Tuż przed domową rundą o GP Japonii, jedyny w MotoGP zawodnik z Kraju Kwitnącej Wiśni przedłużył o kolejny rok kontrakt z zespołem LCR Honda. Młody zawodnik pozostanie więc w stajni Luccio Cecchinelliego przez następne 12 miesięcy. Tym samym mamy już niemal komplet zawodników przyszłorocznej stawki.
26-latek, urodzony w Chibie, ponownie będzie jeździł wraz z Calem Crutchlowem. Japończyk wciąż czeka na pierwszy finisz w TOP10. Udało mu się zapunktować siedmiokrotnie, a najlepszą pozycją było 12. miejsce w GP Francji i GP Aragonii. 18 zebranych punktów daje mu 20. pozycję w klasyfikacji generalnej, jest jednocześnie trzecim debiutantem.
Bardzo przeciętny, aby nie rzec słaby Nakagami jest w takim razie na obecnym etapie najlepszym i najbardziej doświadczonym z Japończyków jakiego japoński producent motocykli może mieć w swoim składzie.
Szkoda, że nie pojawił się na horyzoncie żaden inny. Co prawda w Moto3 jest Suzuki, Toba, Sasaki czy Nagashima w Moto2 ale jakoś tak mnie osobiście drzemiące w nich talenty nie przekonują i długa droga przed nimi. Poza tym bardzo mi się podoba angielski w wykonaniu Nakagamiego. Jak na Japończyka mówi świetnie i ma całkiem, całkiem akcent :-))
Osobiście też mnie nie zachwyca Nakagami, absolutnie bezpodstawny awans do królewskiej kategorii, a Suzuki, Toba i Sasaki mają swoje przebłyski i tyle, bardzo nierówni.
Pomijając już kwestię tego kto „zasługuje” na starty w MotoGP…
Chciałbym tylko zauważyć że aktualnie w stawce mamy trzech kierowców spoza Europy. Owymi kierowcami są Jack Miller, Takaaki Nakagami i Hafizh Syahrin. Nawet pomijając że Malezyjczyk w ostatniej chwili wszedł do MotoGP to nadal byłoby tylko 2 kierowców. I nawet jeśli Nakagami siedzi z powodu paszportu to lepszego Japończyka na chwilę obecną nie ma.
I jeśli za jakiś czas będą potrzebować kierowcy z USA to zapewne Joe Roberts będzie musiał prędzej czy później przejść do MotoGP. Choć wcześniej (jako kierowca z Afryki) zapewne uczyni to Brad Binder.