Przyjeżdżając na GP Australii Valentino Rossi potrzebował „jedynie” drugiego miejsca w niedzielnym wyścigu by móc cieszyć się z czwartego z rzędu
Patrząc na jego dotychczasowe osiągnięcia — w sezonie 2004 i w latach poprzednich — wydawać by się mogło, że nic i nikt nie jest w stanie powstrzymać Włocha od zapewnienia sobie tytułu już na torze Phillip Island. 7 zwycięstw, 5 pole position, 3 najszybsze czasy wyścigów, 254 zdobyte punkty i bezapelacyjne prowadzenie w mistrzostwach — to statystyka jeźdźca Yamahy po trzynastu Grand Prix sezonu 2004.
MotoGP to jednak nie tylko „Vale”, ale też paru innych, bardzo szybkich zawodników, z których już tylko Gibernau miał czysto teoretyczne szanse na mistrzowską koronę. Hiszpan musiał zdobyć w Australii minimum sześć punktów więcej niż Rossi by przedłużyć nadzieję na zdobycie upragnionego tytułu. Pierwszy, malutki kroczek, by mimo wszystko sprawić sensację, Gibernau wykonał wygrywając kwalifikacje. Z czasem 1’30.122 zawodnik teamu Telefonica Movistar Honda zdystansował Rossiego o 0,4 sekundy. Pierwszy rząd uzupełnił Loris Capirossi, któremu sztuka ta udała się zaledwie drugi raz w sezonie.
Na starcie niedzielnego wyścigu stanęło 24 zawodników, którzy na polach startowych ustawili się w ośmiu rzędach. Ze startu dobrze wyszedł Capirossi, który zaatakował lidera, ale Gibernau popisał się agresywnym kontratakiem i utrzymał prowadzenie na pierwszym okrążeniu. Dobre tempo narzucił także Bayliss, któremu jednak energii i zapału starczyło zaledwie na pierwsze dwa okrążenia. Australijczyk tak bardzo chciał dobrze zaprezentować się przed własną publicznością, że co okrążenie systematycznie spadał w dół klasyfikacji.
Po kilku „kółkach” od peletonu oderwała się grupa czterech zawodników, którzy stopniowo powiększali przewagę nad resztą stawki. Liderował Gibernau przed Rossim, za którym jak cień podążali „Capirex” i Barros. Podobnie jak w wielu poprzednich wyścigach, tak i w Australii końcową batalię o zwycięstwo stoczyli dwaj najszybsi zawodnicy sezonu. Przez osiemnaście okrążeń na czele klasyfikacji znajdował się jeździec Hondy, Gibernau, który jednak w żaden sposób nie był w stanie uciec czającemu się z tyłu Rossiemu.
Na dziewiętnastym kółku „The Doctor” skutecznie zaatakował i teraz jeździec Yamahy uciekał przed wściekle jadącym Hiszpanem. Na 22 okrążeniu niebieska Honda zbliżyła się na 0,003 sekundy do Yamahy Rossiego. Emocje sięgnęły zenitu, gdy zawodnicy po raz kolejny zamienili się pozycjami. Sete nie mógł odjechać dalej niż na 0,3 sekundy i gdy wydawało się, że jednak będzie wstanie odeprzeć ataki Włocha, Valentino po raz kolejny popisał się wspaniałym instynktem i odpornością psychiczną. Dwa zakręty przed końcem wyścigu Gibernau skapitulował, a „Vale” w pięknym stylu przypieczętował szósty tytuł mistrza świata. Warto dodać, że było to 100 podium włoskiego mistrza w 139 startach w Motocyklowych Mistrzostwach Świata.
Dopiero dziesięć sekund za zwycięską dwójką na mecie pojawił się Capirossi, zdobywając tym samym pierwsze podium w sezonie. Tuż za czerwonym Ducati linię mety przekroczył Colin Edwards, który cieszył się nie tylko z dobrej dyspozycji w wyścigu, ale także — a może przede wszystkim – z podpisanego z Yamahą kontraktu na sezon 2005. Tuż za Amerykaninem, na piątej pozycji przyjechał Alex Barros. O dalsze lokaty walczyli natomiast Nicky Hayden, Max Biaggi i Makoto Tamada, którzy w takiej kolejności widnieją w wynikach końcowych.