Team prowadzony przez Lucio Cecchinello obecny jest w Motocyklowych Mistrzostwach Świata od wielu lat, najpierw skupiając się na niższych klasach, a teraz wyłącznie na MotoGP. W ekipie tej, mającą siedzibę w Monako, pracują tylko i wyłącznie motocyklowi zapaleńcy, którzy poświęcili swoje życie dla tego sportu.
Włoch związany jest z motocyklami od najmłodszych lat, a pasją do nich zaraził go jego ojciec: „To on pozwolił mi odkryć ten świat, kochał stare motocykle i miał potężną kolekcję, chyba około trzystu.” Ścigać się jednak zaczął, patrząc na obecne realia, całkiem późno. Wszystko przez to, że jego rodzice chcieli, by najpierw skończył szkołę. „Kiedy więc wygrałem tytuł w Mistrzostwach Europy, miałem już 26 lat,” przyznał Lucio, który jednak rozpoczął przygodę z wyścigami w wieku lat dziewiętnastu. Wtedy to startował na Hondzie NS125R w serii produkcyjnej, debiutując w Grand Prix w 1993 roku. Później zrobił krok w tył do Mistrzostw Europy, gdzie wygrał tytuł w 1995 i powrócił do Motocyklowych Mistrzostw Świata.
Warto nadmienić, że Cecchinello startował tylko w klasie 125cc, gdzie pierwszy triumf odniósł, jeżdżąc na Hondzie, w 1998 roku na torze Jarama. Ostatecznie w kategorii tej triumfował siedem razy, dokładając do tego kolejnych dwanaście miejsc na podium i cztery Pole Position. Najlepszą lokatą wywalczoną w klasyfikacji generalnej było natomiast miejsce czwarte, które zdobywał w sezonach 2001 i 2002, jeżdżąc już jednak nie na Hondzie jak w poprzednich latach, a na Aprilii, z którą to zakończył karierę w 2003 roku.
„Kiedy wróciłem do Grand Prix w 1996 uświadomiłem sobie, że mając dwadzieścia siedem lat, jestem już dość stary,” żartował, ale trudno się z nim nie zgodzić. „Najlepsze momenty? Pierwszy triumf to coś, co zawsze pamiętasz, a ja właśnie w 1998 pokonałem na torze Jarama Marco Melandriego. Oczywiście też pierwszy wyścig w 1993 i pierwsze punkty zdobyte w kolejnym sezonie na Hockenheim.” Najważniejszym i drugim, po Jaramie, najwspanialszym momentem w karierze było jednak zwycięstwo w swojej rodzinnej Italii. „Triumf na Mugello w 2003 zapamiętam do końca życia.” Jak sam potem przyznawał, wygranie właśnie we Włoszech było czymś, co chciał osiągnąć przed zakończeniem kariery.
Mało kto jednak wie, że zanim zaczął się ścigać, Włoch rozpoczynał przygodę z motocyklami od bycia mechanikiem. „Kiedy odkryłem motocykle, pokochałem tą technologię i chciałem być bardziej zaangażowany. Kocham maszyny tuningowane, uwielbiam przywracać je do życia i pracować własnymi rękami. Mój ojciec nauczył mnie wszystkiego, a potem poznałem zawodników i pytałem, czy mógłbym dla nich pracować za darmo. Najpierw czyściłem motocykle i garaże, a w 1987 i 1988, tuż przed tym, jak zacząłem się ścigać, pracowałem z kilkoma włoskimi zawodnikami,” potwierdził, przy okazji dodając, że spędził jeden wyścig jako mechanik… samego Lorisa Capirossiego, gdy ten jeździł jeszcze w Mistrzostwach Europy.
Jeżdżąc w klasie 125cc Włoch miał mnóstwo rywali, których pokonanie nie było łatwe. „Tak, wtedy było mnóstwo doświadczonych zawodników, jak Udea, Sakata, Raudies czy Martinez. Pokonanie ich było strasznie ciężkie. Zawsze starałem się nadrobić mój brak talentu, ale w końcu, mając trzydzieści trzy lata mogłem powiedzieć, że pokonałem Casey’a Stonera, Daniego Pedrosę i kilku innych. Mam nawet takie zdjęcie z tamtego wyścigu: ja jestem na czele, a za mną jadą Stoner, Pedrosa, Alex de Angelis i Andrea Dovizioso. Jest fantastyczne i mówi naprawdę wiele – stara generacja jest naciskana od tyłu przez młodych kierowców.”
W 2003 roku Cecchinello zdecydował się zakończyć karierę i zająć się na poważnie prowadzeniem własnego zespołu. Swoją ekipę założył on jednak już w 1996 roku, jednocześnie będąc jej menadżerem, jak i samemu się w niej ścigając. „Konkurencyjny byłem w wieku dopiero około trzydziestu lat, a wtedy twoje podejście się zmienia, inaczej już traktujesz to ryzyko, które podejmujesz. To normalny ludzki proces. Ja jednak w tym czasie musiałem też troszczyć się o mój zespół, więc miałem na głowie dużo więcej rzeczy niż tylko ściganie się. Być może gdyby nie to, byłbym w stanie wygrać więcej wyścigów, ale i tak dawałem z siebie wszystko. (…) Kiedy mój team-partner Casey zaczął coraz częściej pojawiać się na mecie przede mną zrozumiałem, że czas, by powiedzieć dość.”
Od tego czasu więc Lucio skupia się tylko na prowadzeniu zespołu, bo jak sam przyznał, nie chciał opuszczać paddocku. „To fantastyczne miejsce, wspaniałe otoczenie, a ja nie chciałem go zostawiać. Dlatego pomyślałem, że najlepszą opcją będzie stworzenie własnego teamu… myślałem już o przyszłości. To był najlepszy sposób na zainwestowanie, wcześniej zarobionych, pieniędzy.” Mimo wszystko, nadal trochę on tęskni do jazdy na motocyklu, ale jak sam przyznaje – od czasu zakończenia kariery robił to zaledwie kilka razy. „To jest fantastyczne, ale nie zawsze. Teraz jestem w innym punkcie swojego życia, w którym jazda na motocyklu służy poczuciu adrenaliny, emocji. Nie mam jednak żadnych celów do osiągnięcia w jeździe na motocyklu, więc wolę trzymać się z daleka.”
Przyznał też, że ostatni raz na motocyklu Grand Prix jeździł na koniec 2004 roku, kiedy to testował motocykle jego zespołu o pojemnościach 125cc i 250cc. Chociaż kusi go, to jednak ani razu nie jeździł na maszynie swojej ekipy klasy MotoGP. „Bardzo chciałbym to zrobić, ale w odpowiedni sposób. Nie chcę przejechać tylko kilku kółek, bo to niczego cię nie nauczy. Lubię robić coś dobrze, albo wcale. Może nadejdzie taki dzień, gdy wypróbuję motocykl MotoGP, ale na pewno nie teraz, bo póki co mam inne priorytety.”
W 2002 roku główny sponsor włoskiego zespołu – Oxydo Safilo – chciał startować z tym teamem zarówno w klasie 125cc, jak i 250cc. W poszukiwaniu zawodnika z odpowiednim doświadczeniem, który zasłużył na taką szansę, Lucio kontaktował się z Dorną i IRTĄ, a następnie z Alberto Puigiem. „Powiedział mi on, że jest taki jeden chłopak, zaledwie szesnastoletni. Zorganizowaliśmy więc testy na Jerez, a Casey momentalnie był bardzo szybki – stracił tylko sekundę do Melandriego, który dysponował fabryczną Aprilią 250cc. Zdaliśmy sobie sprawę, że naprawdę ma on potencjał!”
Jednym z punktów zwrotnych w karierze Cecchinello jako właściciela zespołu było zrezygnowanie ze startów w niższych klasach i skupienie się na MotoGP. W najwyższej kategorii zadebiutował wraz z Casey’em Stonerem jako zawodnikiem w 2006 roku – wcześniej Australijczyk jeździł w ekipie Włocha w „ćwierćlitrówkach”. To właśnie z tym debiutem wiąże się jedno z najwspanialszych wspomnień Lucio jako team-menadżera. „Nasz pierwszy wyścig w MotoGP, 2006 rok w Katarze. Byliśmy nowym zespołem, z nowym zawodnikiem i motocyklem – nagle bang! – zdobywamy Pole Position! Czułem się, jakbym był w niebie. Dotknąłem chmur, to było niesamowite!”
Potem, w 2007, zespół LCR Honda reprezentował doświadczony Hiszpan, Carlos Checa, a w kolejnym sezonie jego miejsce zajął Francuz Randy de Puniet. #14 łącznie spędził z tą ekipą trzy lata, zdobywając w tym czasie jedno podium – Grand Prix Wielkiej Brytanii 2009 – oraz trzy starty z pierwszej linii w 2010 roku. W poprzednim cyklu zmagań natomiast barwy tejże ekipy reprezentował Toni Elias, który powrócił do MotoGP jako Mistrz Świata Moto2. Wyniki jednak dalekie były od idealnych: „Toni przyszedł do nas jako najlepszy zawodnik pośredniej kategorii, z kilkoma świetnymi wynikami w klasie królewskiej na koncie. Według nas największym problemem była jednak jego waga i styl jazdy, które uniemożliwiały mu odpowiednie rozgrzanie tylnej opony. Wyniki były więc dalekie od naszych celów i możliwości.”
Przed startem nadchodzącego sezonu Lucio podpisał jednak kontrakt, dwuletni dodajmy, ze Stefanem Bradlem. Niemiec wygrał w minionym sezonie tytuł w Moto2 i póki co wydaje się, że Honda RC 213V całkiem mu odpowiada. „Ciężko po tak krótkim czasie w pełni go ocenić. Po rozpoczęciu nowego projektu, z nowym zawodnikiem… czujesz się jak podczas miesiąca miodowego! My jesteśmy właśnie w takim miejscu, ale póki co wszystko układa się naprawdę dobrze,” mówił dalej Włoch, który przyznaje, że jest zaskoczony taką dojrzałością swojego zawodnika, który ma przecież dopiero 22’lata. „W swojej karierze pokazał już, że jeździ niezwykle równo i ma naprawdę mądre podejście. Uczy się wszystkiego krok po kroku, starając się osiągnąć limit najpierw ucząc się motocykla – tego jak działa i jak reaguje.”
Pomimo pojawiających się plotek jeszcze na początku sezonu 2011, ekipa LCR Honda MotoGP nie zdecydowała się przystąpić do nowej formuły CRT i nadal wystawia motocykl prototypowy. „Każdy zespół ma swoją historię, nasza wraz z naszymi partnerami jest taka, że rośniemy w siłę razem z nimi, będąc związanymi z Hondą i wystawiając prototypy,” wyjaśniał Cecchinello, który przyznał, że gdyby zdecydował się na tak potężną zmianę, wielu sponsorów mogłoby podziękować mu za współpracę. „Oni chcą po prostu być zaangażowani w najwyższą technologię, co pomaga im sprzedawać swoje produkty.”
Ten obecnie 42’letni menadżer z Wenecji wierzy też, że MotoGP zmierza w dobrym kierunku, po trudnych ostatnich sezonach – po tym jak firmy tytoniowe wycofały się z dalszego sponsoringu, a potem pojawił się kryzys ekonomiczny. „Myślę, że może nasze środowisko zareagowało na to wszystko zbyt szybko zmieniając przepisy. Wierzę, że kiedy pojawiają się problemy, trzeba się zatrzymać i poświęcić czas na przemyślenie tego, co trzeba zrobić. Nie byłoby dobre, gdyby MotoGP straciło producentów, ale wierzę, że Dorna, MSMA i FIM rozwiną przepisy techniczne tak, że zachęcą innych do startów. Być może musimy skupić się na tym, by pomóc producentom w rozwijaniu ich produktów końcowych, które potem wyjadą na ulicę.”
A co sądzi sam Lucio o nowym motocyklu jego zespołu – Hondzie RC 213V? „Dla mnie to dzieło sztuki. To najlepsza maszyna jaką widziałem. Najnowsze oprogramowanie, stworzone do zarządzania silnikiem, jest niesamowite. Ten motocykl jest fantastyczny!”
Nam nie pozostaje nic innego, ja życzyć Włochowi jak i całej jego ekipie, by ten, rozpoczynający się już w przyszłym tygodniu sezon, był dla nich udany. Z takim zapleczem technicznym, z tak idealnie dobraną załogą, dobrym motocyklem i zawodnikiem – sukces wydaje się być tylko kwestią czasu.