Pomimo niekorzystnych warunków pogodowych — ulewnego deszczu, w niedzielnym wyścigu klasy MotoGP doszło tylko do jednego groźnie wyglądającego wypadku. „Bohaterem” efektownej wywroPomimo niekorzystnych warunków pogodowych — ulewnego deszczu, w niedzielnym wyścigu klasy MotoGP doszło tylko do jednego groźnie wyglądającego wypadku. „Bohaterem” efektownej wywrotki był drugi jeździec „camelowskiej” Yamahy — Amerykanin Colin Edwards.
Do wyścigu Ameyrkanin wystartował z piątej pozycji. Tuż po starcie spadł tylko o jedną lokatę i można było mieć nadzieję, że będzie się on liczył w walce o czołowe miejsca. Na nadziejach się jednak skończyło. W środku drugiego zakrętu tylna opona jego Yamahy zatańczyła na wodzie i w ułamku sekundy występ Colina zamienił się w rodeo. M1 katapultowała Amerykanina w powietrze niczym rozjuszony byk, zmuszając go do twardego lądowania.
Ameykanin nie krył swojego zdziwienia: „To był dziwny wyścig. Wystartowałem przyzwoicie, czułem się dobrze na motocyklu (…) Nie próbowałem jechać szybciej niz na poprzednim okrążeniu, jednak kiedy właśnie wchodziłem w drugi zakręt zostałem wyrzucony z motocykla. Uderzyłem dość mocno tyłkiem o nawierzchnie i poczułem silny ból. Jestem cholernie rozczarowany tym wyścigiem, bo odwaliliśmy z zespołem kawał dobrej roboty w trakcie całego weekendu i znaleźliśmy ustawienia, które pozwalały powalczyć nam o czołowe lokaty”.
Podobnego zdania był również dyrektor zespołu Davide Brivio.