Całkiem odmienne nastroje panowały po wczorajszym wyścigu na torze Jerez de la Frontera po obu stronach garażu teamu Fiat Yamaha. Z jednej strony zwycięstwo, z drugiej upadek na cztery kółka do końca…
Valentino Rossi rozpoczCałkiem odmienne nastroje panowały po wczorajszym wyścigu na torze Jerez de la Frontera po obu stronach garażu teamu Fiat Yamaha. Z jednej strony zwycięstwo, z drugiej upadek na cztery kółka do końca…
Valentino Rossi rozpoczynał trzecią rundę sezonu z czwartego pola, z dwoma finiszami na drugim miejscu (w Katarze i Japonii) i punktem straty do lidera klasyfikacji generalnej. Włoch wystartował do niedzielnych zmagań „na swoim poziomie”, co znaczy, iż nie stracił, ale też nie zyskał, żadnej pozycji. Już na drugim kółku był na trzecim miejscu, by kilka okrążeń później, maksymalnie opóźniając hamowanie, zaatakować Casey’a Stonera i wyjść na lokatę v-ce lidera.
„To wspaniałe zwycięstwo, ponieważ wczoraj [sobota] miałem problemy, które nas bardzo niepokoiły. Nie mogłem jeździć tak, jak chciałem, więc było ciężko,” komentował #46 po zdobyciu swojego 98-mego zwycięstwa w Motocyklowych Mistrzostwach Świata. „Musieliśmy razem ciężko pracować nad rozwiązaniem naszych kłopotów i wreszcie dokonaliśmy sporych zmian, bym lepiej czuł się na maszynie w zakrętach. Wszystko pracowało świetnie, więc ogromne dzięki dla Jeremmy’ego [Burgessa] i moich chłopaków! Zmiany te od rana spisywały się bardzo dobrze, a po rozgrzewce poprawiliśmy jeszcze kilka ustawień, dzięki czemu jeszcze lepiej czułem się na mojej M1-ce i Bridgestone’ach,” kontynuował „The Doctor”, który dzięki zwycięstwu, jest liderem klasyfikacji generalnej z dorobkiem 65-ciu punktów. 30’latek z Urbino jeszcze w sobotę wyraźnie dawał do zrozumienia, że nie ma szans na zwycięstwo.
„Wyścig był bardzo długi i ciężki. Na początku utknąłem nieco za Lorenzo, a później stoczyłem niezłą walkę ze Stonerem. Potem nie byłem tak szybki i nie mogłem zmniejszyć dystansu do Pedrosy, który jechał piekielnie szybko. W końcu jednak znów zacząłem spisywać się lepiej, dogoniłem go i wyprzedziłem. Wspaniale jest znów wygrać, szczególnie w Jerez, bowiem kocham to miejsce!” mówił dalej Rossi, który po wyprzedzeniu zawodnika Ducati Marlboro Team nie mógł zmniejszyć, wahającej się w granicach półtorej sekundy, straty do Dani’ego. Jak sam jednak powiedział, z czasem udało mu się tego dokonać. O ile Włoch i Hiszpan jechali niemalże identycznym tempem w dwóch pierwszych sektorach, o tyle w T3 Rossi sporo odrabiał, by w T4 znów nieco stracić do Pedrosy.
Nie sposób nie wspomnieć o małym żarcie, jaki wykonał Włoch już po przejechaniu linii start-meta. Dokładnie dziesięć lat temu, po zwycięstwie w wyścigu klasy 250cc właśnie w Jerez, Rossi po finiszu… wszedł do toalety Toi-Toi. „Minęło dokładnie dziesięć lat od tego „numeru” i pomyślałem, że jeśli wygram, to fajnie byłoby zrobić coś takiego znowu — bardzo to lubię! Mam nadzieję, że dokonane tu zmiany pomogą nam przez resztę sezonu. Jeszcze raz bardzo wszystkim dziękuję!” zakończył obrońca tytułu mistrzowskiego.
Po kwalifikacjach i sesji warm-up Jorge Lorenzo można było „w ciemno” typować na faworyta wyścigu. Hiszpan, po nieciekawym starcie z Pole Position i spadku na trzecie miejsce, po wyprzedzeniu przez Rossi’ego zaczął „odstawać” od stawki. Szanse na to, że #99 wygra przed własną publicznością, albo chociażby stanie na podium, malały z każdym okrążeniem.
Po zmaganiach „Por Fuera” stwierdził, że z powodu wysokiej temperatury na torze Jerez, jego Yamaha M1 po prostu nie spisywała się tak, jakby tego oczekiwał. Niemniej jednak w późniejszej fazie dystansu 22’letni już zawodnik z Majorki „przebudził” się i zaczął gonić Stonera. Na cztery kółka do końca strata Jorge do Australijczyka wynosiła zaledwie sekundę i wciąż się zmniejszała, kiedy to w zakręcie imienia Angela Nieto ten pierwszy upadł i pogrzebał swe szanse na dobry wynik w andaluzyjskim żwirze.
„Jestem bardzo rozczarowany, bowiem cały weekend byłem szybki, a dodatkowo stałem na Pole Position. Niestety temperatura sprawiła, że motocykl nie spisywał się tak, jak chciałem. Póki co, nie wiemy, co było tego przyczyną. To bardziej rozczarowujące niż sam wypadek,” mówił wyraźnie niezadowolony #99, który do swej ojczyzny przyjechał jako lider klasyfikacji generalnej, a wyjechał z niej plasując się na trzeciej pozycji w „generalce” ze stratą 24-ech punktów do prowadzącego Rossi’ego.
Zwycięzca wyścigu z Motegi, dziś obchodzi swoje 22-gie urodziny. Z pewnością liczył na lepszy prezent. „Czwarte miejsce nie byłoby tak złe, jednak przed własną publicznością pojawia się dodatkowa adrenalina, a ty naprawdę jedziesz na maksimum. Widziałem, że podium jest w zasięgu, ale być może trzeba było próbować wywalczyć je nieco delikatniej, nie napierać tak w tamtej chwili, jednak ja zawsze chcę zdobyć jak najwięcej. Wtedy popełniłem błąd i zaprzepaściłem całą wykonaną pracę,” kontynuował Jorge, który znany jest z tego, iż nigdy nie odpuszcza. Kto wie, być może, gdyby Lorenzo upadł nieco inaczej, byłby w stanie kontynuować jazdę i zakończyć wyścig na przyzwoitym miejscu. W chwili wywrotki miał bowiem 20 sekund przewagi nad piątym wówczas Randym de Punietem, jednak w M1-ce z numerem #99 odpadł prawy podnóżek, bez którego jazda nie była możliwa. Warto dodać, że zanim jednak „Por Fuera” wrócił do boksu, zajechał nieco drogę kilku zawodnikom.
„Musimy o tym zapomnieć i przygotować się na Le Mans, na które zawitamy już niedługo. Jeszcze raz przepraszam wszystkich kibiców, którzy przyszli tu, żeby mnie dopingować, zespół, rodzinę i w ogóle wszystkich!” zakończył dwukrotny Mistrz Świata klasy 250cc.
Kolejne Grand Prix już w przyszły weekend na słynnym torze Le Mans. Warto przypomnieć, że to właśnie we Francji ekipa Fiat Yamahy zaliczyła rok temu dublet, a Colin Edwards (także zawodnik jeżdżący na M1-ce) dopełnił podium.