Dotarliśmy do ostatniej rundy sezonu MotoGP. W GP Solidarności w Barcelonie rozstrzygną się losy tegorocznego tytułu i będziemy mieli wielki rewanż za ubiegły rok. Tym razem jednak to Jorge Martin dojechał do tego momentu w pozycji „uprzywilejowanej” i będzie miał 24 punkty przewagi nad Francesco Bagnaią. Ale na szczęście, jeśli ktoś nie ma swojego faworyta wśród tej dwójki, to także inni będą mieli bardzo wiele do udowodnienia i będziemy świadkami kilku fantastycznych pojedynków zawodników, którzy powalczą o coś więcej niż tylko kolejne punkty.
Oczywiście, na pierwszy plan wybije się rywalizacja Marca Marqueza z Eneą Bastianinim. Hiszpan przed własną publicznością musi zrobić ostatni krok, by domknąć świetny dla siebie sezon, w którym wrócił do wygrywania i aż trzykrotnie triumfował w grand prix, dysponując jedynie ubiegłorocznym motocyklem. Jeszcze rok temu można było mieć ogromne wątpliwości, czy #93 odnajdzie się na zupełnie nowym dla siebie sprzęcie. Jednak to już nieaktualne. Z kolei „Bestia” nie ma nic do stracenia. Kończy się jego kontrakt z Ducati, które zdecydowało się na inną opcję na kolejne lata. Kto wie jak potoczyłaby się jego przygoda z Ducati, gdyby nie ogromny pech w postaci poważnych kontuzji już na starcie sezonu 2023. Nigdy się tego nie dowiemy, jednak Bastianini na pocieszenie jest bardzo blisko „brązu”, bo do Marqueza traci raptem jedno oczko w klasyfikacji. Wyprzedzenie go – na samym finiszu sezonu – na jego własnej ziemi byłoby mocnym utarciem nosa.
Kolejne dwie pozycje zajmują zawodnicy korzystający ze sprzętu KTM. Pedro Acosta w zespole Tech3 GasGas fenomenalnie zadebiutował w tym roku i musi jeszcze zrobić kroczek, aby ukończyć sezon w TOP5. Ma tylko 3 punkty przewagi nad Bradem Binderem z fabrycznej ekipy. Reprezentant RPA sam przebojem wchodził do MotoGP, bowiem wygrał już w swoim trzecim wyścigu, jednak teraz pierwszy raz (wyłączając debiut) znalazł się pod taką presją, że nie tylko ktoś na identycznej maszynerii dotrzymuje mu kroku, ale wręcz przewyższa umiejętnościami i wynikami. Bardzo mocną stroną Bindera jest jego regularność. Zakończenie sezonu przed Acostą byłoby wielkim osiągnięciem, pokazaniem, że póki co, to jeszcze on na tej maszynie jest najlepszy. Jednak już teraz można się spodziewać, że za rok w fabrycznej ekipie role mogą się odwrócić i Binder nie będzie już numerem #1. Ciekawie będzie więc i w ten weekend, i w przyszłym sezonie.
Bardzo ciekawie jest także w szeregach Ducati, ale w zespołach satelickich. Franco Morbidellego, Alexa Marqueza i Marco Bezzecchiego dzieli 17 punktów i wydaje się, że mogą się oni jeszcze pozamieniać miejscami. Gra idzie oczywiście o to, by nie zostać „tym najsłabszym” z grona aż ośmiu reprezentantów tej włoskiej marki. Najgorzej wygląda sytuacja Marco Bezzecchiego i wydaje się też on największym rozczarowaniem tego sezonu w całej stawce. Fantastyczna tegoroczna batalia o tytuł między Martinem i Bagnaią maskuje fakt, że to przecież „Bez” w zeszłym roku dość długo próbował dotrzymywać im kroku mimo jednorocznego motocykla. Trzy wygrane wyścigi pozwoliły na również trzecią pozycję w generalce. Jednak przesiadka z GP22 na GP23 okazała się dla Bezzecchiego za trudna.
„Bez” tylko raz w tym roku stanął na podium i w gronie zawodników Ducati zajmuje aktualnie ostatnią pozycję. Jak wiemy, żegna się także z włoską marką przechodząc na Aprilię. Będzie miał więc ostatnią okazję do godnego pożegnania się z Ducati, bo zarówno Alex Marquez jak i Franco Morbidelli wydają się być jeszcze w zasięgu. Były wicemistrz świata – jeszcze z barw Yamahy – odżył w tym roku nieco, gdy wydawało się, że po dwóch fatalnych sezonach tylko cud może uratować mu miejsce w MotoGP. Jeszcze na początku 2024 roku jego wyniki były tragiczne, ale stopniowo, krok po kroku wraca do formy i będzie ciekawym zobaczenie go jeszcze rok na Ducati, gdzie dostanie szansę od ekipy Valentino Rossiego. W zasięgu punktowym pozostaje jeszcze Fabio Di Giannantonio, ale „Diggia” zakończył już sezon z powodu kontuzji i operacji.
Na pozostałych pozycjach w klasyfikacji wydarzyć się już raczej może niewiele. Maverick Vinales kończy pożegnalny sezon z Aprilią mając odpowiednio 17 i 19 punktów straty do Bindera i Acosty, jednak ich wyniki są ostatnio na tyle solidne, a sam #12 nie jeździ zbyt przekonywująco, że trudno sądzić, iż mógłby jeszcze wmieszać się w tę walkę. Pożegnalny wyścig – ale w karierze pełnoetatowego zawodnika – pojedzie także Aleix Espargaro. O Hiszpanie myśli się jako o potencjalnym „pomocniku” Jorge Martina w walce o tytuł. W klasyfikacji co prawda jest jeszcze w kontakcie z najsłabszą trójką zawodników na Ducati, jednak trudno przypuszczać, by w tak emocjonalnym wyścigu patrzył w ogóle w punkty. Jako że w GP Katalonii poszło mu fantastycznie – odniósł w Sprincie jedyne w tym roku zwycięstwo – można spodziewać się go ponownie dość wysoko. Jeśli będzie miał szansę wygrać, powalczy o wygraną. Jeśli nie, pewnie przemknie mu przez myśl, czy jest coś w stanie zrobić dla Martina. Pytanie, czy w ogóle stanie przed taką możliwością.
Jak więc widać, w GP Solidarności w Barcelonie może nas czekać jeszcze mnóstwo emocji nie tylko na czołowych pozycjach, przydałyby się jednak dwa telewizory i dwie transmisje, bo niemal na pewno będziemy oglądali w ten weekend wyłącznie rywalizację między Martinem i Bagnaią, nawet jeśli na torze nie będą oni ze sobą bezpośrednio walczyli tak jak robili to na początku GP Malezji.