Ekscytacja, podniecenie, strach, zmęczenie, oczekiwanie, radość — runda nr 4 WMMP była dla zawodników Loctite Ceresit Racing Team prawdziwym miksem sportowych emocji.
Deszcz mieszał się z szampanem, niektórym dzień zlewał się z nocą, między rozpEkscytacja, podniecenie, strach, zmęczenie, oczekiwanie, radość — runda nr 4 WMMP była dla zawodników Loctite Ceresit Racing Team prawdziwym miksem sportowych emocji.
Deszcz mieszał się z szampanem, niektórym dzień zlewał się z nocą, między rozpaczą a radością granica była równie niewyraźna, jak tor widoczny przez zmoczoną deszczem szybę kasku. Wszystko zakończyło się trzema wejściami na podium i świetnymi wynikami całego teamu.
Od początku kwalifikacji i zawodów 4-tej rundy WMMP wszyscy nerwowo patrzyli w niebo, ale jedyne, co można było z niego wyczytać brzmiało: „no nie wiem”. Mimo stresującego oczekiwania na jego decyzję (lunie czy też nie), kwalifikacje przebiegły bardzo obiecująco. Wszyscy zawodnicy trzymali się w czołówce, której przewodził Arek Śliwa (drugi w kwalifikacjach Rookie do 600 cm, drugi w Pucharze Suzuki).
Na starcie pierwszej z dwóch, odbywających się w ten weekend, rund markowego Pucharu Suzuki stanął pełen skład Loctite Ceresit Racing Team. O miejsce na podium dzielnie do samego końca walczył Arek Śliwa, plasując się ostatecznie na 3 pozycji. Mimo niewątpliwego sukcesu, nastrój na podium miał raczej marsowy. Na ostatnim okrążeniu rozpoczęły się kłopoty z silnikiem, który zaledwie kilka metrów po przekroczeniu linii mety z hukiem wybuchł pod zawodnikiem. Udział w niedzielnej rywalizacji stanął wiec dla Arka pod znakiem zapytania. Z pomocą przyszła reszta drużyny i niezawodny team mechaników pod wodzą Michała Szramy.
Szukając innego wyjścia niż przełożenie silnika z maszyny Grzesia Kawińskiego, (który sam wyszedł z taką inicjatywą), Śliwa i Gienek zdecydowali się na nocną podróż do Kołobrzegu, jedynego miejsca, gdzie od ręki, w środku nocy możliwy był zakup silnika do jego GSXR-a. Po trwającej do rana operacji przeszczepu „nowego serca”, maszyna Arka gotowa była do dalszej walki. W drugiej rundzie Markowego Pucharu Suzuki, Śliwa, mimo zmęczenia po całonocnej akcji ratunkowej i niepewności związanej z jazdą na nowym silniku, powtórzył sobotni sukces i uplasował się na wysokiej, trzeciej pozycji. W klasie powyżej 600 cm, najlepiej spisał się Kuba Derecki, który w sobotę przekroczył metę jako piaty, a w niedzielę szósty.
Najwięcej emocji wywołały dwa ostatnie wyścigi tej rundy zawodów: Rookie do i powyżej 600 cm. Dwie godziny przed zawodami Poznań zalały strugi rzęsistego deszczu, zamieniając suchą nawierzchnię toru w mokre, śliskie, nieprzyjazne pole walki. Tak się przynajmniej chłopakom wydawało, do momentu startu. Wszyscy zawodnicy, nie kryjąc obaw przed nowym wyzwaniem, dosiedli swoje „superbajki”, ubrane po raz pierwszy w komplety nowiutkich opon Metzeler typu „rain”. Urwanie chmury, co prawda zdążyło się już przetoczyć, ale cały czas siąpiło i wiał mocny wiatr. Okazało się, że aura w żaden sposób nie jest w stanie przeszkodzić ekipie LCRT w sięganiu po najcenniejsze trofea. Wyścig zakończył się na podium zdominowanym przez biało-czerwone kombinezony. Na drugim miejscu wyścig zakończył Janek Mitko, który okazał się prawdziwym wirtuozem jazdy w niesprzyjających warunkach pogodowych. W zdobyciu tytułu wicemistrza nie przeszkodziły mu ani ciągnące się od początku rundy kłopoty ze skrzynią biegów, ani zalana deszczem ciemna szybka w kasku, ani łapane przy większej prędkości uślizgi. Ani nawet sam Arek Śliwa, który na mecie zameldował się jako trzeci. Dobrze pojechali także pozostali członkowie LCRT. Grześ Kawiński uplasował się na szóstej pozycji, a Gienek Śnieżko na trzynastej. W klasie powyżej 600 cm, dobre miejsce zdobył także Andrzej Kozicki, kończąc wyścig na ósmej pozycji.
Przed chłopakami z LCRT kolejna runda, tym razem w czeskim Moście. Zawodnicy zarzekają się, że w czeskim filmie zagrają tylko główne role, bo przecież trening czyni mistrza, a takiego treningu, jak na rundzie nr 4 nie mieli jeszcze nigdy.