Po organizatorach cyklu MotoGP, także i włodarze rządzący Formułą 1 opublikowali wstępną wersję kalendarza. W sześć weekendów fani sportów motorowych będą mieli szansę oglądać wyścigi obu tych wiodących serii motocyklowych i samochodowych. Wszystko wskazuje na to, że żadne wyścigi nie nałożą się na siebie.
Bardzo wielu kibiców motorsportów śledzi to, co dzieje się zarówno na torach MotoGP, jak i Formuły 1. Nic więc dziwnego, że organizatorzy starają się nie walczyć o tę samą widownię, a raczej dopasowują do siebie „swoje” kalendarze.
Sezon MotoGP i F1 rozpocznie się dokładnie w tym samym czasie – podczas gdy kierowcy Formuły 1 walczyć będą (o poranku polskiego czasu) w Melbourne, motocykliści przygotowywać się będą do nocnego wyścigu w Katarze. Dwa tygodnie później znów podwójna runda – GP Argentyny (MotoGP) i GP Chin (F1). Potem czekają nas po cztery wyścigi na przemian, aż do 11. czerwca, gdy MotoGP zawita do Katalonii, a F1 wyjedzie do Kanady (wieczór polskiego czasu).
Następnie kierowcy MotoGP będą walczyli cztery, a F1 – pięć razy, bez wspólnego weekendu. 27 sierpnia nastąpi jedyny potencjalny „zgrzyt” – GP Wielkiej Brytanii (MotoGP) oraz GP Belgii (F1). To dwie europejskie rundy. Można jednak niemal z pewnością stwierdzić, że włodarze MotoGP ponownie tak ustawią start wyścigu, aby nie kolidował on z cieszącą się ogromną popularnością rundą F1 na pięknym torze Spa-Francorchamps.
Dwa ostatnie wspólne weekendy to październikowe GP Australii (MotoGP) i GP USA (F1), rozgrywane jednak w zupełnie innych porach dnia. Koniec sezonu MotoGP – GP Walencji – wypada dokładnie podczas przedostatniej rundy Formuły 1 – GP Brazylii. To oczywiście także zupełnie inne pory dnia, a więc można śmiało stwierdzić, że za rok znów będzie możliwe obejrzenie wszystkich wyścigów MotoGP oraz F1.
Ja jednak wolę gdy się wyścigi nie nakładają w ogóle, tzn. nie odbywają tego samego dnia. W ten sposób co weekend jest jakieś wydarzenie, a w ten sposób będzie więcej „wolnych”.