Kolejny sezon klasy Moto3 już za nami. Jak zawsze najmniejsza kategoria zagwarantowała nam ogromne emocje we wszystkich piętnastu wyścigach. Podobnie jak w klasie królewskiej, zobaczyliśmy tu aż dziewięciu różnych zwycięzców, ale w przeciwieństwie do niej walka o tytuł toczyła się do ostatniej rundy. Bez wątpienia działo się dużo, więc zapraszam do przeczytania podsumowania, w którym postaram się przypomnieć najciekawsze momenty tamtej kampanii oraz wyjaśnić co stało za formą lub brakiem formy niektórych zawodników.
Jak wszyscy wiemy, najmniejsza kategoria, podobnie jak pośrednia, rozpoczęła swój sezon w Katarze. Stało się tak dzięki temu, że zespoły z mniejszych klas były już na miejscu w celu odbycia testów przedsezonowych, zanim wprowadzono obowiązkową kwarantannę dla osób przyjeżdżających m.in. z Włoch. Najszybsza trójka z tychże testów to Filip Salac, Ai Ogura oraz Tony Arbolino, ale to legitymujący się trzeci rezultatem Włoch był uznawany za największego faworyta do tytułu mistrzowskiego. Oprócz niego do grona pretendentów można było zaliczyć przesiadającego się z KTM-a na Hondę Jaume Masię oraz mocno doświadczonych w tej klasie Johna McPhee (debiut w 2013), Alberta Arenasa (debiut w 2016) i Tatsuki Suzukiego (debiut w 2015). To właśnie ci najbardziej doświadczeni zawodnicy z początku rozdawali karty.
Grand Prix Kataru
Kwalifikacje na torze Losail wygrał Tatsuki Suzuki, ale w wyścigu górą był Arenas, dla którego jak się później dowiedzieliśmy, kluczowe były zeszłoroczne testy w Aragonii. Udało mu się wtedy znaleźć dobrą bazę, nad którą pracował w trakcie weekendu. Po starcie z pierwszego rzędu dał on KTM-owi pierwsze zwycięstwo na tym torze od czasu 2014 roku, kiedy triumfował Jack Miller. Piekielnie szybki był też John McPhee, ale ostatecznie musiał zadowolić się drugim miejscem, jego strata do zwycięzcy wyniosła zaledwie 0,053 sekundy, więc po raz kolejny walka o pierwsze miejsce toczyła się tu do ostatnich metrów. Jako trzeci linię mety minął Jaume Masia, ale ze względu na przekroczenie limitów toru został on przesunięty jedną pozycję w dół. Najniższy stopień podium przypadł więc Ai Ogurze, który po starcie z drugiego rzędu przez chwilę jechał nawet poza punktami, ale w drugiej części wyścigu zgrabnie przebijał się przez stawkę kończąc go na czwartym miejscu, jedynie 0,3s za zwycięzcą. Jako rozczarowanie można traktować dopiero piętnastą pozycję Tony’ego Arbolino. Włoch przez większą część zawodów był w grupie walczącej o zwycięstwo, ale na ostatnim okrążeniu w jego motocykl uderzył Darryn Binder. Upadek zawodnika z RPA nie był dla Tony’ego największym zmartwieniem, ale on sam stracił wtedy sporo czasu i ukończył tamte zawody dopiero na 14. miejscu. Na domiar złego ze względu na przekroczenie limitów toru, został przesunięty jedną pozycję w dół, więc z Kataru wywiózł tylko jeden punkt.
Grand Prix Hiszpanii
W związku z szalejącą epidemią koronawirusa do ścigania wróciliśmy na torze Jerez, w lipcu, aż po czteromiesięcznej przerwie. Była to pierwsza z pięciu zaplanowanych podwójnych rund na tym samym obiekcie. Warunki znacznie różniły się od tych, które panowały tu w maju, czyli wtedy kiedy zazwyczaj startują zawodnicy MMŚ. Jednak tym razem, w środku lata, temperatura asfaltu wynosiła ponad 50 stopni, co było dużym utrudnieniem dla ścigających się tam zawodników. Niespecjalnie jednak zmieniło to układ stawki, przynajmniej w pierwszym wyścigu, do którego z pole position wystartował Tatsuki Suzuki a zwyciężył w nim Albert Arenas, jednak nie przed Johnem McPhee a Ai Ogurą. Szkot miał wtedy sporą szansę by zdobyć drugie podium z rzędu, ponieważ tuż przed wjazdem w ostatni zakręt zajmował on trzecie miejsce, pokusił się on jednak w nim o atak na pierwszą pozycję, ale nie był w stanie utrzymać linii i wyjechał na zewnętrzną, spadając na piąte miejsce. Na domiar złego desperacka próba uratowania kilku punktów skończyła się upadkiem po kontakcie z Arbolino, który z kolei został wypchnięty przez Celestino Viettiego. Z kolei zawodnik ekipy Snipers odbił sobie tym wyścigiem niepowodzenie w Katarze, kończąc go na trzeciej pozycji. Po tej rundzie na pozycji lidera umocnił się Arenas, wiceliderem został Ogura a na trzecie miejsce spadł McPhee.
Grand Prix Andaluzji
Sobotnie kwalifikacje do drugiego wyścigu na torze Jerez wygrał Tatsuki Suzuki, więc idąc dotychczasowym schematem w niedzielę najlepszy powinien być Albert Arenas. Tą zależność zauważył także jego zespół i w formie żartu umieścił ją na jednym z portali społecznościowych w sobotę wieczorem. W niedzielę nie mieli oni jednak powodu do śmiechu, ponieważ Arenas nie ukończył wyścigu przez wywrotkę i mocno poobijał lewą nogę. Szczęśliwie dla niego udało mu się utrzymać pozycję lidera klasyfikacji generalnej i obyło się bez złamań. Jedyny zawodnik, który mógł wykorzystać nieukończony wyścig Arenasa i zostać nowym liderem to Ai Ogura, jednak z toru zabrał go Jaume Masia.
Triumfował inny Japończyk. Powiedzenie do trzech razy sztuka sprawdziło się w przypadku Tatsukiego Suzukiego, zawodnik z Chiby najwyraźniej wziął sobie do serca krytykę Paolo Simoncellego po GP Hiszpanii i tym razem dopiął swego w niedzielnym wyścigu. Podium uzupełnili John McPhee, który tym nie ryzykował ataku w ostatnim zakręcie oraz Celestino Vietti, który zaliczył poważną wpadkę podczas próby otwarcia szampana w stylu Lando Norrisa. Rozbił on butelkę i uszkodził prawą dłoń na tyle, że wymagała ona szycia. Po tym weekendzie liderem wciąż pozostawał Arenas, ale nie miał już bezpiecznej przewagi, bo 6 punktów tracił drugi Suzuki a 10 trzeci McPhee.
Grand Prix Czech
Po tygodniu przerwy powróciliśmy do ścigania na torze w Brnie, gdzie po raz pierwszy w sezonie mieliśmy innego zwycięzcę kwalifikacji niż Tatsuki Suzuki, a został nim Raul Fernandez. Albert Arenas natomiast w dalszym ciągu miał ogromne problemy z nogą i nie był nawet w stanie robić długich przejazdów w treningach, ale pomimo to w niedzielę pojechał świetne zawody. Hiszpan nie starał się prowadzić za wszelką cenę, kluczem dla niego była jazda w czołowej grupie i ta strategia okazała się być świetna. Mimo potężnego zmęczenia, dojechał na metę jako drugi, wyprzedzając Ai Ogurę. Japończyk pokazał, że jego szybkość na dwóch poprzednich obiektach nie była przypadkowa i będzie się on liczył w walce o tytuł. Ze zwycięstwa cieszył się natomiast Dennis Foggia, który odbił sobie pechowe wyścigi w Jerez, gdzie w pierwszym został zabrany z toru a w drugim miał awarię sprzęgła. Mistrz świata juniorów Moto3 z 2017 roku skopiował ustawienia Lorenzo Dalla Porty z poprzednich lat i był nie do powstrzymania na czeskim obiekcie. Objął on prowadzenie na szóstym okrążeniu i nie oddał go aż do mety. W tabeli na pozycji lidera umocnił się Albert Arenas, 18 punktów tracił do niego Ai Ogura, który awansował na drugie miejsce. Trzeci John McPhee tracił 19 oczek. Dotychczasowy wicelider Tatsuki Suzuki nie ukończył tamtego wyścigu i spadł na czwarte miejsce w generalce.
Grand Prix Austrii
Tuż po zakończeniu zawodów o Grand Prix Czech zawodnicy udali się na tor Spielberg, gdzie mieli odbyć drugą w sezonie podwójną rundę. Do GP Austrii, czyli do pierwszej z nich, pole position wywalczył Raul Fernandez. Było to jego drugie z rzędu zwycięstwo w kwalifikacjach, ale młody Hiszpan podobnie jak w Czechach, mimo dobrego tempa w treningach, nie był w stanie odnaleźć się w wyścigu. Zwyciężył w nim Albert Arenas, który doskonale zaplanował strategię ataku na ostatnich okrążeniach. Obieranie doskonałej taktyki na wyścig stało się powoli wizytówką Hiszpana. Atak na Jaume Masię na dwa zakręty przed metą zapewnił mu trzecią wygraną w sezonie. Dla Jaumę były to jednak bardzo dobre zawody, zważywszy na jego formę z ostatnich weekendów. Przecież jeszcze przed sezonem, Hiszpan był stawiany jako jeden z głównych faworytów do tytułu, a nie ukończył dwóch poprzednich rund i tracił do lidera mnóstwo punktów. Podium uzupełnił John McPhee, który dojechał na metę szósty, ale został sklasyfikowany na trzecim miejscu, ponieważ Ai Ogura, Celestino Vietti oraz Darryn Binder otrzymali karę przesunięcia o jedną pozycję w dół za wyjazd poza tor w ostatnim zarkęcie. Były to jedne z bardziej zaciętych zawodów ostatnich lat, piętnastego zawodnika od zwycięzcy dzieliły jedynie 2,6s. Dzięki tej wygranej Albert Arenas po raz kolejny umocnił się na pozycji lidera tabeli, miał on już 28 punktów przewagi nad drugim McPhee i 30 nad trzecim Ogurą.
Grand Prix Styrii
Kolejnym zdobywcą pole position w tym sezonie został Gabriel Rodrigo, który jednak spisywał się znacznie poniżej oczekiwań jeśli chodzi o formę w wyścigu. W ten weekend było nieco lepiej, bo ukończył zawody na czwartej pozycji, walcząc o podium do ostatnich metrów, ale od zawodnika, który jeździ w tej klasie nieprzerwanie od 2015 roku, można by się spodziewać nieco więcej. Drugi wyścig na torze w Spielbergu był o 15 sekund szybszy od tego pierwszego. Przez siedemnaście pierwszy okrążeń prowadził Tony Arbolino, ale na linii mety musiał on uznać wyższość Celestino Viettiego, dla którego było to premierowe zwycięstwo w tej klasie. Tuż za nimi na metę wjechali Ai Ogura, wspomniany Rodrigo oraz lider tabeli Albert Arenas. W klasyfikacji generalnej Ogura awansował na drugie miejsce, był to pierwszy raz w tamtej kampanii kiedy odrobił on punkty do liderującego Hiszpana, tracił ich już tylko 25. Trzeci, mimo tego że wyścigu nie ukończył, pozostał McPhee ze stratą 39 oczek.
Grand Prix San Marino
Po trzech tygodniach ścigania mieliśmy dwa tygodnie przerwy, by następnie rozegrać aż dziewięć wyścigów w jedenaście tygodni. Maraton ten rozpoczynał się na torze Misano, a pierwsza z dwóch rozgrywanych tam rund nosiła nazwę GP San Marino. Kwalifikacje do niej zwyciężył Ai Ogura i było to jego pierwsze pole position w karierze. Japończyk przed sezonem był szybki na testach, ale raczej mało kto stawiał go w gronie faworytów do tytułu. Ten jednak udowodnił, że mimo niewielkiego doświadczenia w tej klasie, jest na tyle szybki i regularny, że jest w stanie walczyć z najlepszymi. Ogura w każdym z dotychczasowych wyścigów był bardzo szybki w jego drugiej części, ale po starcie ciężko mu było utrzymać się w grupie. Mimo startu z pole position nie inaczej było i tym razem, Japończyk po starcie spadał w dół stawki, przez chwilę jechał nawet na 10-tej pozycji. Choć w drugiej części wyścigu po raz kolejny przebił się do czołowej grupy, to do zwycięstwa zabrakło 0,037 sekundy. Triumfował John McPhee, który również musiał piąć się w górę stawki, bo startował dopiero z 17 pola. Jako trzeci linię mety przekroczył natomiast Tatsuki Suzuki, który rok temu odniósł na tym torze swoje pierwsze zwycięstwo w karierze. Wyścigu przez wywrotkę nie ukończył Albert Arenas, co znacznie pogorszyło jego sytuację w mistrzostwach. Z jego 25 punktów przewagi nad drugim Ai Ogurą zostało już tylko 5, a oprócz Japończyka dość mocno zbliżył się do niego także trzeci w tabeli McPhee, który tracił już tylko 13 oczek.
Grand Prix Emilii Romanii i Riwiery Rimini
Drugi weekend na torze Misano zaczęliśmy od kar dla aż 25 zawodników. Byli oni wykluczeni z części danej sesji (więcej na ten temat tutaj), był to nowy sposób penalizowania za powolną jazdę w trakcie treningów czy kwalifikacji. Najbardziej poszkodowany okazał się być Tony Arbolino, który w związku z tym, że musiał zjechać do boksu na ostatnie 15 minut FP3, musiał przebijać się przez Q1. Ostatecznie walkę o pierwsze pole przegrał tylko z Raulem Fernandezem, dla którego było to trzecie pole position w sezonie. Tym razem i w wyścigu nie było najgorzej, ponieważ dojechał on na metę jako szósty i do zwycięzcy stracił jedynie 0,439 sekundy. Jako pierwszy finiszował Romano Fenati, który omal nie zakończył swojej kariery dwa lata temu, właśnie na tym obiekcie, po tym jak chciał zemścić się na Stefano Manzim. Tym razem jednak Włoch pojechał świetny wyścig, zachowując zimną głowę do samego końca. Po wszystkim komentował, że zmiany w ustawieniach pozwoliły mu poprawić czucie przodu i być mocniejszym na wyprzedzaniu względem zeszłego weekendu. Tuż za nim na metę wpadli Celestino Vietti oraz Ai Ogura. Japończyk po raz trzeci z rzędu pokonał w wyścigu Arenasa, który tym razem przyjechał czwarty. W tabeli tracił do Hiszpana już tylko 2 punkty, trzeci pozostawał McPhee ze stratą 21 oczek, który ukończył to Grand Prix na 10 pozycji.
Grand Prix Katalonii
Po dwóch tygodniach w Misano przenieśliśmy się do Barcelony na tor Circuit of the Catalunya, gdzie miał odbyć się jeden wyścig. Była to domowa runda dla wielu hiszpańskich zawodników, ale także dla teamu Honda Team Asia, który ma swoją siedzibę nieopodal tego obiektu. Nie wspominam o tym bez powodu, ponieważ wiele osób spodziewało się, że będący na fali wznoszącej reprezentant tego zespołu, Ai Ogura, na dobrze znanym dla siebie torze, zabierze prowadzenie w mistrzostwach Albertowi Arenasowi. Okazało się jednak, że już od początku zmagań na katalońskim obiekcie, Japończyk był cieniem samego siebie i zakwalifikował się dopiero na 24. pozycji. Jeśli o kwalifikacje chodzi, to zdominował je Tony Arbolino, który aż o 0,618 sekundy pokonał drugiego Raula Fernandeza. W niedzielę musiał on jednak uznać wyższość Darryna Bindera. Młodszy brat Brada Bindera został siódmym kolejnym zwycięzcą wyścigu w tym sezonie. Ciekawostką jest fakt, że dokonał on tego na torze, gdzie zdobywał swoje pierwsze punkty w tej klasie. Warto wspomnieć, że Darryn wielokrotnie w tej kampanii, miał tempo na walce w czołówce i zdarzyło mu się nawet jechać na prowadzeniu, ale jego problemem była gorąca głowa. Często przytrafiały mu się wywrotki, niejednokrotnie po desperackim ataku na innego zawodnika. Choć mógł być on poobijany po upadkach w pierwszym i drugim wyścigu w Misano, to w końcu dopiął swego, a pomóc miała mu w tym solidna jak na niego, dziewiąta pozycja na polach startowych. Podium uzupełnił Dennis Foggia. Nie sposób jednak nie wspomnieć o wydarzeniach z szóstego okrążenia, kiedy to John McPhee przesadził z atakiem na Alberta Arenasa w zakręcie #4, w rezultacie zabierając go z toru. Była to wręcz wymarzona sytuacja dla Ai Ogury, który mimo iż nie miał tempa w ten weekend, dzięki dojechaniu na dwunastej pozycji, został nowym liderem generalki. Dokonał on tego, na co zapewne liczył przed tą rundą, choć styl pozostawiał po sobie wiele do życzenia, Japończyk nie mógł bowiem odnaleźć się w panujących w tamten weekend chłodniejszych warunkach. Wszak do czasu tego GP, jego najgorsza pozycja na mecie w tamtym sezonie to czwarte miejsce w Austrii (nie licząc DNF-u w GP Andaluzji za sprawą Masii). Wykorzystał więc on błąd Arenasa, ale jego przewaga nad nim wynosiła zaledwie dwa punkty. Trzeci mimo nieukończenia zawodów pozostał McPhee i tracił on 24 oczka do Ogury.
Grand Prix Francji
Z Katalonii przenieśliśmy się do Francji na tor Le Mans, na którym w 2018 roku swoje pierwsze zwycięstwo w tej klasie odniósł Albert Arenas. Zawodnikom po raz kolejny nie pomagały warunki, ponieważ podobnie jak w Katalonii, cały weekend temperatura asfaltu oscylowała w granicach 20 stopni, ale tu na domiar złego, pierwsze dwa treningi były deszczowe i wielu z nich zaliczyło groźne upadki. Całe szczęście obyło się bez kontuzji. Kolejnym zwycięzcą kwalifikacji został Jaume Masia, ale już po raz dziewiąty w tym sezonie zdobywca pole position nie triumfował w wyścigu. W niedzielę najlepszy okazał się być Celestino Vietti, który zaliczył w tamten weekend aż trzy wywrotki, ale zmiany wprowadzone w rozgrzewce i zastosowanie przez niego twardej tylnej opony było kluczem do sukcesu. Drugi był Tony Arbolino, a trzeci Albert Arenas. Dopiero na dziewiątej pozycji linię mety przekroczył Ai Ogura, który po raz kolejny nie miał tempa na walkę z czołówką. Oznaczało to, że w fotelu lidera ponownie zasiadł Arenas a jego przewaga nad Japończykiem wynosiła sześć punktów. Na trzecie miejsce awansował Vietti, i tracił on szesnaście oczek do Arenasa. Dotychczasowy II wicelider nie ukończył wyścigu po niefortunnym upadku i spadł na piąte miejsce. John McPhee, bo o nim mowa, nie miał jak ominąć motocykla upadającego Jeremy Alcoby i w rezultacie po raz drugi z rzędu nie zdobył żadnych punktów.
Grand Prix Aragonii
Z Le Mans przenieśliśmy się na tor Motorland Aragon, gdzie odbyły się wyścigi o Grand Prix Aragoni i Grand Prix Teruel. Co ciekawe, w tym pierwszym nie wziął udziału Tony Arbolino, ponieważ podczas podróży samolotem siedział obok zakażonej osoby i zgodnie z włoskimi przepisami musiał poddać się kwarantannie. W kwalifikacjach już po raz czwarty w sezonie triumfował Raul Fernandez, ale tym razem w przeciwieństwie do poprzednich trzech rund kiedy startował z pierwszego pola, walczył o zwycięstwo w wyścigu od początku do końca. Tu wszystko rozstrzygnęło się na ostatnim okrążeniu i wyjściu na prostą start-meta, na którym najgorzej spisał się Albert Arenas i finiszował na siódmym miejscu, jako ostatni z tej grupy. Najlepiej rozegrał to Jaume Masia, który wyprzedził Raula Fernandeza na tylnej prostej i zyskał wystarczająco dużo przewagi, by samemu nie zostać połkniętym przez innych zawodników, wychodzących z jego tunelu aerodynamicznego. W ten sposób próbował atakować go Darryn Binder, ale ostatecznie musiał zadowolić się on drugim miejscem. Jako trzeci linie mety przekroczył Raul Fernandez, któremu w końcówce zabrakło zarówno doświadczenia w takich sytuacjach, jak i kilku dodatkowych koni mechanicznych w jego motocyklu. Hiszpan nie krył jednak zadowolenia z pierwszego podium w karierze. Jeśli chodzi o sytuacje w mistrzostwach, to Albert Arenas nie miał zbyt wielkich powodów do zmartwień, ponieważ jedynym zawodnikiem z top 5, który finiszował przed nim był John McPhee, Szkot odrobił jednak zaledwie 1 punkt. Drugi w tabeli Ogura przyjechał dopiero na czternastej pozycji i powiększył swoją stratę do 13 punktów. Trzeci pozostał Celestino Vietti, który w tym wyścigu był dziewiąty, powiększył więc swoją stratę do lidera do 18 oczek.
Grand Prix Teruel
W drugim tygodniu zmagań na torze Aragon kwalifikacje ponownie wygrał Raul Fernandez i po udanym GP Aragonii, liczył tu w niedzielę na zwycięstwo. Tym razem jednak nie miał tempa i przyjechał dopiero dwunasty, choć z niewielką stratą, bo niespełna 2,5 sekundy do zwycięzcy. Był to jeden z bardziej zaciętych wyścigów w historii, bo punktującą piętnastkę rozdzieliło zaledwie 2,7 sekundy. Najlepszy ponownie okazał się Jaume Masia, który w niemalże identyczny sposób zapewnił sobie zwycięstwo, po ataku na prowadzącego Arenasa na tylnej prostej. Lidera tabeli wyprzedziło tam jeszcze dwóch Japończyków, Ayumu Sasaki i Kaito Toba, którzy w takiej kolejności uzupełnili podium. Arenas ukończył wyścig na czwartej pozycji i pozostał na pierwszym miejscu w klasyfikacji generalnej z dorobkiem 157 oczek. Drugi pozostał Ai Ogura a trzeci Celestino Vietti, ale Japończyk z finiszem na ósmej pozycji powiększył swoją stratę do 19 punktów, natomiast Włoch po ukończeniu wyścigu na piątym miejscu do 20 punktów. Coraz groźniej wyglądał za to Jaume Masia, który dzięki świetnej formie w GP Aragonii i GP Teruel awansował na czwartą pozycję w tabeli i tracił już tylko 24 oczka do Arenasa. Warto też wspomnieć, że oba sukcesy Masii na torze Motorland Aragon były kamieniami milowymi dla Hondy. Hiszpan dzięki zwycięstwu w pierwszy weekend został setnym zawodnikiem, który wygrywał wyścig na motocyklu tej marki. Natomiast jego drugi triumf było 800-tnym dla Hondy we wszystkich wszystkich trzech klasach.
Z Aragonii przenieśliśmy się do Walencji, gdzie miały odbyć się kolejne dwie rundy. Do pierwszej z nich, która nosiła nazwę GP Europy, kwalifikacje zwyciężył John McPhee, ale cały swój wysiłek z soboty zaprzepaścił na piątym okrążeniu niedzielnych zawodów, wywracając się w pierwszym zakręcie. W ten sposób niemalże przekreślił swoje szanse na tytuł mistrzowski. Podobnie wyglądało to w przypadku Jaume Masii, który znalazł się na deskach już pięć kółek później. Do najbardziej dramatycznych wydarzeń doszło jednak na drugim okrążeniu, kiedy ten wyścig skończył się dla trzech zawodników. Wszystko zaczęło się od wywrotki Celestino Viettiego w czwartym zakręcie, tuż za nim jechał Albert Arenas, który musiał odpuścić by uniknąć kontaktu z upadającym Włochem i jego motocyklem. Tego samego nie zrobił jednak jadący za liderem tabeli Alonso Lopez, który z pełnym impetem wjechał w tył motocykla z numerem 75 i upadł. Arenas zdołał utrzymać się torze, ale niedługo później okazało się, że jego motocykl jest uszkodzony i musi udać się do boksu. Na tej sytuacji skorzystał Raul Fernandez, prowadził on bowiem wyścig w chwili gdy za jego plecami doszło do kontaktu zawodników jadących na pozycjach 2, 3 i 4. Ta chwila zamieszania pozwoliła mu odjechać na około jedną sekundę od drugiego zawodnika. Jeśli chodzi o Arenasa, to po dokonaniu napraw powrócił on na tor. Hiszpan nie miał już szans na zdobycz punktową, ale przejechany wyścig umożliwiłby mu zdobycie solidnego zestawu danych, które pomogłyby w przyszły weekend. Jak się później okazało miał on jeszcze jeden cel. Raula Fernandeza goniła grupa czterech zawodników, a wśród nich był jego główny rywal w mistrzostwach – Ai Ogura. Kilkukrotnie zdublowany dołączył się do tej czwórki i próbował wybić z rytmu Japończyka, by ten odrobił do niego jak najmniej punktów. Takie zagrywki jednak nie są dozwolone i Hiszpan szybko zobaczył czarną flagę ze swoim numerem.
Jako pierwszy linię mety przekroczył Fernandez, dla którego było to pierwsze zwycięstwo w karierze. Drugi był Sergio Garcia, który podobnie jak w zeszłym sezonie zaliczył świetny występ na tym torze, mimo kiepskiej formy w pozostałych wyścigach. Jako trzeci natomiast finiszował Ai Ogura, który w końcu poradził sobie w problematycznych dla siebie chłodnych warunkach i zdobył ósme podium w sezonie. Liderem wciąż pozostawał Arenas, ale Ogura zbliżył się do niego na zaledwie trzy punkty. Trzeci z takim samym dorobkiem i taką samą stratą jak po GP Teruel pozostał Celestino Vietti, ale na uwagę zasługiwał Tony Arbolino, który dzięki finiszowi na czwartej pozycji awansował na czwarte miejsce. Tracił on do lidera tylko 23 punkty, a zważywszy na świetne tempo jakie prezentował na tym obiekcie, gra wciąż pozostawała dla niego otwarta.
Grand Prix Walencji
Pole position do drugich zawodów w Walencji wywalczył Darryn Binder, który tak jak wspomniałem wcześniej, zazwyczaj startował z dalekich pozycji, a mimo tego zawsze odnajdywał się na czele wyścigu. Można było więc spodziewać się go w walce o zwycięstwo. Tak się jednak nie stało, bo nie miał on tempa na walkę z czołówką i ukończył niedzielne zawody na piątej pozycji, tuż za Albertem Arenasem, który przyjechał na czele drugiej grupy zawodników. Podobnie jak tydzień wcześniej, tuż po starcie na prowadzenie wyszedł Raul Fernandez i wypracował przewagę, którą chciał zarządzać w drugiej części wyścigu, tym razem jednak mu się to nie udało. Na dwa okrążenia przed metą dopadł go Tony Arbolino, a na ostatnim kółku został on wyprzedzony przez Sergio Garcię. Dla Włocha było to pierwsze zwycięstwo w sezonie i pozwoliło mu zachować szansę na tytuł do ostatniego wyścigu. Tony dzięki temu triumfowi oraz drugiej z rzędu wywrotce Celestino Viettiego awansował na trzecią pozycję i tracił zaledwie 11 punktów do Arenasa, który uzbierał ich do tej pory 170. Drugi pozostał Ai Ogura, który pojechał przeciętny wyścig i zajął dopiero ósmą pozycję. W rezultacie jego strata do lidera wzrosła do 8 punktów. Reszta zawodników nie miała już nawet matematycznych szans na mistrzostwo.
Grand Prix Portugalii
Na zakończenie sezonu przenieśliśmy się do Protugalii na tor Algarve, na którym w przeszłości w serii FIM CEV Repsol ścigał się zarówno Albert Arenas jak i Tony Arbolino, ale nie Ai Ogura. Mimo tego, to właśnie Japończyk był najlepszy z tej trójki w kwalifikacjach, uzyskał bowiem piąty rezultat, choć Arenas również spisał się nieźle i zakwalifikował się jako szósty. Tego samego nie można powiedzieć o Tonym Arbolino, który znacznie utrudnił sobie zadanie, ponieważ nie dość, że nie przebił się przez Q1, to ukończył tą sesję dopiero na 15 miejscu, co oznaczało start dopiero z 27 pola! Szóste pole position w sezonie zdobył Raul Fernandez i również w niedziele nikt nie miał odpowiedzi na jego tempo. Młody Hiszpan objął prowadzenie tuż po starcie i wypracowywał co raz większą przewagę, która w pewnym momencie wynosiła prawie 10 sekund. Drugi w tym wyścigu Dennis Foggia starał się ją zniwelować, ale i tak finiszował z kosmiczną jak na standardy Moto3 stratą 5,81 sekundy. Jako trzeci linie mety przekroczył Jeremy Alcoba, dla którego było to pierwsze podium w karierze.
Fernandez zdominował więc ten wyścig, ale nie oznaczało to, że był on nudny. Przeciwnie, ponieważ za jego plecami toczyła się walka o tytuł. Ai Ogura świetnie wystartował i przez pierwsze dwa okrążenia jechał w przed Arenasem. Robił wszystko, by znaleźć się na czele goniącej Fernandeza grupy i utrzymać lidera mistrzostw za swoimi plecami. Nie był on jednak w stanie utrzymać takiego tempa i z każdym okrążeniem spadał na coraz dalsze pozycje. W pewnym momencie wydawać się mogło, że Arenas ma już jedną rękę na tytule. Jechał on bowiem po podium, a Ai Ogura utknął środku stawki. Jeśli chodzi o Tony’ego Arbolino, to wystartował świetnie, jechał niesamowicie szybko i zyskał wiele pozycji, ale wydawał się być zbyt daleko by dogonić Hiszpana i odrobić do niego aż 12 punktów. Dość nieoczekiwanie jednak, w połowie wyścigu tempo Arenasa zaczęło drastycznie spadać, w związku z czym doganiali go kolejni zawodnicy, w tym rywale w walce o tytuł. Najpierw był to Tony Arbolino, który minął go na pięć okrążeń przed metą, a później Ai Ogura, który dopadł go z grupą trzech innych zawodników. Arenas nie musiał z nimi walczyć, żeby zostać Mistrzem Świata, o czym jednak najprawdopodobniej zapomniał i w trakcie batalii z tą grupą stracił chłodną głowę, próbując za wszelką cenę utrzymać pozycję. Hiszpan jechał kompletnie rozbity i przynajmniej trzykrotnie na tym okrążeniu był bliski upadku. Ostatecznie jednak udało mu się pozostać w wyścigu i dojechać do mety na 12 miejscu, co zapewniło mu tytuł mistrzowski zaledwie z czteropunktową przewagą nie tylko nad drugim, ale także trzecim zawodnikiem. Stało się tak, ponieważ piąta pozycja na mecie Tony’ego Arbolino pozwoliła mu zrównać się punktami z ósmym w tamtym wyścigu Ai Ogurą i wyprzedzić go w tabeli dzięki większej ilości zwycięstw.
Bez wątpienia był to szalony sezon w i tak szalonej już klasie. Po raz pierwszy od 2015 roku rywalizacja o tytuł rozstrzygnęła się w ostatniej rundzie, po raz pierwszy od sezonu 2013 do ostatniego wyścigu miało na niego szansę aż trzech zawodników i w końcu po raz pierwszy od 13 lat mistrz kategorii Moto3 był starszy od tych, którzy zdobyli tytuły w dwóch pozostałych klasach. Sezon bez dwóch zdań obfitował w pechowe sytuacje. Oczywiście zastanawiać się, co by było gdyby, Arbolino mógł wystartować w GP Aragonii, czy gdyby Masia nie zabrał z toru Ai Ogury podczas drugiego wyścigu w Jerez, kiedy ten miał świetne tempo. Bez wątpienia to mogło kosztować ich mistrzostwo. Należy jednak pamiętać, że Alberta Arenasa też kilkukrotnie dopadał pech, ale to właśnie on na przestrzeni całego sezonu wygrał najwięcej wyścigów i był najbardziej systematyczny, co pozwoliło mu wywalczyć upragniony tytuł.
źródło informacji: motomatters.com
życze wszystkim udanego roku i sylwestra , no i liczmy na to że sezon motogp będzie miał więcej niż 13 rund