Zmagania w sezonie 2006 dobiegły końca. Zespoły udały się na zasłużony wypoczynek, a my natomaist począwszy od tego piątku przedstawiamy artykuły podsumowuZmagania w sezonie 2006 dobiegły końca. Zespoły udały się na zasłużony wypoczynek, a my natomaist począwszy od tego piątku przedstawiamy artykuły podsumowujące występy poszczególnych teamów w sezonie 2006 w królewskiej klasie.
TEAM ROBERTS
Do bardzo udanych na pewno sezon 2006 zaliczy zespół Robertsa seniora. Po wielu latach nieurodzaju, nareszcie rodzina Robertsów znów zaczęła liczyć się w walce o czołowe pozycje.
Dotychczasowe marne wyniki stajni Robertsa jak i przeciętne występy juniora w barwach Suzuki nie pozwalały na zbytni optymizm. Po ubiegłorocznym sezonie Kenny musiał pożegnać się z Suzuki i dopiero w zespole swojego ojca znalazł zatrudnienie. Szczerze mówiąc chyba niewiele osób wierzyło w to, że sytuacja obu Robertsów się poprawi.
Początek sezonu przyniósł wyniki zbliżone do dotychczasowych i młodszy z Robertsów nie miał zbyt wielu powodów do świętowania. Trochę inaczej na te wyniki mógł spojrzeć ojciec, nareszcie jego jeździec zaczął regularnie punktować.
Warto w tym miejscu wspomnieć, że w tym roku w maszynie Teamu Robertsa zaszły znaczne zmiany. Motocykl otrzymał silnik z osławionej już Hondy RC211V. Całość obuto w gumy „Michałki” i tak przygotowany motocykl stał się świetną bazą do stworzenia maszyny, która mogłaby konkurować z pozostałymi stajniami. Jednak, jak już wspomniałem na wstępie, początkowe wyścigi nie przyniosły zamierzonego efektu. Powodem okazała się prawdopodobnie mała wada konstrukcyjna, związana z zamontowaniem silnika w ramie. Japońskie serce przesunięto o kilka milimetrów i… efekt przerósł najśmielsze oczekiwania.
Począwszy od wyścigu w Katalonii można mówić o powrocie rodziny Robertsów do wielkiego ścigania. Na hiszpańskim torze Kenny nareszcie wskoczył na podium. W kolejnych dwóch wyścigach niewiele brakowało, by młodszy z Robertsów powtórzył sukces z Hiszpanii. Ostatecznie piąta lokata to również znakomity wynik.
Na kolejne dobre wyniki tego zespołu nie musieliśmy długo czekać. W swojej ojczyźnie, na torze w Laguna Seca, Kenny uplasował się tuż za podium. Ten sam wynik Amerykanin powtórzył w następnym Grand Prix, na torze w Brnie.
Występy w Azji i Australii to niestety pogorszenie się wyników omawianej stajni. Widocznie cotygodniowy cykl Grand Prix nie wpłynął dobrze na formę Amerykanina. Na szczęście po zakończeniu azjatycko-australijskiego maratonu były mistrz świata w klasie 500 mógł zregenerować siły.
Podczas kolejnego, już przedostatniego wyścigu sezonu na portugalskim torze, mogliśmy ponownie podziwiać Kennye’go w walce o czołowe lokaty. Amerykanin walczył z Rossim i Eliasem jak równy z równym i niewiele zabrakło do tego byśmy oglądali go na najwyższym stopniu podium. Ostatecznie jednak Roberts Jr przyjechał tuż za tą dwójką.
Podczas ostatniego wyścigu niestety nie było już tak kolorowo i Kenny musiał zadowolić się ośmioma punktami.
Podsmowując cały sezon 2006 w stajni Robertsów można wyodrębnić w nim dwa okresy. Pierwsze 6 wyścigów to zmaganie się z problemami sprzętowymi, szukanie najlepszych ustawień i wjeżdżanie się w maszynę młodszego Robertsa. Natomiast począwszy od Grand Prix Katalonii mogliśmy oglądać powrót Robertsów do wielkiego ścigania. Roberts senior pokazał, że nie trzeba być wielkim, fabrycznym zespołem aby móc konkurować właśnie z najlepszymi. Miejmy nadzieję, że w przyszłym sezonie Robertsowie również powalczą o ścisłą czołówkę.
ILMOR
W dwóch ostatnich wyścigach sezonu 2006 mogliśmy podziwiać na torze maszynę nowego zespołu. Mowa tu o Ilmorze. Oczywiście o wielkich sukcesach w początkowych startach nie było mowy. Ilmor X3, bo tak nazywa się ta maszyna, to sprzęt przygotowywany na przyszły sezon. W odróżnieniu od tegorocznych motocykli startujących w królewskiej klasie, X3 ma silnik o pojemności 800 centymetrów sześciennych i dopiero w przyszłym sezonie ten motocykl ma być konkurencją dla pozostałych maszyn w stawce.
Debiut tego zespołu można uznać za udany. Dosiadający tej maszyny, Australijczyk Gary McCoy dwukrotnie zapunktował, co pozwoliło zaistnieć Ilmorowi w tablicach punktowych jeszcze tegorocznego sezonu.
Warto jeszcze wspomnieć, że za całym projektem stoi nie kto inny jak sam Mario Illien (Ilmor), znany szwajcarski mechanik, którego silniki pozwoliły zdobyć McLarenowi dwa tytuły mistrzowskie w F1.
Miejmy nadzieję, że w przyszłym sezonie zawodnicy startujący na maszynach Ilmora będą w stanie nawiązać walkę z maszynami czołowych stajni.