Musieliśmy czekać ponad cztery miesiące na rozpoczęcie zmagań królewskiej klasy. Jednak kiedy seria ostatecznie wystartowała to nie przestaje dostarczać emocji, sypać niespodziankami i wprawiać w osłupienie historiami, jakie dzieją się na torze. Jesteśmy już na półmetku rywalizacji, więc jest to dobry moment aby zebrać wszystkie wydarzenia w całość i podsumować je.
Kontuzja Marqueza
Od tego trzeba zacząć. Marc Marquez, zdecydowany kandydat do siódmej korony w królewskiej klasie, nie obroni w tym roku tytułu. Wszystko za sprawą wywrotki z pierwszego wyścigu sezonu, kiedy uślizgnął mu się tył i zaliczył groźny wypadek. Co gorsza, został po chwili uderzony przez swoją maszynę, co doprowadziło do złamania kości ramieniowej. Hiszpan poddał się operacji dwa dni po zawodach i spróbował nawet szaleńczego powrotu w następnej rundzie w Andaluzji, ale musiał się wycofać z powodu obrzęku. Mało tego, wysiłek włożony w powrót oraz zbyt intensywna rehabilitacja spowodowały pęknięcie tytanowej płytki i #93 musiał przejść kolejny zabieg. Kilka tygodni później, świat obiegła informacja, że Marquez wróci do rywalizacji najpóźniej w końcówce października.
To oczywiście oznacza koniec marzeń o tytule mistrzowskim. Dla Hiszpana musi być to podwójnie bolesne, jeśli spojrzeć jak nieregularni są jego koledzy z toru. Także samo tempo w Jerez sugerowało, że Marc będzie niesamowicie trudny do pokonania w tym roku. Co prawda nie zdobył pole position, ale szybko uporał się z liderującym Vinalesem i zaczął odjeżdżać. Wtedy zaliczył uślizg przodu, co zostało w magiczny sposób wyratowane przez Marqueza, choć jednocześnie spadł pod koniec stawki. Hiszpan następnie narzucił kosmiczne tempo, gonił stawkę za wszelką cenę, jadąc blisko sekundę na okrążenie szybciej od reszty. Wyprzedzał rywala za rywalem i siedział tuż za drugim Vinalesem, kiedy doszło do feralnej wywrotki.
Na Hiszpana i jego obóz spadło sporo krytyki za różne rzeczy. Na pewno słusznie potępiono wypowiedź Alberto Puiga, że tytuł bez Marqueza będzie mniej wartościowy. Natomiast różnie można spojrzeć na szybki powrót – heroiczne comebacki to nic nowego w MotoGP, ale trzeba pamiętać, że to też wielkie ryzyko, które tutaj obróciło się przeciwko zawodnikowi. Inni również mogli mieć mniej szczęścia i przypłacić za to zdrowiem. Nie musieli nawet popełnić błędu, wystarczył błąd rywala i konsekwencje mogły być mało ciekawe dla niedoleczonego zawodnika.
„Gdy kota nie ma, myszy harcują” – nowi zwycięzcy
Pod nieobecność Marqueza, rywalizacja stała się bardziej otwarta. Czterech zawodników wygrało swoje pierwsze wyścigi w klasie królewskiej. Pierwszym z nich był zeszłoroczny sensacyjny debiutant Fabio Quartararo, który już kilka raz był blisko wygranej rok temu. Niewiele zabrakło zwłaszcza w Misano oraz Buriram, aż Francuz wreszcie dopiął swojego na otwarcie sezonu w Jerez, dominując rywalizację. To właśnie na tym obiekcie pierwszy raz pokazał się szerszej publiczności, zostając najmłodszym zwycięzcą pole position w 2019, a następnie jechał po drugie miejsce do momentu awarii motocykla. Tym razem obyło się bez pecha, a tydzień później w Andaluzji również okazał się poza zasięgiem rywali.
O ile wygrana Quartararo była do przewidzenia, tak mało kto spodziewał się triumfu KTM-ów. Austriacka marka imponowała tempem cały czas i tempo RC16 umożliwiło pierwszoroczniakowi Bradowi Binderowi wygraną w Brnie. Była to wielka sensacja. Owszem, zawodnik z RPA jest świetnym zawodnikiem i materiałem na przyszłego mistrza MotoGP, ale mało kto spodziewał się takiego obrotu wydarzeń z uwagi na doświadczenie Brada jak i formę KTM-a przed rokiem. Następnym pierwszym zwycięzcą został Miguel Oliveira. Portugalczyk jeździ dużo płynniej i mniej ryzykownie od Bindera, co okazało się strzałem w dziesiątkę w GP Styrii. Pokazało też, że na KTM-ie można wygrywać w różny sposób. Kiedy Miller zaatakował Pola Espargaro w ostatnim zakręcie i wyjechał szeroko, Oliveira wykorzystał to i dał Tech 3 pierwszą wygraną od czasu debiutu w królewskiej klasie w 2001 roku.
Czwórkę nowych triumfatorów zamyka Franco Morbidelli, który nie dał rywalom złudzeń na Misano. M1-ka była najszybszą konstrukcją w San Marino, co wychowanek akademii VR46 skwapliwie wykorzystał. Podobnie jak w przypadku Oliveiry, ich zwycięstwa uświetnił fakt, że obydwaj zaliczyli wcześniej sporo pecha.
Dovizioso lideruje, ale nie zachwyca
Andrea Dovizioso prowadzi w tabeli, ale na torze wygląda zupełnie nieprzekonująco, chwilami wręcz słabo. Oczywiście odniósł pewną wygraną w Austrii, a także zdobył cenne podium w Hiszpanii, gdzie nigdy wcześniej nie finiszował w top 3. Jednak pozostałe pięć występów było mniej lub bardziej, ale poniżej oczekiwań. Co jest tego przyczyną? Główną odpowiedzią są opony. Nowy tył Michelina sprawia najwięcej problemów Ducati. O ile płynnie jeżdżący Pecco Bagnaia radzi sobie, tak styl stop&go Dovizioso zupełnie nie współgra z oponami. Są przebłyski, jak we wspomnianych wyżej wyścigach, ale Andrea wciąż poszukuje odpowiednich ustawień i poprawek w swojej jeździe. W obliczu tych problemów, aż nie chce się wierzyć, że Dovi lideruje w mistrzostwach.
Sporo też się działo poza torem. Trzy tygodnie przed startem sezonu złamał obojczyk podczas zawodów motocrossowych, ale nie wydaje się, aby wpłynęło to na jego formę. Następnie zawodnik zdecydował się na opuszczenie Ducati po zakończeniu roku. Złożyło się na to wiele czynników. Atmosfera w garażu była coraz gorsza, zespół (w tym Gigi Dall’Igna) uważają, że Włoch jeździ często zbyt zachowawczo i dlatego nie jest w stanie wygrać z Marquezem. Z kolei sam zawodnik bardzo ceni swoje umiejętności. Kwestie finansowe prawdopodobnie przelały czarę goryczy. Obydwie strony na tym stracą – Bagnaia jest bardzo szybki, ale nie ma doświadczenia w rozwijaniu motocykla. Z kolei #04 musi liczyć się z końcem kariery, jeśli nie zajdzie fotela na 2021. Powroty po rocznej przerwie to rzadka historia.
Chwiejna forma Quartararo i Vinalesa
Fabio Quartararo i Maverick Vinales to najszybsi zawodnicy w obecnej stawce, zwłaszcza na jednym okrążeniu. Są nie do pobicia, jeśli wszystko idzie po ich myśli. Kiedy jednak zaczynają się problemy to potrafią się zgubić. Choć mowa o tym podobnej rzeczy to celowo rozróżnię zawodników z uwagi na ich długość kariery.
Vinales regularnie zawodzi od 2018 roku, jedynie okazjonalnie prezentując swój potencjał. W tym roku nie inaczej. Nawet drugie miejsca w Jerez wzbudzały mieszane odczucia z uwagi na stratę do Quartararo. Potem było znacznie gorzej, a wręcz dramatycznie w Austrii. Maverick najpierw cudem uniknął lecących motocykli, a tydzień potem musiał katapultować się z M1-ki z powodu awarii hamulców. Dopiero druga runda w Misano przyniosła zwycięstwo i przerwanie złej passy.
Quartararo ma niesamowity potencjał, ale za każdym razem kiedy przychodzą duże wyniki to zawodnik zdaje się być sparaliżowany osiągnięciami i potrzebuje czasu na oddech. Tak było już po sukcesach w CEV Moto 3, a trend powtarza się w MotoGP. Po dominacji w Jerez przyszły błędy w Austrii oraz obydwu rundach na Misano. Jedne kosztowały go mniej, inne więcej, ale widać problemy z jazdą pod presją walki o tytuł. Talent olbrzymi i wciąż bardzo młody wiek, także jeśli mu się wrócić do formy z początku to ma ogromne szanse na końcowy triumf.
Mir i KTM czarnymi końmi
Suzuki GSX-RR świetnie prezentowało się podczas zimowych testów i wielu obserwatorów wróżyło im walkę o tytuły mistrzowskie. Z kolei Joan Mir był typowany na czarnego konia tegorocznych zmagań. Jednak początek sezonu nie przyniósł ekipie z Hamamatsu wiele radości, gdyż nie zdobyli ani jednego podia w pierwszych trzech wyścigach, a w dodatku Alex Rins odniósł kontuzję barku. Także Mir wyglądał niemrawo, ale przeszedł istną metamorfozę na Red Bull Ringu. Hiszpan jest znany z dobrego hamowania i wykorzystał ten atut w Austrii. Był drugi w pierwszym wyścigu i jechał po pewne zwycięstwo tydzień później do czasu pechowej czerwonej flagi. W Misano pokazał, że to nie były wybryki, dwukrotnie stanął na podium i popisywał się pewnymi manewrami wyprzedzania w końcówce – jego ofiarą padali kolejno Rins, Rossi, Quartararo i Pol Espargaro. Dzięki temu młody zawodnik jest w ścisłej czołówce tabeli, a byłoby jeszcze lepiej gdyby nie wspominane przerwanie wyścigu w Styrii oraz Iker Lecuona eliminujący go w Brnie.
O ile rewelacyjna forma Mira/Suzuki była do przewidzenia, tak dyspozycja KTM-a jest sporą niespodzianką. Austriacy błysnęli już na otwarcie sezonu, kiedy Pol Espargaro walczył o podium. Był to pierwszy przypadek kiedy RC16 miało takie tempo w suchych warunkach. Tymczasem KTM dopiero się rozkręcał i dorzucił dwa zwycięstwa (Binder w Czechach, Oliveira w Styrii), a Pol Espargaro dał im pierwsze pole position (Styria) oraz zdobywał parę podiów. Za wyskok KTM-a odpowiada wiele rzeczy, na czele z Danim Pedrosą, który wykonał świetną pracę jako tester i tegoroczna konstrukcja jest znacznie odmieniona od zeszłorocznej. Pomógł też nowy tył Michelina, z którym RC16 dobrze współdziała, zwłaszcza przy twardej mieszance z przodu. Nie bez znaczenia były koncesje i możliwość testowania z etatowcami przed startem sezonu, kiedy reszta czołówki nie mogła tego zrobić. Także upalne temperatury i związana z tym niska przyczepność były wodą na młyn dla KTM-a.
Inne historie
Działo się tyle, że trudno opisać wszystkie historie bez nadmiernego rozwijania artykułu. Dlatego napiszę jedynie skrótowo inne ciekawe rzeczy, które warto zapamiętać.
- Pecco Bagnaia doskonale odnajduje się na nowym tyle Michelina. Jechał po podium w Andaluzji, ale zabrała mu je awaria, a następnie pauzował z powodu kontuzji. Wrócił w Misano i robił furorę, zajmując drugie miejsce po serii wyprzedzeń w 1. wyścigu i prowadząc w drugim. Niestety wywrócił się, ale na pewno będzie miał szansę na rehabilitację.
- Takaaki Nakagami dokonał dużych postępów w tym roku. Japończyk, jeżdżący na zeszłorocznej Hondzie, finiszował tuż za podium w Andaluzji i jechał po drugie miejsce w Styrii do czasu czerwonej flagi. Większe wsparcie HRC po kontuzji Marqueza na pewno pomaga, a Taka pokazuje, że RC213V jest w stanie rywalizować z innymi maszynami.
- Johann Zarco zaliczył weekend marzeń w Czechach, dając zespołowi Avintii pierwsze pole position i podium. Jednak tydzień później znalazł się na cenzurowanym po dramatycznej kolizji z Morbidellim, którą cudem ominęli Vinales z Rossim. Ostatecznie skończyło się na kontrowersyjnej i bardzo surowej karze startu z pit-lane do GP Styrii.
- Valentino Rossi zalicza przeciętny sezon. Zaczęło się fatalnie, od kiepskiego tempa w Hiszpanii, ale już tydzień potem wrócił na podium w Andaluzji, pierwszy raz od 15 miesięcy. Jeszcze trzy razy finiszował w top 5, tracąc „pudło” w San Marino na ostatnim okrażeniu na rzecz Mira. Niestety Włochowi brakuje trochę tempa, a dodatkowo upadł w Misano 2.
Dovizioso, Quartararo, Vinalesa i Mira dzielą zaledwie cztery punkty w generalce, co zapowiada emocjonującą walkę o tytuł. Co więcej, za ową czwórką jest duża grupa pościgowa, która nie powiedziała ostatniego słowa. Pierwsza połowa sezonu dała nam ogromne emocje, ale wiele wskazuje na to, że druga połówka będzie jeszcze ciekawsza. I oby tak się stało!
Z tego co wiem to dostał na testach nowe elementy, ale inżynierowie prosili, żeby nie mówić co to jest. W każdym raize był z nich zadowolony, więc problem raczej leży w jego adaptacji do nowej opony, która wymaga od niego jazdy w dokładnie przeciwny sposó niż jeździł dotychczas.
Mega świetny artykuł.
Dobrze wyważone słowa.
A mój Vale no cóż jeszcze nie wybiera się na emeryturę.
Może akurat w Petronasie mu się lepiej poszczęści.
Kibicuje mu nadal.
Najstarszy a daje radę.
Dobrze napisane k3. Ale utarł by dupsko fabryce tym tytułem. ?.po cichu liczę na Doviego.
Zapamietamy rozczarowujaca postawe „liderow”. Po Vinalesie niczego wielkiego sie nie spodziewalem, bo gosc ma slaba glowe ale Dovi i Quarta powinni duzo wiecej pokazac i jeden z nich powinien zostac mistrzem w przekonywujacy sposob a na razie wyglada na to, ze zaden z nich mistrzem byc nie chce.
A ja trzymam kciuki za Suzuki. Mir pokazuje dużą dojrzałość w jeździe.
Lepsze kwalifikacje Mira i napeno coś wygra.
Kwalifikacje to jedno ale większym problemem jest tempo w pierwszej fazie wyścigu gdzie na zużytych oponach Suzuki jedzie lepiej niż na nowych.