Home / Inne / AMA Supercross FIM World Championships – Relacja z rundy 7 (Klasa Lites).

AMA Supercross FIM World Championships – Relacja z rundy 7 (Klasa Lites).

O talencie i zamiłowaniu Barcka Obamy do śpiewania wie każdy Amerykanin. Po ostatnim jednak odśpiewaniu „Sweet home Chicago”, czarnoskóry prezydent bije rekordy popularności. Czy jednak niepozorne gesty pomogą mu wygrać zbliżające się wybory? Pozostawmy tę sferę politologom i samym wyborcom. My wiemy bowiem, co w Supercrossie piszczy. A tu zasady są spartańskie i przez to jakże zrozumiałe. Wygrywa najszybszy! I dlatego Ryan Villopoto – bez śpiewania – po raz kolejny potwierdził swoją mistrzowską prezydenturę AMA Supercrossu FIM WC 2010 w klasie Supercross! Justin Barcia z kolei koronował się na lidera klasyfikacji Lites EAST.

Przenosząc żargon piłkarski na supercross, można by rzec, że Villopoto zdobył klasycznego hat-tricka, ponieważ odniósł zwycięstwo po raz trzeci z rzędu. A w supercrossie, to naprawdę wyczyn! Dzięki temu wydarzeniu pozycja dumnego posiadacza numeru 1, na tablicy startowej, została umocniona i przewaga, którą ma nad drugim Dungey’em (który jak warto dodać awansował w klasyfikacji generalnej o jedno oczko) wynosi na chwilę obecną 13. punktów. Jak zapowiadałem tydzień temu, rywalizacja na Cowboys Stadium miała być chrztem bojowym dla chłopaków ze Wschodniego Wybrzeża. I tak też było! Wszyscy oczekiwali pojedynku dominatora europejskich torów w klasie MX2 – Kena Roczena, z amerykańskim imperatorem, zdobywcą tytułu „czampiona” w zeszłorocznych zmaganiach SX (klasa Lites) – Justinem Barcią. Swoje trzy grosze do tematu dołożył Darryn Durham. Co z tego wyszło? Z pewnością niezły kogel-mogel. A z resztą…przeczytajcie sami!


Klasa Lites 250 (EAST):

Tor został przygotowany fantastycznie i owocem pracy sztabu ludzi odpowiedzialnych za jego stworzenie, były m.in. piękne, sporej wielkości potrójne hopki tzw. „triple”. W pewnym sensie rozpoczynały one tor, bo znajdowały się zaraz za drugim kornerem, ale i też były przedostatnią sekwencją przed linią mety. Rytmiczne, mniejszej wielkości hopki zostały urozmaicone dzięki dwóch równoległe ulokowanym „whoopsom”. Nie zabrakło też stolika oraz dwóch dużych hop tuż przed metą. Było więc po czym jeździć. Pierwszy w sezonie bieg eliminacyjny u EASTersów rozpoczął się od świetnego wystrzału z linii startowej Blake’a Baggetta, który naprawdę świetnie odnalazł się za pierwszym zakrętem. Ale już dwa „kornery” później na dużym nawrocie dopadł go….Ken Roczen! Niemiec, mimo nie tak dawno odniesionej kontuzji – wyglądał na w pełni zregenerowanego. Baa! Jego werwa, agresja i płynność w jeździe przypominały bojowe, greckie Tiremy tnące fale Morza Śródziemnego i broniące swojego terytorium. Zatem Roczen na czele, Bagett drugi, a za nim – Cunningham. I ta trójka dominowała w całym biegu. Roczen mknął do przodu, a między dwoma pozostałymi od czasu do czasu dochodziło do efektownych pojedynków. Mimo tego kolejność na linii mety pozostała bez zmian. Z duża przewagą pierwszy stawił się Roczen, później Blake i Kyle Cunningham. Bieg ten nieźle podkręcił atmosferę…

W biegu drugim, zaraz po opadnięciu bramek, w błyskawicznym tempie na pierwszym rogu znalazł się Blake Wharton (Suzuki). Za nim ustawili się Darryn Durham (Kawasaki), Lemoine (Kawasaki) oraz Justin Barcia i Malcom Stewart (KTM). Glebę na drugim „narożniku” zaliczył z kolei inny rider KTM – Archer, który po tym fakcie spadł na 16. miejsce. Wharton sam mało co nie wyleciał z siodła, ale na szczęście opanował sytuację i zapobiegł spotkaniu z ziemią. Barcia konsekwentnie awansował, po to by na jednym z okrążeń spotkać się z liderem – Whartonem – i zgotować mu niezłe piekło. Rozpętała się bowiem walka – i to nie na żarty – której mało kto spodziewał się w biegu eliminacyjnym. Widać, że chłopacy długo siedzieli w domach i byli nieźle nabuzowani przed tym eventem. Wharton, Barcia, Wharton, Barcia! „Cóż za rozpoczęcie mistrzostw EAST” – komentator krzyczał jak opętany. Owe krzyki zdekoncentrowały (oczywiście w przenośni) Whartona i zaliczył słabsze lądowanie na hopce za linią metą, oddając tym samym pałeczkę Barcii. Trzy okrążenia później Barcia pierwszy ląduje na mecie. Dugi jest Durham, trzeci Stewart, a Wharton w ostatecznym rozrachunku zakończył bieg na miejscu czwartym.

To czego naoglądaliśmy się w biegach eliminacyjnych w klasie Lites z pewnością znacznie zmieszało autorów teorii, że „Klasie Lites brakuje ostrej rywalizacji”. A owe biegi były dobrą zapowiedzią nowego, wschodniego powiewu adrenaliny…


Klasa Lites 250 (WEST) – Bieg główny:

Płomienie i race wystrzelone z „Monsterów” były sygnałem tego, że opadły bramki oraz w następnej kolejności, że punkt „holeshota” został zdobyty. A zdobył go…. Darryn Durham. Uprzedził on Whartona, Justina Bogle’a i Justina Barcię. Ken Roczen w pierwszej fazie został pochłonięty przez tłum i musiał (przynajmniej na razie) pogodzić z faktem, że nie może być tym, który narzuca swoje zasady. Za pierwszym zakrętem doszło do gleby z udziałem dwóch riderów dosiadających motocykli Kawasaki. Gdy „Zieloni” się zbierali, by dołączyć do peletonu, to na jego czele doszło do nagromadzenia zbyt wielu cząsteczek chcących utytułować się liderem wyścigu i tak jak w fizyce – gdzie dwa magnesy o tej samej wartości, dochodzi do ich odpychania się – tutaj w rolę jednego magnesu wcielił się Durham a w drugiego Blake Wharton. I zagrzmiało! Na jednym z zakrętów Durham z impetem wjechał na wewnętrzną stronę, uprzedzając o milisekundę Whartona i na nieszczęście tego drugiego, wypychając go z toru jazdy. Tak więc Wharton zalicza glebę i Durham obejmuje w pełni pozycję lidera. Ale ten zły występek, którego się dopuścił musiał zostać odkupiony. Po stronie Niebios (albo raczej piekieł), był Justin Bogle i jego diabelska Honda, która już na początku drugiego okrążenia dopadła Durhama. Barcia, kolejny z „piekielnych” riderów, którego numer to #1, obstawiał miejsce trzecie. Ken Roczen był już czwarty, tuż przed swoimi „pomarańczowymi” kolegami – Malcolmem Stewartem i Lancem Vincentem. Atak na Bogle’a wydawał się tylko kwestią czasu, bo z każdym wirażem, Barcia był bliżej jadącego z numerem #49 Justina. I po kilku sekundach doszło do pierwszego spięcia między nimi, jednak jeszcze bez większego skutku. Bogle bronił się dzielnie, ale na okrążeniu czwartym musiał ulec! Teraz za pokonanego przez Barcie zaczął się „zabierać” i Ken Roczen. Gdy Ci walczyli o miejsce trzecie, to rozpętała się walka o pozycję przewodniczącego w biegu. Barcia, bardzo agresywnie i nerwowo, nie zważając na ryzyko zaczął podchwytywać Durhama. Już prawie go miał! Ale jeden zły ruch i Barcia stracił rytm na sekwencji hopek, co nie dość, że nie pozwoliło mu wskoczyć na prowadzenie, to jeszcze było bezpośrednią przyczyną utraty drugiego miejsca na rzecz – Bogla! Roczen zbliżył się również na groźną odległość i naprawdę obserwacja pierwszej czwórki, była spoglądaniem na cykającą bombę. Barcia szybko się pozbierał i powrócił na drugie miejsce, Durham wciąż pierwszy. Roczen czwarty, tuż za Boglem. Tempo rosło i presja także. Po pewnym czasie Roczen popełnił błąd w pogoni za Justinem B. Bój trwał…. Na trzy okrążenia przed końcem Roczen dał się ponieść – i to jak najbardziej słusznie! Atak na Bogla i przejęcie jego pozycji, było jednym z momentów zwrotnych w tym wyścigu. Wyprzedzony przez Niemca rider #49 został rzucony teraz na inne wody, w których rekinem był Malcom Stewart. Po chwili od tego przetasowania doszło między panami do kontaktu, na tyle bliskiego – że zakończył się glebą obojga! Malcom zastosował bowiem wewnętrzny atak, który był na tyle szybki, a zarazem niezbyt ostry (w sensie skrętu), że Bogle najzwyczajniej w świecie podstawił mu się pod koło – nie mając na to większego wpływu. Nie krył też złości pod adresem Stewarta i by sobie ulżyć uderzył prawicą w kask swojego rywala. Ta sytuacja nie dość, że mocno go poobijała, to jeszcze przekreśliła jego marzenia o podium podczas pierwszej rundy w klasyfikacji Lites. Malcom szybko się pozbierał i „uciekł”. Efektem końcowym tego zdarzenia była dopiero 14. lokata Justina Bogle’a i nienajgorsza 6. Stewarta.

 [youtube]http://www.youtube.com/watch?v=i5knUg4VXnk[/youtube]

A Barcia się rozkręcał i to poważnie! Udało mu się pokonać Durhama i objąć upragnione prowadzenie! Roczen był trzeci, wciąż próbując wskoczyć jeszcze wyżej. „Stety”/czy też niestety się nie udało, bo czas dobiegł do końca i już flary witającego pierwszego na mecie Barcię, dały o sobie znać. Numer „jeden”, ukończył pierwszy wyścig sezonu w klasyfikacji Lites East, jako pierwszy. Ta triada liczby „jeden” nie jest przypadkowa i może więc być dobrą wróżbą dla Barcii oraz świetnym gwarantem dla nas, kibiców, że w tym roku, w mniejszej klasie 250 – emocji z pewnością nie zabraknie! Drugi na mecie stawił się Durham, a Roczen dopełnił miejsca na podium. Czwarty, czyli pierwszym wśród przegranych – jak to mawiają niektórzy – był Wharton, piąty zaś Nicoletti a szósty wspomniany już Stewart. Pechowcem okazał się, co ciekawe, jedyny rider Yamahy, który zakwalifikował się do biegu głównego – Cunningham. Niestety nie udało mu się ukończyć wyścigu…

W ten oto sposób zakończyły się pierwsze zmagania „lajtowiczów” z EAST. Było szybko, emocjonująco i brutalnie. Ich biegi eliminacyjny, a później i bieg główny z pewnością były doskonałą rozgrzewką przed powitaniem eskadry Supercrossu. By pozwolić Wam jednak troszkę ochłonąć, Waszym oczom, mózgom i sercom, na relację z poczynań tej ekipy, zapraszam już w sobotę. To, że Villopoto wygrał jest wiadome. Jak jednak do tego doszło i co spotkało Reeda, dowiecie się już niebawem. Bądźcie z nami!

Klasyfikacja generalna – Klasa 250 EAST (po 1 rundzie):

1. Justin Barcia – 25 pkt.

2. Darryn Durham – 22 pkt.

3. Ken Roczen – 20 pkt.

4. Blake Wharton – 18 pkt.

5. Phil Nicoletti – 16 pkt.

6. Malcolm Stewart – 15 pkt.

AUTOR: Redakcja

Dodaj komentarz

Niniejsza strona internetowa korzysta z plików cookie. Pozostając na tej stronie wyrażasz zgodę na korzystanie z plików cookie. Dowiedz się więcej w Polityce prywatności.
138 zapytań w 0,980 sek