyraźniej hiszpański tor bardzo pasuje Brytyjczykowi, ponieważ wygrał sobotnie kwalifikacje, a w niedzielę walczył o zwycięstwo z Fabio Di Giannantonio i Marco Bezzecchim. Dwójka Włochów zdawała się prezentować nieco lepsze tempo od Lowesa, ale obaj zakończyli swój wyścig wywracając się w zakręcie #2. Diggia pożegnał się z punktami na dziesiątym okrążeniu, tuż po objęciu prowadzenia, natomiast Bezzecchi upadł na dwa kółka przed końcem, kiedy jechał z bezpieczną przewagą nad drugim Lowesem. Mistrz świata kategorii Supersport z 2013 roku po raz kolejny wykorzystał błędy przeciwników i przypieczętował drugie zwycięstwo w sezonie. Dopiero na ostatnim okrążeniu rozstrzygnęła się walka o drugą pozycję między Bastianinim i Martinem. Zwycięsko wyszedł z niej “Bestia”, który został też nowym liderem tabeli. Po nieukończonym wyścigu Mariniego doszło w niej do wielu zmian, a czołową trójkę rozdzielało zaledwie pięć punktów. Przyrodni brat Valentino Rossiego spadł na trzecią pozycję, oprócz Bastianiniego, wyprzedził go także Lowes, który miał tylko 2 punkty straty do prowadzącego Włocha. Bezzecchi spadł na czwartą pozycję i tracił do lidera 22 punkty.

Piotrek Biesiekirski zrobił postępy, szczególnie jeśli chodzi o prędkość na jedno kółko, ponieważ po raz pierwszy nie startował z ostatniego pola. W kwalifikacjach udało mu się pokonać Kasmę Daniela. Jeśli chodzi o wyścig to także nie było najgorzej, choć nie był w stanie nawiązać walki z innymi, to na dystansie 21 okrążeń do wspomnianego Malezyjczyka stracił tylko 7 sekund, co było dużym postępem w porównaniu do dwóch poprzednich GP w jego wykonaniu. Warto także wspomnieć, że Daniel korzystał ze znacznie bardziej konkurencyjnego podwozia Kalexa. Piotr zajął przedostatnie, 26. miejsce. Niżej sklasyfikowany został tylko Jorge Navarro, który wywrócił się na pierwszym okrążeniu.

Sam Lowes świętujący zwycięstwo w GP Teruel, źródło: marcvds.com

Grand Prix Teruel

Drugi weekend w Aragonii kompletnie zdominował Sam Lowes. O ile tydzień wcześniej odniósł zwycięstwo po części dzięki błędom przeciwników, to tym razem nie pozostawił wątpliwości kto jest królem tego obiektu. Po starcie z pole position utrzymał się na prowadzeniu i zaczął budować przewagę nad drugim zawodnikiem, która na mecie wyniosła 8,4 sekundy. W ten oto sposób Brytyjczyk skompletował hat-tricka i został nowym liderem klasyfikacji generalnej. Mimo sporej straty do Lowesa, drugi na mecie Fabio Di Giannantonio mógł być zadowolony ze swojego rezultatu Nie dość, że zrehabilitował się za wywrotkę w zeszły weekend, to warto wziąć pod uwagę, że jeszcze przed GP San Marino, miał on na swoim koncie zaledwie 3 punkty, które zdobył w GP Kataru. Od wyścigów na Misano, Włoch regularnie pojawiał się w czołowej dziesiątce, a kluczem do poprawy wyników miało być skopiowanie ustawień Arona Caneta, który jako pierwszy zawodnik jeżdżący na Speed Upie, zrozumiał zachowanie tegorocznej konstrukcji przedniej opony Dunlopa. Na najniższym stopniu podium stanął Enea Bastianini, a jego strata do zwycięzcy wyniosła ponad 10 sekund.

Piotrek Biesiekirski zakończył te zawody na ostatniej, 23. pozycji, przekraczając linię mety minutę po zwycięzcy. Wielu z nas liczyło, że uda mu się powalczyć z Xavim Cardelusem, zastępującym w ten weekend Arona Caneta, który opuścił oba wyścigi w Aragonii z powodu kontuzji palca. Cardelus to zawodnik dobrze znany Piotrkowi z Mistrzostw Europy Moto2. Panowie jeździli nawet w tej samej ekipie i prezentowali bardzo podobny poziom. Jednak w Mistrzostwach Świata Xavi był wyraźnie szybszy i przekroczył linię mety 13 sekund przed Piotrka.

Nie był to udany wyścig dla zawodników ekipy Sky VR46. Marco Bezzecchi po raz kolejny zaliczył wywrotkę i nie zdobył punktów. W tamtym momencie wydawać się mogło, że Bez nie ma już szans na tytuł, do lidera tracił bowiem 48 oczek. Natomiast Marini wciąż cierpiał po upadku na torze Le Mans, a na domiar złego miał problemy z silnikiem. Były to dla niego bardzo trudne zawody. Przez pierwsze trzy kółka znajdował się poza punktami i choć na następnych okrążeniach udało mu się zyskać kilka pozycji, to końcowy rezultat, czyli 11. miejsce, na pewno nie było dla niego powodem do zadowolenia. W przeciągu ostatnich 3 rund zdobył tylko 5 punktów i miał ich na swoim koncie 155. Lowes, który przed Grand Prix Francji tracił do niego 47 oczek uzbierał ich po tej rundzie aż 178. Dość wyraźnie uciekł mu też Bastianini, który w swoim dorobku miał 171 punktów.

Marco Bezzecchi po zwycięstwie w GP Europy, źródło: motorsport.radio

Grand Prix Europy

Z Aragonii przenieśliśmy się do Walencji, gdzie została zaplanowana ostatnia podwójna runda w sezonie. Po raz kolejny pogoda starała się utrudnić życie zawodnikom. Część sesji odbyła się na mokrym, a w trakcie drugiej części kwalifikacji i podczas wyścigu, wciąż były wilgotne plamy na torze. W czasówce zwyciężył Xavi Vierge, ale jego tempo w niedzielę umożliwiło mu zdobycie zaledwie 9. miejsca. Z drugiego pola świetnie wystartował Joe Roberts, który tuż po starcie objął prowadzenie. Niestety cały jego wysiłek poszedł na marne już na drugim okrążeniu, kiedy wywrócił się w drugim zakręcie. Na czoło stawki wyszedł wtedy Marco Bezzecchi, który utrzymał pierwsze miejsce do samego końca, przypieczętowując drugie zwycięstwo w sezonie. Za jego plecami o drugie miejsce walczyli Jorge Martin, Remy Gardner i Sam Lowes. Ostatni z nich, nie musiał wdawać się w tą batalię, ponieważ dojeżdżając bezpiecznie na czwartej pozycji, i tak powiększyłby swoją przewagę nad Bastianinim oraz Marinim. Problem w tym, że w ogóle nie pojawił się na mecie, ponieważ wywrócił się w zakręcie #6, na 10 okrążeń przed końcem. Przy czwartym miejscu Bastianiniego oznaczało to, że Lowes nie będzie już dłużej liderem. Natomiast walka o drugie miejsce rozstrzygnęła się między Martinem i Gardnerem. Zwycięsko wyszedł z niej Hiszpan, dla którego było to piąte podium w sezonie. Piotrek Biesiekirski, po starcie z ostatniego pola, przekroczył linię mety jako ostatni, 22-gi zawodnik, a jego strata do 21-go Daniela wyniosła 15 sekund. Pozytywnym aspektem tego weekendu była jego strata do zwycięzcy, która po raz pierwszy wynosiła mniej niż minutę. 

Tak jak wcześniej wspomniałem, po tym wyścigu pierwszą pozycję w tabeli odzyskał Bastianini. Jego przewaga nad Lowesem wynosiła 6 punktów, natomiast nad Marinimi, który ukończył ten wyścig jako szósty, 19 punktów. Dzięki zwycięstwu także Bezzecchi nie pozostawał bez szans, bowiem tracił do lidera 29 oczek, a wciąż można było zdobyć ich aż 50.

Jorge Martin na szczycie podium w Walencji
źródło: press.ktm.com

 Grand Prix Walencji

Podczas drugiego tygodnia zmagań w Walencji pogoda nieco się poprawiła, wszystkie sesje zostały rozegrane na suchym torze, ale zawodnikom mógł przeszkadzać mocny wiatr. Dość niespodziewanie, sobotnie kwalifikacje wygrał Stefano Manzi, ale nie była to najbardziej szokująca informacja tego dnia. Sam Lowes, który mimo zeszłotygodniowej wpadki, wciąż był uważany za głównego faworyta do tytułu, wywrócił się podczas porannego treningu w zakręcie #8 i mocno poobijał prawą dłoń. To mógł być koniec jego marzeń o tytule mistrzowskim, jednak w niedzielę pokazał prawdziwą wolę walki. Po starcie z 18. pozycji wywalczył w tym wyścigu 14. miejsce, które dało mu cenne 2 punkty.  

Wyścig o Grand Prix Walencji był jednym z bardziej emocjonujących w sezonie, ponieważ walka o zwycięstwo rozstrzygnęła się dopiero w trzech ostatnich zakrętach. Powtórzyć swój wyczyn z zeszłego weekendu chciał Marco Bezzecchi. Jego plan miał prawo się udać, ponieważ już na piątym okrążeniu wyszedł na prowadzenie, ale tym razem nie był w stanie odjechać od reszty stawki. Wytrwale podążał za nim Fabio Di Giannantonio, który wyprzedził go na przedostatnim kółku i rozpoczął ostatnie okrążenie jako lider. Co więcej, podczas manewru wyprzedzania Diggia szeroko wypchnął swojego rodaka, co pozwoliło jadącym za nimi Martinowi i Garzo znacząco zbliżyć się do prowadzącej dwójki, więc o pierwsze miejsce walczyło aż czterech zawodników. Z tej batalii najszybciej wypisał się Di Giannantonio, który wywrócił się w zakręcie #6. Po tym incydencie, na czoło wyścigu ponownie wyszedł Bez, ale będący za nim Martin i Garzo, jechali znacznie szybciej, więc próba ataku na pierwszą pozycję była kwestią czasu. Doczekaliśmy się jej w dwunastym zakręcie, a wykonał ją Jorge Martin, który objął prowadzenie. Bezzecchi próbował odebrać od niego pozycję lidera w trzynastce, ale wyniosło go zbyt szeroko. Ta pomyłka. nie dość, że otworzyła Martinowi drzwi do zwycięstwa, to kosztowała go także utratę drugiego miejsca, ponieważ wyprzedził go jeszcze Garzo, dla którego było to pierwsze podium w karierze. Piotrek Biesiekirski został sklasyfikowany na ostatniej, 21-ej pozycji, ale uczynił spory postęp. Jego strata do zwycięzcy wynosiła już tylko 50 sekund, a do przedostatniego Daniela 3,5 sekundy. Jak się później okazało był to jego ostatni wyścig w tym sezonie, ponieważ zrezygnował z udziału w GP Portugalii.

Bastianini, dzięki ukończeniu zawodów na szóstym miejscu, obronił pozycję lidera przed decydującym starciem. Jego przewaga nad Lowesem wynosiła 14 punktów, natomiast nad piątym w tym wyścigu Marinim 18. Matematyczne szansę na tytuł miał też czwarty w tabeli Bezzecchi, którego strata wynosiła 24 punkty.

Remy Gardner celebrujący zwycięstwo w GP Portugalii, źródło:vroom-magazine.com

Grand Prix Portugalii 

Finał sezonu miał miejsce na portugalskim torze Algarve. Obiekt ten debiutował w Motocyklowych Mistrzostwach Świata, ale wielu zawodników ścigało się tam, kiedy jeździli w innych seriach. Sam Lowes zwyciężał w Portimao w klasie Supersport w 2013 roku, a Marini i Bezzecchi poznali ten tor dzięki startom w serii FIM CEV Repsol. Jako jedyny z kandydatów do tytułu, doświadczenia na tym obiekcie nie miał Bastianini, ale to on rozpoczynał ten weekend z potencjalnie najmniejszą presją. Dzięki wypracowanej przed tą rundą zaliczce punktowej, miał ten komfort, że w przeciwieństwie do swoich głównych rywali, nie musiał liczyć na pecha innych i za wszelką cenę walczyć w tym wyścigu o podium czy zwycięstwo.

Enea Bastianini jako nowy Mistrz Świata Moto2
źródło: eneabastianini.it

Pole position wywalczył Remy Gardner, który nie miał zamiaru ułatwiać nikomu życia i po prostu jechał swój wyścig, rozpoczynając go od prowadzenia przez pierwsze siedem okrążeń. Na ósmym dopadli go Lowes oraz Marini, którzy robili wszystko by zwyciężyć w tych zawodach. Włoch wyszedł na prowadzenie i po czasie udało mu się zbudować przewagę nad zawodnikiem zespołu Marc VDS, który wciąż musiał odczuwać skutki kontuzji i zaczął tracić tempo. Po chwili słabości, do gry wrócił Remy Gardner, który najpierw uporał się z Lowesem, a na dwa okrążenia przed końcem odebrał prowadzenie Mariniemu. Było to pierwsze zwycięstwo Australijczyka w jego 97-mym starcie w Motocyklowych Mistrzostwach Świata. Podium oprócz Mariniego uzupełnił Lowes, który mimo bólu pojechał rewelacyjne zawody. Tak czy inaczej było to za mało na Bastianiniego, który od początku do końca kontrolował sytuację. Na pierwszych kółkach chciał włączyć się do walki o pierwszą pozycję, ale brakowało mu tempa i zaczął spadać w dół stawki. Jednak nawet siódme miejsce, które przez chwilę zajmował, nie było powodem do paniki. “Bestia” zachował chłodną głowę do samego końca i ukończył te zawody na piątej pozycji, gwarantując sobie tym samym tytuł mistrza świata kategorii Moto2. Tytuł wicemistrzowski przypadł Luce Mariniemu, który zrównał się punktami z Samem Lowesem, ale miał więcej drugich miejsc od Brytyjczyka. Najlepszym debiutantem został Aron Canet.

Kliknij, aby pominąć reklamy

Podsumowanie sezonu 2020 dla klasy Moto3

źródło informacji: motomatters.com

AUTOR: Aleksander Bala

Komentarze: 1

  1. Patrząc na emocje na torze, do sezonu 2019 to się to nie umywało. Mieliśmy genialną drugą Walencję, ciekawą Styrię, Katar i Portimao. A reszta? Procesja większa niż w Boże Ciało

Dodaj komentarz

Twój adres email nie będzie opublikowany. Wymagane pola oznaczone są gwiazdką *

*

Niniejsza strona internetowa korzysta z plików cookie. Pozostając na tej stronie wyrażasz zgodę na korzystanie z plików cookie. Dowiedz się więcej w Polityce prywatności.
151 zapytań w 1,277 sek