Valentino Rossi został dopuszczony przez lekarzy do zbliżającej się domowej rundy na torze Mugello. Włoch zdradził jak doszło do upadku. Był to ewidentny błąd popełniony na torze motocrossowym: #46 źle wykonał skok, po którym zaliczył upadek. Miał wiele szczęścia, że wyszedł z tego bez złamań. Warto przypomnieć sobie fatalny w skutkach wypadek innej gwiazdy motorsportu – Tomasza Golloba, który w pozornie błahej sytuacji doznał groźnej kontuzji kręgosłupa i walczy o powrót do normalnego życia.
„Byłem w klubie motocrossowym Cavallara, to jeden z moich ulubionych torów, bywałem tam już wiele razy. Niestety, podczas jednego ze skoków, wylądowałem o metr poza trasą. Było miękko, nie byłem na to przygotowany. Gdy wylądowałem, motocykl zatrzymał się. Kierownica wbiła mi się w klatkę piersiową, mocno uderzyłem też w ziemię.” – powiedział Valentino Rossi, który miał dziś swoją własną minikonferencję prasową. Nie pojawił się na tradycyjnym spotkaniu z mediami, by oszczędzać czas i siły.
„Czuję, że mam szczęście, ponieważ szczerze mówiąc, nie jest trudno w takim upadku połamać się i opuścić ze dwa wyścigi. Dwa, które są najważniejsze przed resztą sezonu. Więc dla mnie to wielka rzecz, że mogę tu być.” – dodał Włoch.
„Jedną noc spędziłem w szpitalu, ponieważ miałem trudności z oddychaniem. Kiedy wróciłem do domu, przez dwa czy trzy dni byłem bardzo obolały. Nie sądziłem, że wezmę udział w wyścigu. Ale dwa dni temu sytuacja poprawiła się. Wreszcie mogłem oddychać w lepszy sposób.” – kontynuował.
„Aby jeździł dobrze motocyklem, ważne są dwie rzeczy: moja pozycja na siodełku – w Mugello bardzo istotne są zmiany kierunku jazdy, a także kiedy naciskasz, potrzebujesz brać głębsze oddechy. A wtedy czuję ból. Muszę zwracać na to uwagę.” – zakończył Valentino Rossi.
Źródło: motorsport.com
Przy piurkowej wadze Valentino takie wbicie się kierownicy i full stop mogło się skończyć o wiele gorzej.