Jeszcze 3 miesiące temu właściciel warsztatu motocyklowego, który spłonął w ciągu pół godziny zastanawiał się: „Co dalej?” Na podjęcie decyzji nie musiał jednak zbyt długo czekać.
Rybnik, Zwonowice. Tam natykasz się na warsztat MotoHans. W środku klika motocykli, silniki i inny szpej motocyklowy, pies, który nie odstępuje na krok swojego właściciela. I sam właściciel – Paweł. Choć to luty i temperatura oscyluje w okolicy zera, Paweł chodzi w klapkach i krótkich spodenkach. Jak później powie – tak lubi, w tym się najlepiej czuje. Poproszony o rozmowę, zgadza się bez wahania. A że gawędziarz z niego przedni od razu płynie historia.
Zaczynał jak każdy chłopak – najpierw Jawka 50 i jeżdżenie po miedzach oraz dookoła domu (do mementu zatarcia). Późnej motorynka z silnikiem Cezety 175, Yamaha R1 na której jeździł… dwa dni (bo ją od razu skasował). Po jej reaktywacji w nowym sezonie… ponownie ją zatarł, bo jak sam twierdził: jeździł więcej na jednym kole niż na dwóch. Gdzieś tam jeszcze miał przygodę z torowaniem – Puchar Polski na który wchodził „z marszu”, startował z zawodnikami, którzy przygotowywali się kilka lat. Sam podkreśla – było to rzucanie się z motyką na słonce, kompletna amatorka. Zbudował motocykl w miarę odpowiadający regulaminowi, szukał opon, kombinezonu, kocy (oczywiście w „używkach”), z minimalnym budżetem, aby tylko być w zgodzie z regulaminem. Kierował się też sugestiami Pawła Rinasa – zadawał pytania, śledził jego blog. I to on był motorem jego działań w przygotowaniu do wyścigów torowych.
Były też uliczne wyścigi w Czechach, całkiem odmienne w charakterze od wyścigów w Polsce. Ale zawsze dłubał przy silnikach, coś poprawiał, doskonalił itd. Jednak nie była to praca zarobkowa, stała. Koleją rzeczy ożenił się, pojawiło się dziecko i w 2016r. stwierdził, że może jednak przekuć amatorskie dłubanie na coś co daje utrzymanie. Jak sam wspominał: „było to bardziej otwarcie dla fun’u; coś zrobić, wymienić napęd, olej, ponapinać się, wrzucić reklamę do Internetu.” Jednak naprawy coraz bardziej go wciągały, dokształcanie się, szkolenia, aby doskonalić swój warsztat umiejętności bo pracy przybywało. I w końcu trzeba było podjąć „męską decyzję” – czy kopalnia, czy prowadzenie warsztatu? Bo pożenić to jest coraz trudniej, a jest się tylko człowiekiem, a nie cyborgiem. Wspólnie z żoną zdecydowali – naprawy.
I gdy już wszystko hulało niczym halny w Tatrach. obudził się „Czerwony Kur”. 30 listopada ok godziny 9.00 wybuchł pożar. Ogień miał co pożerać – w warsztacie znajdowało się kilkanaście motocykli, narzędzia, części zamienne, materiały łatwopalne. Koszt zniszczeń oszacowano na ok 400tys złotych. W ciągu 30 minut z dymem poszedł nie tylko dorobek życia, ale i zaufanie klientów. Jednak bardzo szybko nastąpiła reakcja ludzi dobrej woli: podawane na fcb „metodą łańcuszkową” info o pożarze, założone przez żonę Pawła konto na Zrzutce, wpłaty ludzi dla których pomaganie innym to priorytet. Ważne było również wsparcie psychiczne. Paweł był gotów zrezygnować z odbudowy warsztatu, wrócić do etatowej pracy. Ale wsparcie żony, rodziny oraz armii ludzi pomagających w odbudowie zgliszcz i reaktywacji marzeń poskutkowało tym, że dziś są to tylko wspomnienia. Trudne wspomnienia, do których nie chce się wracać, ale które stanowią swojego rodzaju memento.
Jak optymistycznie zaznacza Paweł: „Jeszcze dwa miesiące zajmie nam całkowite zamkniecie tematu naprawianych motocykli”. Skąd spływają do niego zlecenia? Okazuje się że z całej Polski. Wykonują naprawy niestandardowe, nie trzymając się stereotypów. Działają z zasada: Nie ma naprawy niemożliwej, trzeba tylko poczekać dzień/dwa. Obserwując go podczas pracy od razu wiesz, że masz do czynienia z kimś, kto zna sie na tym co robi. Tu nie ma niepotrzebnych ruchów, oglądania, kombinowania. Pracując, Pawłowi nie zamyka się twarz – a to nawiązuje do wyścigów w których brał udział, a to do psa przygarniętego ze schroniska, a to do życia torowego. Nie usłyszysz w jego głosie zniechęcenia, załamania tym co się stało. Jak każdy „synek ze Śląska” wie, że co sie stało to się nie odstanie, nie ma co się rozczulać, żyć z czegoś trzeba. U niego dodatkowo sprawdza się powiedzenie, że robienie tego co się lubi jest wolnością, a lubienie tego co się robi jest szczęściem.
Więcej o samym Pawle, wywiad z nim, jego przemyślenia, historie, odpowiedzi na pytania widzów są dostępne pod linkami:
Tekst: @sabi_witch