Podczas minionego weekendu w Poznaniu, w klasie Rookie 600 doszło do groźnie wyglądających wypadków. Jednym z biorących w nim udział zawodników był Łukasz „Dragilla” Sacha, jeżdżący na motocyklu Yamaha R6 (#11) w zespole Ready2Race. Portal moPodczas minionego weekendu w Poznaniu, w klasie Rookie 600 doszło do groźnie wyglądających wypadków. Jednym z biorących w nim udział zawodników był Łukasz „Dragilla” Sacha, jeżdżący na motocyklu Yamaha R6 (#11) w zespole Ready2Race. Portal motogp.pl ma teraz przyjemność zaprezentować Państwu z nim wywiad.
Tomasz Lubiński (motogp.pl): Jak ogólnie minął Ci weekend na torze Poznań? Jak oceniasz organizację nowego sezonu w Przeźmierowie?
Łukasz Sacha: Jako, że były to moje pierwsze dni w tym roku na torze w Poznaniu to weekend minął mi bardzo miło. Nic nie jest w stanie zastąpić tej atmosfery. Wszystko co tam znajduję (ludzie, ryk silników, a nawet dobrze znane żarcie) sprawia, że doskonale tam odpoczywam.
Jeśli chodzi o organizację, to prawdę mówiąc nie zauważyłem żadnych zmian… może poza tym, że w skutek całej afery wokół głośności na Pierwszą Rundę przyjechało trochę mniej ścigantów niż rok temu.
motogp.pl: Jak oceniasz swoje kwalifikacje?
ŁS: Kwalifikacje poszły nadspodziewanie dobrze, choć mogły jeszcze lepiej.
Po pierwszej, dosyć luźno przejechanej czasówce poszedłem sprawdzić wyniki i okazało się, że jestem trzeci. Spodziewałem się miejsca gdzieś w pierwszej dziesiątce, ale pierwsza trójka to była miła niespodzianka, szczególnie, że szybka jazda zaplanowana była na drugie kwali. Na drugi trening wyjechałem zatem zwarty i gotowy, żeby wykręcić jedno superszybkie kółko i umocnić swoją pozycję w pierwszym rzędzie. Niestety, drugi trening został przerwany po kilku kółkach rozgrzewkowych, z powodu przykro wyglądającego upadku zawodnika jadącego kilkadziesiąt metrów przede mną na szykance. Trening wznowiono po kilkunastu minutach, jednak znowu potrzebna była rozgrzewka. Kiedy właśnie wypracowałem sobie dobrą pozycję w szyku na torze (dość miejsca przede mną żeby kogoś nie dogonić w środku kółka i za mną, żeby to ktoś mnie nie dogonił) i już rozpocząłem swoje „szybkie” kółko okazało się, że zabrakło mi paliwa.
Niestety nie wziąłem pod uwagę faktu, iż trening był przerwany i nie dotankowałem maszyny w przerwie. Tak czy inaczej czas z pierwszych kwalifikacji wystarczył na czołowy rząd — 4-te miejsce. Sabathius kończąc również tylko pierwszą kwali znajdował się na drugim miejscu w pierwszej linii, także z punktu widzenia naszego teamu [R2R] kwalifikacje poszły wyśmienicie.
motogp.pl: A jak poszło Ci w wyścigu?
ŁS: Niestety wyścigu nie udało się ukończyć. Start był w normie, gdyż utrzymałem 4-tą pozycję. Wszystko szło całkiem dobrze – trzymałem się dość blisko i obserwowałem zawodników przede mną szykując atak. Niestety na prawym szybkim zakręcie za trybunkami coś dziwnego stało się z moim rollgazem i nie dałem rady złożyć się w ten zakręt – zmuszony byłem pojechać prosto. Pech chciał, że jadący za mną „koło w koło” Sabathius został zahaczony przez mój koziołkujący motocykl i obaj polegliśmy.
motogp.pl: Czy nic Ci się nie stało?
ŁS: Powiem Ci, że nic nie wskazywało na to, że może to być coś poważnego. Myślałem, że najwyżej przewrócę się w żwirze, podniosę motocykl i pojadę dalej. Niestety przez kontakt z motocyklem Sabathiusa doszło do scen dantejskich. Z relacji świadków wynika, że motocykle fruwały pod samo niebo. Ja osobiście nic nie pamiętam – przytomność odzyskałem w karetce w drodze do szpitala. Na szczęście ani ja ani Sabathius nie ucierpieliśmy trwale w wypadku – nie ma żadnych złamań. U mnie doszło do zerwania mięśnia w udzie, wstrząsu mózgu i paru innych większych lub mniejszych stłuczeń i skręceń …
Sabathius ma solidnie stłuczony prawy bark i przedramię oraz skręconą kostkę. Nie jest źle – może nie na drugą rundę, ale na trzecią będziemy gotowi :)
motogp.pl: Dziękuję za wywiad i życzę szybkiego powrotu do zdrowia.
ŁS: Dzięki.