Marc Marquez po wyścigu o GP Australii przyznał, że wcześniej umówił się ze swoim zespołem, że nie chce być informowany o pozycji, na jakiej jedzie największy i już teraz jedyny rywal w walce o mistrzostwo – Andrea Dovizioso. Hiszpan uważa też, że nadszedł czas na uważne liczenie punktów w dwóch kolejnych wyścigach.
Marquez rozpoczął wyścig od dalszej pozycji – można powiedzieć, że pozwolił prowadzić innym: „Starałem się jechać, dogrzać opony i pozostać spokojnym. Ale zaledwie po kilku okrążeniach, był pierwszy kontakt. Pomyślałem wtedy: „w porządku, będzie ciężko”! Jechaliśmy dużą grupą, jak w Moto3. W połowie dystansu zdałem sobie sprawę, że muszę atakować, bo inaczej inni mnie wyprzedzą. Mam kilka śladów po kontaktach na mojej skórze i motocyklu, ale ja też jechałem agresywnie! Upadek lub zero punktów byłby katastrofą, ale był też czas by atakować. Widziałem, że to ważny wyścig, aby powiększyć przewagę w mistrzostwach.”
„Przed wyścigiem mieliśmy spotkanie. Zapytano mnie czy chcę wiedzieć, który jest Dovi w trakcie. Odpowiedziałem, że nie. W środku wyścigu pojawiły się znaki zapytania, ale potem w zakręcie #4 zobaczyłem go dopiero w #3, więc miałem to pod kontrolą. Starałem się to kontrolować gdzie jest Dovi i wszystko kalkulować. Wtedy, gdy do końca było około osiem okrążeń, powiedziałem sobie, że jestem w stanie być kilka dziesiątych sekundy szybszy i wytworzyć małą przewagę.” – dodał.
„Zwycięstwo było ważne. To był wyścig jak w 2015 roku, z wieloma wyprzedzeniami. Taka przewaga punktowa sprawia, że jestem bardzo szczęśliwy. Teraz jest czas, by odetchnąć i zobaczyć, jakie mamy możliwości. Teraz trzeba zbierać punkty.” – zakończył aktualny mistrz świata. Ma 33 oczka przewagi nad Andreą Dovizioso.
Ale dwa razy się odwrócił żeby zobaczyć czy Dovi jedzie