Po fatalnym zakończeniu zmagań na brytyjskim torze Silverstone obaj zawodnicy zespołu Yamaha Factory Racing, że w ten weekend znów pokażą pełnię swojej możliwości i to w specjalnych barwach.
Nie pierwszy raz na torze Assen kierowcy fabrycznej ekipy Yamahy startować będą w innych barwach niż zwykle. Tym razem, niczym w Walencji w sezonie 2005, motocykle pomalowane będą na biało-czerwono-czarno. Są to historyczne barwy producenta z Iwaty, który w tym roku świętuje swoje pięćdziesięciolecie startów w wyścigach Grand Prix. Nie dziwi więc, że zarówno Jorge Lorenzo jak i Ben Spies liczą, iż w nadchodzących zmaganiach powrócą do walki w czołówce.
Ostatnie zmagania na Silverstone nie ułożyły się po myśli Jorge Lorenzo. Chociaż po starcie objął on prowadzenie, szybko spadł on na pozycję numer trzy. Hiszpan długo walczył o drugą lokatę z Andreą Dovizioso, jednak na dziewiątym okrążeniu zaliczył potężnego high-side’a i wylądował na deskach. Tym samym zakończyła się seria dwudziestu pięciu z rzędu finiszów w czołowej czwórce, którą #1 zapoczątkował jeszcze w Malezji w sezonie 2009. Tak czy inaczej jednak „Por Fuera” spadł w klasyfikacji generalnej na drugie miejsce ze stratą osiemnastu punktów do liderującego Casey’a Stonera.
„Assen to tor, na którym wygrywałem w przeszłości we wszystkich trzech klasach, w tym w ubiegłym sezonie. W tym roku to będzie dla nas specjalna runda, bo świętujemy pięćdziesiątą rocznicę startów w Grand Prix. Teraz jestem na drugiej pozycji w klasyfikacji generalnej, a do Holandii jedziemy z zamiarem wywarcia presji na liderze,” komentował obrońca tytułu mistrzowskiego.
Nie od dziś wiadomo, że Yamaha zawsze dobrze spisywała się na holenderskim torze i w tym właśnie swojej szansy upatruje 24’latek z Majorki. Wszak to tutaj wygrał rok temu wyścig ze sporą przewagą nad rywalami, startując przy okazji do sobotnich zmagań z Pole Position. „Muszę dalej wykonywać swoją pracę z maksymalnym zaangażowaniem. Team jest mocno zmotywowany, a ja chcę dojechać do mety przynajmniej na podium,” dodał na koniec Lorenzo.
Póki co sezon 2011 w wykonaniu Bena Spiesa składa się wyłącznie ze wzlotów i upadków. On sam w klasyfikacji generalnej, z dorobkiem zaledwie trzydziestu sześciu punktów, zajmuje dziewiątą pozycję. Amerykanin nie ukończył trzech z sześciu rund tegorocznego cyklu zmagań. Dwa razy był on szósty, a raz – w Katalonii – dojechał do mety na lokacie numer trzy. Nie dziwi więc, że na torze Assen, po wywrotce na obiekcie Silverstone, chce on wypaść jak najlepiej i wrócić do walki w czołówce.
„Z niecierpliwością czekam na rundę na Assen. Naprawdę kocham ten tor i wygląda na to, że Yamaha M1 idealnie do niego pasuje. To szybki tor, co bardzo mi się podoba, mam z nim związanych wiele wspomnień, kiedy jeszcze oglądałem wyścigi w telewizji będąc dzieckiem. Dla mnie to przywilej, że mogę się tu ścigać,” komentował 26’latek z Houston, dla którego trzecie miejsce z toru Montmelo jest dotychczas jedynym finiszem w tegorocznym cyklu zmagań.
W ubiegłym sezonie, jeżdżąc w teamie Monster Yamaha Tech3, do mety w Holandii #11 dojechał na czwartym miejscu. Ale to właśnie tutaj w 2009 roku w serii World Superbike startował on z Superpole i wygrał jeden wyścig. „Nadal jestem zły z powodu tego, co stało się na Silverstone, ale ja nie poddam się. Wciąż będę dawał z siebie maksimum walcząc o najlepsze możliwe rezultaty. Wydaje się, że ściganie się w tych specjalnych barwach na tym torze będzie czymś naprawdę niesamowitym,” dodał na koniec „BigBen”.
W klasyfikacji zespołów team Yamaha Factory Racing wciąż zajmuje drugie miejsce z dorobkiem stu trzydziestu czterech punktów, ale przewaga tej ekipy nad Ducati Marlboro zmalała do zaledwie sześciu „oczek”. Tymczasem przy okazji ostatniej rundy w Wielkiej Brytanii pierwszy raz od czasu, uwaga… Grand Prix Kataru w sezonie 2004 na mecie nie zobaczyliśmy obu zawodników fabrycznego zespołu Yamahy! Producent z Iwaty wśród konstruktorów także zajmuje drugie miejsce mając na swoim koncie sto czternaście punktów.